AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Pozwolilem sobie załozyć nowy temat mając nadzieję iż jest wiecej osób zainteresowanych filmem azjatyckim. Wrzucajcie tu wszelakie filmy made in asia niebędące horrorami. Na początek
"Ikiru" (Piętno Śmierci) reż Akira Kurosawa
Historia urzędnika, który dowiedzial się, że ma raka i postanawia zmienić swoje życie na końcówce swojej drogi,
Wspaniały film zmuszający do zadania sobie kilu pytań nad sensem zycia, przemijaniem, wartościami którymi się kierujemy dokonując wyborów życiowych. Polecam !!!
ja interesuje się filmem azjatyckim - przynajmniej w takim zakresie na jaki mnie stać. oglądam głównie horrory i filmy związane z szerokopojętą fantastyką, ale nie tylko.
ode mnie na początek:
trylogia sensacyjno-kryminalna z Hongkongu - "Infernal Affairs" (w Polsce z podtytułem "Piekielna gra"). część pierwsza: mamy dwóch głównych bohaterów. Yan (bardzo dobry Tony Leung), od lat rozpracowuje jako tajniak gang Sama. Ming (kapitalny Andy Lau) to z kolei zaufany człowiek Sama, który jest jego wtyczką w policji i pnie się w hierarchii policyjnej coraz wyżej. główny wątek filmu, to wzajemne szukanie kreta. Yan stara się rozpracować Minga i odwrotnie. nie ma strzelania, popisów kaskaderskich, oszałamiających efektów, niesamowitych zdjęć. jest za to bardzo sprawnie napisany scenariusz i ciekawa intryga, która bardzo wciąga.
druga część opowiada historię powstania gangu Sama, a poczynania Yana i Minga są tylko jednym z wątków - raczej zapowiedzią ich późniejszej konfrontacji, niż główną osią fabularną. natomiast część trzecia to..., żeby nie spoilerować..., bezpośrednia kontynuacja części pierwszej i dotyczy policyjnego śledztwa prowadzonego przez wydział wewnętrzny, dotyczącego wydarzeń z części pierwszej.
jedynka jest kapitalna (o ile dobrze pamiętam będzie lecieć trzeciego czerwca, tj. sobota 01:30 na Canale +), druga część bardzo dobra, a trzecia tylko troche ustępuje poprzedniczką, ale moim zdaniem naciągnięto za bardzo psychologię postaci. - w każdym razie polecam.
poza tym bardzo lubię filmy z gatunku wu-xia. ostatnio (jakieś dwa tygodnie temu) widziałem "Dom latających sztyletów" - mimo słabego scenariusza film mnie poprostu powalił wykonaniem. zdjęcia, kolorystyka, efekty, choreografia, plenery i walki poprostu oszałamiają. nawet ostatnia, bezsensownie wyciągnięta walka nie przeszkadza zupełnie. z jednej strony to taki troche fabularny gniot, a z drugiej jeden z najładniejszych filmów jakie widziałem.
chińsko-koreański "Seven Swords" - już nie tyle wu-xia co baśń z walkami na miecze... troche w stylu conanowskim. brutalna i mroczna, i bardziej poważna.
jest XVI wiek. nowa dynastia w obawie przed powstaniem zabroniła praktykować sztuki walki. oddziały wojskowe mordują wszystkich (nie tykko tych którzy potrafią walczyć, ale i niewinną ludność). siedmiu mistrzów staje w obronie wioski do walki z oddziałami najemnika - Ognistego Wiatru.
jeżeli chodzi o walki to nie ma tu biegania po drzewach i baletu na linkach. pokazano tu przede wszystkim mistrzostwo we władaniu różnoraką bronią białą: mieczami, włóczniami, nożami. jest widowiskowo, krwawo i przede wszystkim jest dużo tych walk. jest nawet ciekawy wątek miłosny i dobre zakończenie. zdjęcia również na wysokim poziomie.
wadą filmu jest długość. ciężko wysiedzieć te ponad 150 minut. jakby skrócić całość o 50 byłoby super.
na koniec "Shinobi". bardzo przyjemna baśń. adaptacja powieści Futaro Yamady (i podobno mangi i anime - Basilisk). opowiada historię pary kochanków, którzy żyją w różnych wioskach ninja (shinobi), a które w wyniku intrygi shoguna muszą ze sobą walczyć. bardzo sympatyczny, ładnie i ciekawie zrobiony, tyle że to bajka z walkami jest i raczej w konwencji właśnie anime (tyle że z aktorami). mnie to absolutnie nie przeszkadzało i na filmie bawiłem się wyśmienicie.
