AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Kiedyś dyskutowaliśmy nad tematem języka niemieckiego, jednak może zastanowić się nad języki obcymi stosunkowo ogólnie? Które języki wydają się popularne, które was interesują, na co zwrócić uwagę przy wyborze kolejnego języka, którego chcemy się uczyć etc.
Angielski oczywiście jest podstawą - mam zamiar będąc już w Warszawie wyrobić sobie certyfikat. Dogadać się umiem, matura poszła nienajgorzej, toteż myślę, że podołam
Swojego czasu 1 miesiąc chodziłem na łacinę, ale nie potrafiłem się zmobilizować
Aha i uważam, że Polska powinna zrezygnować z nauczania j. rosyjskiego w szkołach. Bo po kiego grzyba nam on?
Bo to nasz sasiad, mieszka tam wielu ludzi i jest naszym potencjalnym partnerem gospodarczym? .
Angielski potrafie calkiem przyzwoicie, francuski w stopniu bardzo podstawowym (co prawda 8 lat nauki, ale w szkole, wiec niespecjalnie sie mobilizowalem), lacina teraz drugi rok bedzie lecial. planuje tez podjac nauke jezyka perskiego (awestyjskiego) i moze kiedys greki.
Bo to nasz sasiad, mieszka tam wielu ludzi i jest naszym potencjalnym partnerem gospodarczym? .
Polska winna iść w kierunku zachodu, nie wschodu...
Pewnie znów wyjdzie mi wyjątkowo długi post, ale co tam, postaram się go chociaż przystępnie uformować. Zaczynamy.
Angielski, jak napisał Seraphe, podstawa komunikacji w XXI wieku. Osobiście przepadam za tym językiem, jednak jestem "amerykanistą", lubuję się w prostocie, nie przepadam za korzystaniem z wyuzdanego słownictwa, cenię sobie luz i swobodną konwersację. Amerykański pozwala też na pewną wulgarność, brytyjski nawet obelgę godną najpodlejszego Afroamerykanina obróci w dumne stwierdzenie pełne kuruazji. W związku z moimi upodobaniami nienawidzę wypełniać formularzy, pisać sprawozdań, raportów czy innego oficjalnego śmietnika w języku angielskim. Oczywiście, będę musiał się tego nauczyć, jeżeli planuję pracować w sektorze prawno-biurowym, aczkolwiek mam jeszcze czas, więc mogę szastać zwrotami z za oceanu na prawo i lewo. Bo przecież wygodniej jest powiedzieć "I wanna get free tomorrow" w miejscu "I would like to take day off tomorrow".
Dalej. Niderlandzki. Kiedy przyjechałem do krainy wiatraków potrafiłem powiedzieć jedynie dzieńdobry, dziękuję, dowidzenia... Dziś mówię płynnie, aczkolwiek na poziomie codziennym. To znaczy, poradzę sobie z konwersacji korzystając z poprawnych słownictwa, gramatyki, akcentu... Oczywiście, każdy Holender bez problemów stwierdza, że Niderlandczykiem nie jestem, aczkolwiek kiedy na pytanie o długość pobytu w Królestwie odpowiadam, iż siedzę tu kilkanaście miesięcy każdy z rozmówców robi oczy "jak pięć złotych". Rzadko kiedy przybysze opanowują język w tak krótkim okresie czasu. Język codzienny (ned. dagelijke taal) oznacza też, iż mam problemy z zakresem słownictwa w konwersacjach dotyczących konkretnych dziedzin (ned. taal van het vak), gdyż nie miałem z nimi doczynienia w języku niderlandzkim.
Francuski. Piękny to język, aczkolwiek po dwóch latach nauki w szkole i kilku miesiącach edukacji we własnym zakresie niewiele potrafię, niewiele pamiętam... Jedno jest pewne. Przedmiot niebywale trudny, dla osoby nie znającej żadnego innego języka romańskiego. Trudny, ale niezwykle ważny.
