AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Cóż, chyba każdy wie co to jest tak zwany kwiatek z sesji, jeżeli nie, to spieszę z wytłumaczeniem. Kwiatek to zwykła wpadka gracza bądź mistrza gry, która zwykle powoduje natychmiastowy atak śmiechu u reszty zespołu. Z pewnością każdy grający w RPG ma doświadczenia w tej dziedzinie.
***
Skoro założyłem temat pokuszę się również o rozpoczęcie.
Sesja WFRP:
Ciemna noc, dwóch młodych mężczyzn zbliża się do domu drwala podejrzewanego o ukradkowy handel zwłokami.
G1: Podchodzę do drzwi i walę w nie pięścią by obudzić drwala.
G2: Nawołuje owego drwala po imieniu.
MG: Drwal wychodzi przed dom, puka palcem w zegarek, aby zakomunikować wam, że pora już późna, środek nocy, a wy jako dwóch kretynów go budzicie.
G1: Mam pytanie.
MG: Tak?
G1: Zegarek jest na baterie czy nakręcany?
MG: Co?!
G1: Powiedziałeś, że gość puka palcem w zegarek, więc się zacząłem zastanawiać skąd go wziął w czasach odpowiednich do Europy XVI w.
MG: Ale dałem plamę...
Nastąpiła fala dzikiego śmiechu...
No to ja nie będę gorsza: Kfiatki prosto z systemu D&D...
Kfiatek numer 1
J: Czas najwyższy zająć się tym ścierwem.
G1: Oj tak, topór mój na niego gotowy! Skarby pewnie ma gdzieś w tej swojej wieżyczce, na oddech Moradina!
G2: Zamknij się, pokurczu. Twój topór prędzej na twojej głowie wyląduje, niźli na jego.
MG: Po kłótni długiej drużyna wspaniała udała się do wieży; od wieśniaków dowiedzieli się, że blisko fortu Llast przejście sekretne do jego wieży jest. Noc już była, gdy drużynie wyjść się udało z labiryntu jaskiń pełnych robaków, szczurów i innego tałatajstwa. Ich oczom wieża sporych rozmarów się ukazała... (i takie tam blablabla)
W pewnym momencie głosem pełnym rezygnacji:
G1: Chyba czas wydłużyć sobie kości... albo liposukcję twarzy, bo kurdę dachu nie widzę.
Namber tu:
W czasie spoczynku:
(spoglądając na moją elfkę krytycznie)G2: Ciało twoje smukłe niczym... Klaudia Schiffer!
Namber sri:
Jedziemy zmęczeni po trudnym zadaniu z karawaną, w dodatku księżniczkę mamy na jednym z koników. Przy nim taki wredny mały pieseczek zawala. W pewnym momencie grupa bandytów napada na nas, no to my ruszamy. Ponieważ Księżniczkę odgrywał bardzo dowcipny kolega, z niecierpliwością czekaliśmy, co też on wymyśli.
MG: Jeden z oprychów zbliżał się do księżniczki... czuła odór jego przepoconych ubrań, widziała pożółkłe zęby oraz chęć mordu w oczach...
(na to księżniczka pewnym siebie głosem)K: Fifciu, bierz go! Ugryź w przyrodzenie!
(ze współczuciem)MG: Księżniczka kazała, wierny sługa wykonał... bandyta niestety doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu...
Hehehe, dobre, to ja dam "kfiatki" z sesji które czytałem na forum dawnej gildii .
MG - Mistrz Gry, G - Gracz
MG: Dostałeś krytyczny w udo i 10 punktów obrażeń, jeszcze jeden punkt i zemdlejesz.
G: To ja robię fiflaka, gwiazdę, przeskakuję przez mur i w tym samym czasie puszczam w niego dwie krótkie serie z peemów.
MG: Stary, krwawisz, masz strzaskaną kość udową, zaraz zemdlejesz, a peemy masz w zapiętych kaburach! Nie możesz tego zrobić!
G: (z wyrzutem) No wiesz co... Ale jesteś...
* * * * *
MG: Kiedy rozmawiacie, nagle zauważacie, że z zarośli obserwuje Was młody zielony smok.
G1: Udaję, że go nie widzę i mówię: "Tak, smoki to bardzo inteligentne stworzenia..."
MG: Ma 40 cm wzrostu.
G1: Atakuję go, krzycząc "Zabić głupiego gada!"
MG: Na niebie pojawia się drugi, 10 razy większy, pikuje w twoją stronę.
G2: Dżizus, k***a, ja pie***lę!
G3: Mamuśka...
G4: Widzisz, co zrobiłeś, kretynie?
G1: Jak już mówiłem, smoki są niezwykle mądre...
* * * * *
MG: Dobra, trochę mechaniki. G1, G2 awansujecie na poziomy 3 i 5. Kto ile dostaje punktów umiejętności, wiecie. Na co je przeznaczacie?
G: Mistrzuniu, znajdź mi tu [daje mi podręcznik gracza i przewodnik mistrza podziemi] sposób na to, żeby mag mógł walczyć halabardą.
MG: Nie da się, nie ma tu zapisu, który by na to pozwalał.