"Raigyo" (1997) - Zeke, reżyser znakomitego ponoć (ponoć, bo niestety nie miałem się jeszcze okazji zapoznać), w każdym bądź razie kultowego już "The Dream of Garuda" tym razem serwuje doskonały dramat i raczej "tylko", bo film owy ciężko byłoby sklasyfikować jako pinku - mało scen erotycznych, a już na pewno zero brutalnej erotyki. Niemniej jednak jest to znakomity kawałek kina dla miłośnika japońskich produkcji. Film ma depresyjny wręcz momentami klimat, a reżyser w momencie gdy zadane zostaje pytanko o to "jak to jest kogoś zamordować ?" zaczyna filozofować. Szczególne uczucie bezsensu i szarości pojawia sie w momencie gdy ukazywane są widoki miasta, fabrycznych kominów. Mamy też piękne, cukierkowe wręcz momentami kadry... te w odcieniach szarości i tonacji ciemnej zieleni potrafią wpędzić oglądającego w dziwne uczucie. Wreszcie scena mordu w hotelu rządzi, też jest taka artystyczna, piękna wręcz, a to co sie dzieje potem... jest cholernie interesująco, z resztą to na prawdę inteligentne kino... tutaj nawet płonąca żywcem ryba coś oznacza, poza tym ogólnie rzecz ujmując te wszystkie łowione, rozjeżdżane i płonące ryby mają tutaj najwyraźniej wymiar symboliczny, czego dotyczą?
Zachęcam do obejrzenia, kawałek wysmakowanego kina 8/10
"After the Rain" (1999) - obraz na podstawie ostatniego scenariusza Kurosawy ma w sobie właściwie wszystko co winien mieć film osadzony w czasach samurajów i ich panów. Jest ładny od strony wizualnej, dobrze zagrany i ukazuje podział społeczny jaki wówczas panował i tak na dobrą sprawę trawił kraj Wschodzącego słońca. Tym razem przedstawione zostaje pojęcie honoru, rozumiane inaczej przez różne osoby. Podczas gdy prawie dla wszystkich kodeks honorowy zabraniający samurajom walk za pieniądze zdaje się być najważniejszy, główny bohater pojęcie honoru pojmuje inaczej i chociaż wyraźnie targają nim wątpliwości - walczy za pieniądze, by nakarmić i rozweselić biednych wieśniaków. Tempo filmu biegnie nieśpieszno, a walki - chociaż ich niewiele - zmontowane są po prostu perfekcyjnie, ach ten kunszt...
Nie mogło zabraknąć i wariacji na temat miecza, jako duszy samuraja, z resztą każdy kto choć trochę się tym interesuje wie, jak wyglądała relacja pomiędzy samurajem a jego bronią będącą odzwierciedleniem duszy wojownika. Muzyka dopasowana, jak trzeba jest i krew (uwielbiam Japonię za brak tej sztucznej cenzury). Widać, że ś.p. Kurosawa mógł jeszcze wiele naprawdę znakomitych historii stworzyć i pozostaje tylko żałować, że zmarł... no i oddawać szacunki, które bez wątpienia mu się należą. 8/10
"Suriyothai" (2001) - tajlandzki film historyczny nakręcony z gigantycznym rozmachem... najlepsze jak zwykle bywają opisy na filmwebie, że zacytuję tylko:
"Zmodyfikowana przy udziale Francisa Forda Coppoli, przerobiona specjalnie na potrzeby zachodniej widowni wersja najdroższej w historii tajlandzkiej kinematografii superprodukcji z 2001 roku."
Czyli ten zachodni widz po raz enty wyszedł na debila, skoro Coppola musiał brać udział w cięciu czasu trwania filmu i specjalnie dla tegoż widza ze 185 minut robić 142 , a tak w sumie to zapewne kwestia faktu, iż młodzi nie umieją zbyt długo wysiedzieć kinie, a nazwisko Coppoli pojawia się przy opisach filmu raczej ze względu na wytwórnię. Mniejsza o to, kolejne kadry biją po oczach rozmachem, jest pięknie i kolorowo. Intrygi "na górze" chociaż mało etyczne, koniec końców wyrastają na nieodzowną umiejętność dobrego władcy i służą wyższym celom - dobo kraju przede wszystkim, a że cierpią przy tym dzieci i gdzieś gubi się prawdziwa miłość?
Tak było, jest i będzie. Doskonała gra aktorska, jak wspomniałem wypieszczone kadry i ładnie nakręcone, nie stroniące od pokazania paru kropel krwi tam gdzie tego potrzeba kamery.... no i sceny batalistyczne. Jest bardzo dobrze, pozycja obowiązkowa dla fanów tajlandzkiej kinematografii.
"Naked Weapon" (2002) - Kino akcji made in Hong Kong w najlepszym - oczywiście niezbyt brutalnym (cat. IIB) - wydaniu. Zastanawia mnie jakim cudem film praktycznie wszędzie poza granicami swojej ojczyzna zarobił po osiemnastce...
Historia kobiet uprowadzonych za dziecka, wywiezionych na odludną wyspę, tam poddanych morderczemu treningowi po to, by ostatecznie stały się najlepszymi płatnymi zabójczyniami... z wiadomo, że uczucia to najgorszy wróg interesów.