Niemiecki. Tutaj już się określiłem jakiś czas temu. Ciekawy, solidny i stosunkowo jasno uformowany język germański. Warto się go uczyć. Moja wiedza na ten temat jest stosunkowo niewielka, nie posiadam nawet możliwości prowadzenia rozmowy.
Jest też kilka języków, które mnie osobiście wydają się być niezwykle ciekawe. Szwedzki, duński czy suomi. Interesujący jest też arabski i hebrajski... Rosyjski też posiada pewien urok.
Teraz kilka słów o nauczaniu języków obcych. Jak wszyscy wiemy polski ma wyjątkowo ograniczony zasięg. Oficjalnie sięga terytorium Polski i skrawka Litwy, Białorusi i Ukrainy. Można też spotkać sporo osób korzystających z tego języka w świecie zachodnim. Wielka Brytania, Niemcy, Holandia, Stany... Jednak w Polsce istnieje silna potrzeba odpowiedniego nauczania języków obcych. Dziś mamy jedynie ustawowy nakaz nauki angielskiego. Problem jest jednak taki, że nie wszędzie jest egzekwowany, a i system nauczania jest, krótko mówiąc, do dupy. Polska powinna spojrzeć nie na Niemcy, nie na Anglię, lecz na Holandię. Od szkoły podstawowej dzieci rozpoczynają naukę trzech języków. Angielskiego, niemieckiego i francuskiego. W dalszej fazie edukacji można zrezygnować z dwóch ostatnich lub na przykład dodać sobie do zestawu hiszpański. Wszystko zależy od poziomu na jakim się znajdujemy i w jakiej placówce kontynuujemy naszą naukę. W każdym bądź razie. System holenderskiego nauczania języków obcych jest na tyle skuteczny, iż 90% społeczeństwa płynnie posługuje się angielskim, circa 70% niemieckim i ostatecznie, circa 50% francuskim. W Polsce wszyscy wiemy jak to wygląda... Kaprawo. Jednak języki obce są wyjątkowo ważnym aspektem edukacji młodych Polaków, więc życzyłbym sobie by polskie MEN zajęło się tą sprawą dosyć porządnie i z namysłem.
Aha i uważam, że Polska powinna zrezygnować z nauczania j. rosyjskiego w szkołach. Bo po kiego grzyba nam on?
Polska na szczęście nie zrezygnuje z nauczania tego języka. Po pierwsze dlatego, że jest on przydatny, po drugie dlatego, że zbyt wielu młodych ludzi chce się go uczyć. Sam specjalnie wybrałem klasę w liceum, by się mieć lekcje rosyjskiego. Żałuję jedynie, że mam tak marną nauczycielkę.
W każdym bądź razie.
W każdym razie.
Uczyłem się angielskiego, niemieckiego i łaciny. Z niemieckiego zdawałem maturę. Podoba mi się japoński, może kiedyś się go nauczę, ale na pewno nie planuję nauki tego języka w najbliższym czasie.
Polska winna iść w kierunku zachodu, nie wschodu...
No weź Seraf, na zachodze są Niemcy... fuj...
A serio to kasa jest kasa i nieważne, czy od ruskich czy od westów. Rosyjski może się przydać w pracy (korporacje, dyplomacja, tłumacz, nauczyciel - heheh), w interesach itp itd. Na pewno jest atutem jak każdy język.
Grunt to angielski, a na drugi może być i rosyjski, czemu nie.
Brzmienie takiego prawdziwego angielskiego z akcentem na medal straszliwie mi się podoba
Brzmienie takiego prawdziwego angielskiego z akcentem na medal straszliwie mi się podoba Nie tylko tobie, osobiście, jak już pisałem, jestem "amerykanistą", ale kiedy jakaś interesująca panna rozmawia ze mną przy użyciu perfekcyjnego brytyjskiego angielskiego, to krótko mówiąc się rozpływam. Ot, takie widzimisię.