G: @!#$ [wiązanka]
G: Błagam ... Pozwól mi...
MG: Nie
G: Ale...
MG: Dobra, możesz walczyć halabardą, ale pod warunkiem, że twoja halabarda będzie ważyła tyle co kij, miała takie samo opóźnienie, zadawała tyle samo obrażeń, miała taki sam rzut na trafienie i krytyk, będzie wyglądała jak kij i będzie kijem.
G (ucieszony): OK
* * * * *
MG: Atakują was gobliny...
G: Wyciągam halabardę i szarża na pierwszego z brzegu.
MG: Nie możesz.
G: Czemu?
MG: Przecież jesteś magiem.
G: Ale...
MG: Przez całą wczorajszą sesję udowadnialiśmy Ci, że mag nie może używać halabardy i w końcu przyznałeś nam rację.
G: Cholera, myślałem, że zapomniałeś.
* * * * *
MG: Więc gdzie zaprowadzisz tę łatwą dziewczynę? Niedaleko wsi jest mały, romatyczny strumyczek...
George: Ok, to prowadzę ją tam i wszyscy wiedzą, co robię...
MG: No dobra, skończyliście, było fajnie, coś jeszcze?
George: Ok, no to ciało wrzucam do rzeki...
* * * * *
Krzyk z pokoju, gdzie jeden z bohaterów "poznawał się" z jakąś dziewką z tutejszej wsi, obudził elfkę w pokoju niżej. Podchodzi ona do łóżka innego bohatera, budzi go i pyta:
- Ej Gerrik, dlaczego on tam tak krzyczy na górze?
- Oj, no bo oni się tam pier... - odpowiada zaspany.
- Aha... - zastanawiając się chwilę - ...a to dlaczego on krzyczy RATUNKU?
* * * * *
[Walka...]
MG: Jesteś na skraju śmierci...
G1: Znowu...
MG (wkurzony): Posłuchaj mnie. Nie wiem, dlaczego grasz magiem, skoro tak lubisz siekankę, ale wyjaśnij mi, czemu zawsze pchasz się do pierwszej linii...
G1: Bo lubię i magię, i broń...
MG: Ale to drugie jest w przypadku maga nieskuteczne.
G1: No dobra, rzucam magiczny pocisk.
MG: Nie możesz, właśnie straciłeś przytomność.
G1: Wczytuję grę...
[Scena zbyt brutalna, żeby ją opisać]
* * * * *
[G1 pił przez całą noc. Zemdlał nad ranem po wypiciu setnej chyba butelki wina. Rano budzi się z kacem stulecia.]
MG: Budzisz się.
G1: Mogę ruszać rękami?
MG: Tak, choć z trudem.
G1: Sięgam po butelkę...
* * * * *
Pewien Mistrz Gry słynął z tego, że pociągnięcie dźwigni w jego przygodach miało straszliwe konsekwencje...
MG: Goni was 70 wściekłych Demonów Piekieł...
G: Uciekam.
MG: Dobiegasz do ślepego zaułka. Ze ściany wystaje dźwignia.
G: (zrezygnowanym tonem) To ile było tych demonów?
* * * * *
MG: Stajecie przed zamkniętymi, potężnymi drzwiami. Na dębowym drewnie wymalowane są runiczne znaki...
G1: Próbuję je wyważyć barkiem.
MG: Nie udaje ci się.
G2: Rąbię drzwi toporem.
MG: Nawet ich nie zarysowałeś.
G3: Uderzam w drzwi Ognistą Kulą.
MG: Zero efektu.
[Po kilkunastu dalszych propozycjach w tym stylu...]
MG: (zrezygnowany) Sugestia Mistrza Gry: poszukać klamki...
* * * * *
[MG jest zmuszony do nagłego prowadzenia - uległ jękom graczy. Jeden z graczy chce koniecznie sforsować pewne drzwi w opuszczonym zamczysku.]
MG: Julek, ja naprawdę nie pamiętam, dokąd prowadziły te drzwi. Zmusiliście mnie, żebym wam prowadził bez materiałów, to się nie upieraj z ich otwarciem, tam nie było nic ciekawego.
Julek (grający krasnoludem): Ale ja się staram je otworzyć.
MG: Są zamknięte na klucz.
Julek: Wyważam je.
MG: Nie dasz rady - są okute.
Julek: No to walę je toporem.
MG: Ale drzwi są wykute z kamienia.
Julek: Walę młotem z runem zniszczenia.
MG: Ale na drzwiach są też runy! I nie wiesz czemu, ale możesz je odczytać!
Julek: No dobra, co tam jest napisane?
MG: NIE WKU***AJ MISTRZA GRY !!!
* * * * *
Sesja w Wampira, koleś się opisuje:
- Taki typowy Żyd. Pejsy, broda, jarmułka, Koran pod pachą...
Zdaje mi się, że to gdzieś indziej już widziałem ale łatewa . Może przynajmniej temat się rozrusza .
Klimaty Fallouta.
MG: Dostałeś headshota prosto w głowę. Jesteś na skraju śmierci.
Gracz: Całe szczęście że ten head to nie był w jaja bo bym padł... ze śmiechu!