Przedni humor, dużo akcji (w tym trochę rozebranych), spory body count na korzyść naszych pań i wartka akcja nie pozwalają się nudzić/
ps. świetne akcje z łamaniem kręgosłupa
"Chungking Express" (1994) - film o którym w zasadzie każdy słyszał, ale nie każdy koniecznie widział... swego czasu było o nim bardzo głośno, potem gorączka ustała, bez większych emocji zasiadłem przed telewizorkiem i dzięki uprzejmości TV4 wreszcie obejrzałem... cóż mogę powiedzieć po seansie?
Ano tyle, że jest mus absolutny, kto ceni sobie dobre kino bez chwili zastanowienia powinien czym prędzej owy film gdzieś odgrzebać i skusić sie na seans. To piękna opowieść o samotności człowieka we współczesnym, zabieganym świecie. Wszystkie występujące we filmie postacie łączy owy bar i wypadają one przekonująco. No i lecący co po chwila gdzieś w tle kawałek "California Dreamin'". Polecam!!!
"Ran" (1985) - miło jest sobie przypomnieć film mistrza po latach, tym bardziej, że im człowiek starszy i im większym zapaleńcem kina się robi z czasem, tym trafniej może zinterpretować zamiary reżysera. Obok "Siedmiu Samurajów" (każdy wie, że to najlepszy film w historii kinematografii ), "Tronu we Krwi" czy "Straży Przybocznej" to szczytowe osiągnięcie mistrza... film przypomniałem sobie dzięki uprzejmości naszej rodzimej dystrybucji która za syf krzyczy sobie niebotyczne sumy, a za "Ran" zapłaciłem dokładnie 17,90... zabawne, no ale dla koneserów to w końcu dobra nowina.
...sam film? tak jak ktoś słusznie (a rzadko im się to zdarza) zauważył na okładce dvd - przepięknie nakręcona opowieść o tym, że zło w końcu wróci tego kto je czyni i zostanie on srogo ukarany. Lord Hidetora Ichimonji przekonał się o tym boleśnie, zdobywając nowe ziemie, zamki wrogów, zabijając i kalecząc pokonanych. W starości wszystko wróciło, tyle, że teraz to on stał się celem ataku, nawet ze strony najbliższych. Film osadzony mocno w ludowych wierzeniach współczesnej feudalnej Japonii, w folklorze, jednak nawet cała gadanina o kobiecie - lisie traci na znaczeniu, za zło nie odpowiadają demony, tylko ludzie... a nawet żona jednego ze synów starca nie była tymże lisem, tylko córką... której zdaje się świętym prawem było prawo do zemsty... muzyka, bitwy, genialne dialogi, gra aktorska... masakra, film wbija we fotel i jest piekielnie inteligentną, przewrotna opowiastką o tym, że ludzie są, byli i będą źli, obłudni, zakłamani, bezlitośni, chciwi... a zdradzić cię może nawet rodzina.
I chociaż przedstawione wszystko jest tutaj na modłę buddyzmu - karma, suma złych i dobrych uczynków etc. - to i zachodni widz powinien ze zrozumieniem obrazu sobie poradzić bo i chrześcijanie wierzą, że czynienie zła prędzej czy później człowieka spotyka bolesna kara.
...i szczęście w nieszczęściu, że okazuje się, iż honor jednak nie umarł, a prawdziwym bliskim i przyjacielem okazuje się ten, którego pochopnie skreślamy. Do tego kapitalny klimat podczas batalii na zamek do którego przepędzony został starzec... krew, odór śmierci, krew i trzewia... scena kult i nie wypada jej nie zobaczyć, strasznie posępny pejzaż, aż trąci surrealizmem momentami. I jak tu się dziwić, że starzec oszalał?
Zdrada, która jest karą? Być może... ale czy w takim razie sami synowie nie powtarzają błędów ojca i ich samych nie spotka kara?? Błędne koło zła, które trzeba przerwać, ale jakoś nikt sie na to nie sili....
Arcydzieło jednym słowem. Nic tylko oglądać i delektować sie każdym kadrem z osobna.
Pytanie raczej wyłacznie do Embalmera : Znasz może ten film i możesz coś o nim powiedzieć? http://www.imdb.com/title/tt0229005/
Piszą, że brutalne i ponoć niezłe, ale tylko dwie recki na imdb. Ponoć podchodzi pod exploit.
Nie widziałem, ale reżysera kojarzę, bo "Beauty in Rope Hell" i "Beautiful Mystery" zrealizował. Podobno nawiązuje do filmów pinky violence z Toei - może być faktycznie niezły.
Aha, to gitara obadam sobie bo fabuła mnie się podoba. Boję sie tylko, że skośnookie dobrą fabułę spaprały, ale co tam