Polskim politykom chyba jednak nie bardzo podoba się ten akcent
"Maj pleżyr"
Niestety, polscy politycy, tak jak i zdecydowana większość społeczeństwa, są wychowani w innych realiach, często w innym systemie. Dzisiejsza młodzież, która zdaje się w roku 2000 została poddana przymusowi nauki języka angielskiego, ma problem z jego opanowaniem, więc ludzie starszych generacji, którzy z językiem tym starają się współżyć mają automatycznie ogromne problemy z zasadami gramatyki i wymowy. Tutaj nie ma z czego się śmiać, tu należy działać i to szybko, bo odsetek młodych posługujących angielskim na takim poziomie jak ty, czy ja (choć zapewne moje słownictwo znacznie jest uboższe od twojego ) jest szalenie znikomy.
więc ludzie starszych generacji, którzy z językiem tym starają się współżyć mają automatycznie ogromne problemy z zasadami gramatyki i wymowy.
Nie zawsze. Ojciec mojego kumpla nauczył się kilka lat temu angielskiego. Jak? Kilka godzin dziennie słuchawki na uszach i easy english w nich. A i akcent całkiem przyzwoity, serio!
Nie zawsze. Ojciec mojego kumpla nauczył się kilka lat temu angielskiego. Jak? Kilka godzin dziennie słuchawki na uszach i easy english w nich. A i akcent całkiem przyzwoity, serio! Nie wykluczam takiej możliwości, jednak sam chyba przyznasz, że jest to swego rodzaju wyjątek, rodzynek wśród ludzi starszego pokolenia?
Nie wykluczam takiej możliwości, jednak sam chyba przyznasz, że jest to swego rodzaju wyjątek, rodzynek wśród ludzi starszego pokolenia?
Fakt, facet ambitny i cholernie inteligentny, a mówimy raczej o szarych Kowalskich
Aha i uważam, że Polska powinna zrezygnować z nauczania j. rosyjskiego w szkołach. Bo po kiego grzyba nam on?
Zresztą nie wiem czy to jakiś przypadek czy nie ale widzę coraz więcej kursów tego języka, także możliwe ze japoński ma przyszłość.
Na pewno ma, a jeśli chodzi o dużą ilość kursów... cóż, język spopularyzowały m.in. różnorakie anime. Niejedna fanka (bo odnoszę wrażenie, że dotyczy to przede wszystkim dziewczyn) skośnych kreskówek dezyduje się na naukę japońskiego (sam znam kilka takich osób, więc ogółem musi być ich sporo).
Angielski - dodatkowa nauka od 6 roku życia, 6 lat w klasie dwujęzycznej (za 4 miechy czeka mnie matura z niego na poziomie Proficiency ;s), 6 lat słuchania anglojęzycznych wykonawców ; ) bywa, że łatwiej jest mi coś wyrazić po angielsku niż po polsku. Tłumaczenie modów to w większym stopniu kwestia znajomości gry i polskiego, choć angielski też był przydatny.
Największy mankament to phrasale w większości nielogiczne dla polaków i gramatyka, moja pięta Achillesowa. Jednak czy jest ona aż tak istotna? Mam w klasie ziomka, który 1/2 życia spędził w USA i ze sprawdzianów z gramatyki zbiera dwóje - a kiedy mówi to od razu widać, a właściwie słychać skąd przyleciał;) Kolejny dowód na to jak zajebiście sensowny system edukacji mamy -.-
Prawda jest taka, że nawet 10-20 lat książkowej nauki języka nie zapewni swobodnej rozmowy z native speakerem.
Francuski - niby uczę się szósty rok, ale nic nie umiem. Akcent mam, ale jeśli sam mam kogoś słuchać/czytać to nigdy nie mogę zrozumieć. Strasznie 'śliski', płynny język. Duża różnica między fonetyką a pisownią.
mój ulubiony przykład: woda - l'eau, czyta się 'o'
Przy czytaniu/pisaniu inaczej jak ze słownikiem słowo po słowie nie dam rady. Gramatyka niby łatwa, ale dochodzą do tego rozmaite popierdółki, tutaj e bez kreski, tu z kreską, tu nie w tę stronę co trzeba, tu inna końcówka, tu z apostrofem... zaj.... się idzie. Pomimo 6-letniej znajomości języka, przez właśnie takie upierdliwe błędy dostaję gorsze oceny niż klasowe kujony, którzy nawet poprawnie czytać nie umieją.
Poza tym francuski wydaje mi się taki.. hmmm, mało męski
Co innego jeśli słucham niektórych francuzek można się rozmarzyć.
Niemiecki - nie znam ni w ząb, choć wypadałoby.
Po pierwsze z powodu moich korzeni,
po drugie - Niemcy = jeden z lepszych twórców industrialu
wielu ludzi czuje do niego i rosyjskiego niewytłumaczalną niechęć, ciekawe czemu? przynajmniej nie brzmią tak ped... znaczy zniewieściale jak francuski
Hiszpański - miałem z nim krótki epizod 5 lat temu, kiedy była możliwa jego darmowa nauka w szkole. Teraz niewiele pamiętam, ale język nie wydaje się trudny. Przynajmniej nie ma tak dużej różnicy między fonetyką a pisownią jak w francuskim.
Jakiś czas temu znajomy męczył mnie (tzn. zachęcał ) do norweskiego Chyba mam nawet gdzieś na kompie nagrania do nauki pt. "Vil du Norsk?". Jednak bardziej ciągnie mnie do fińskiego (ach, ten Turmion), ciekawy, nieco śmiesznie brzmiący język, przypomina mi połączenie rosyjskiego i niemieckiego.
Niejedna fanka (bo odnoszę wrażenie, że dotyczy to przede wszystkim dziewczyn) skośnych kreskówek dezyduje się na naukę japońskiego (sam znam kilka takich osób, więc ogółem musi być ich sporo).
True
aczkolwiek samemu do japońskiego zaczęło mnie ciągnąć pod wpływem zainteresowania taoizmem. Jednak póki co zarówno z nim jak i ze skandynawskimi muszę się wstrzymać, bo czasu brak.
Prawda jest taka, że nawet 10-20 lat książkowej nauki języka nie zapewni swobodnej rozmowy z native speakerem. Potwierdzam, potwierdzam. Sam zaczynałem od nauki książkowej, wkuwanej... Jednak gdy tylko opanowałem jako tako pewne słownictwo i zasady zostałem zmuszony do posługiwania się językiem w życiu codziennym, w końcu wyjeżdżając do Holandii znałem może ledwie kilka słów w niderlandzkim. Trafiłem do międzynarodowej szkoły, a tam poznałem znajomych pochodzących ze Stanów, Australii czy choćby Nowej Zelandii, więc jak kolega się wyraził "native speaker'ów" i tak mój angielski się od jakiegoś czasu stopniowo rozwija. Oczywiście, do perfekcji mi jeszcze daleko, dla przykładu ostatnie zassałem z Britannica tekst o Monteskiuszu potrzebny mi do szkoły... Cztery kartki, a kilkadziesiąt nowych słów, wszystko fachowe słownictwo, którego winienem się wyuczyć z... Książek! Tak więc według mnie najlepsza kombinacja to teoria plus praktyka jednocześnie oraz stały kontakt z językiem. Do tego niezbędne są chęci... Osobiście kładę spory nacisk na angielski, jak najlepsze władanie tym językiem to jeden z moich priorytetów, który nie będzie raczej łatwy do osiągnięcia, gdyż mimo iż wiele osób twierdzi, iż mój angielski stoi na wysokim poziomie, to pod tym względem jestem perfekcjonistą i krytyki sobie nie szczędzę.
Tak może nieco podbiję temat do góry... Otóż ostatnio zupełnym przypadkiem zacząłem łapać od znajomych nieco portugalskiego. Co prawda w trzech różnych odmianach tego języka (portugalskiej, czyli bazowej oraz angolańskiej i brazylijskiej), aczkolwiek podstawy pozostają identyczne. Powiem szczerze, że język bardzo łatwo przyswajalny, być może dlatego, iż brzmi nieco polsko (duża ilość dźwięków a la "sz", "cz", "ż", "ł"). Pod tym linkiem niewielka próbka. Nie pytajcie mnie o co w tym programie chodzi, któryś z aktywniejszych userów zdawał maturę z rozszerzonego hiszpańskiego, więc powinien załapać (na dobrą sprawę poza akcentem i wymową różnice między hiszpańskim a portugalskim szacuje się na około 20%).
Wszystko rozbija się właśnie o ten akcent i wymowę, dla mnie brzmi to dramatycznie różnie od hiszpańskiego. Pewnie gdybym miał to napisane to coś bym zrozumiał, ale tak nie dam rady.
Ja tam się narazie uczę po angielsku i niemiecku. Jakieś dwa lata temu mieliśmy w parafii księdza co umiał po starohebrajsku (!) więc coś tam nauczył tych co chcieli (wiem byłem zapaleńcem)
Hebrajski... Problem zaczyna się już przy nauce pisania. Brak samogłosek (z szeregiem wyjątków), które zwykle zastępuję znaki diakrytyczne w postaci kresek i kropek. Przykładowo, "Izrael"* w wersji dla początkujących (uzupełniony znakami) יִשְׂרָאֵל i "Izrael" w wersji standardowej (bez znaków) ישראל . Różnica jak widać jest. Jednak kiedy człowiek pojmie kilka podstawowych zasad gramatycznych i opanuje pisownię, zaczyna iść całkiem łatwo, mimo iż języki semickie znacznie odbiegają od języków słowiańskich, germańskich i romańskich czyli trzech grup najbardziej rozpowszechnionych na terenie Europy. Dla mniej ambitnych radziłbym wziąć się za inny język żydowski, jidysz, który jest językiem germańskim przesiąkniętym wpływami słowiańskimi.
*Przypominam, iż mamy do czynienia z kolejnym utrudnieniem. W języku hebrajskim czytamy od prawej do lewej.
U mnie na studiach jest dosyć zaawansowana żydologia. Jidysz jest może i ciekawy, ale niepraktyczny, a hebrajski (nie staro-) przynajmniej mógłby się do czegoś przydać.
Wolę określenie judaistyka. Żydologia brzmi niczym żydokomuna bądź loża żydomasońska. Ba, nawet Firefox uważa "żydologię" za błędne sformułowanie. Ale do rzeczy. Oczywiście masz rację, jidysz tak jak i ladino są językami wymierającymi odkąd diaspora europejska uległa znacznemu zmniejszeniu, a społeczności aszkenazyjskie i sefardyjskie się zmieszały. Ale czy hebrajski jest w jakikolwiek sposób pożyteczny? Jeżeli masz zamiar czytać Torę oraz Talmud bądź inne judaistyczne dzieła rabinów, owszem. Jeżeli chciałbyś wyemigrować do Izraela także. Jednak na co dzień hebrajski jest niepraktyczny, nawet większość żydów żyjących w diasporze włada nim średnio bądź słabo korzystając przede wszystkim z języków miejscowych.
Google nie jest żadnym językowym autorytetem.
Tak czy siak - hebrajski jest bardziej praktyczny dla każdego z wyjątkiem badaczy literatury i miłośników kultury żydowskiej.
Powiedzmy w ten sposób. Jest najbardziej praktyczny wśród niepraktycznych.