AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Pierwsza część wiadomo - klasyka, wartka akcja, precyzyjny język, dużo wyrazistych opisów gore - najlepsza książka z gatunku AA jaką czytałem. Druga część, "Kryjówka", to w zasadzie powtórka z rozrywki, zachowująca wprawdzie atuty pierwowzoru ale fabularnie schemat ten sam, jedyne poważne novum to leśny klimat (bo akcja przenosi się do lasu pod lądkiem) i szczury skaczące na ludzi z drzew.
No i teraz "Domain" - czytał to ktoś w ogóle? Streszczenie fabuły obiecuje cuda na patyku w rodzaju świata po zagładzie nuklearnej z niedobitkami atakowanymi przez stada zmutowanych czarnych szczurów (nawiasem mówiąc kojarzy się to z pewnym filmem wyreżyserowanym przez Brunona Mattei, a pikanterii dodaje fakt, że oba dzieła - film Mattei i książka Herberta - ujrzały światło dziennie w tym samym 1984 roku). Pech chciał, że akurat ta część nie doczekała się polskiego wydania, a wg praw sequela trzecia odsłona każdej trylogii jest najsłabsza, toteż nie wiem czy warto tę książkę nabyć po angielsku i męczyć te 500 stron Warto się w to bawić w ogóle? A może jest już na horyzoncie polskie wydanie tylko nic nie wiem o tem
Polskiego wydania pewnie nie będzie, bo o Herbercie nikt już u nas nie pamięta i wznowienia jego najlepszych książek przechodzą bez echa, podobnie zresztą jak nowe książki spod jego pióra. Ciekaw jestem dlaczego tak jest, bo pisarz z niego dużo lepszy niż z Mastertona, ale to już inny temat...
"Domain" nie czytałem, ale kiedyś to mam nadzieję nadrobić, zwłaszcza, że z opisów wynika, że tematyką mi książka podejdzie. Poza tym, Herbert w temacie postapokaliptycznym już się sprawdził świetnym "Rokiem 1948".
Aha, trylogia trylogią, ale po "Domain" James Herbert wydał również powieść graficzną "The City", osadzoną w tym samych realiach.
Że Herbert jest lepszy od Mastertona to wiadomo. Na pierwszy rzut oka niby ta sama skala sprawnego wyrobnika, ale okazuje się, że wyrobnik wyrobnikowi nierówny i o ile Masterton pisze w kółko to samo, o tyle Herbert potrafi zaskoczyć, choćby takim "Fuksem". No i Herbert to gore, jest u niego podobna tendencja jak u Guya N. Smitha w cyklu "Kraby", tzn. wprowadzanie nowej postaci na scenę po to tylko, żeby za chwilę w sposób okrutny ją uśmiercić. Ale u Herberta jest lekkość pisania + ironia i dystans w charakterystyce postaci, a jego opisy gore naprawdę robią wrażenie, nie jak u Smitha gdzie przypominają one artykuły z "Faktu" Nigdy nie zapomnę co w "Kryjówce" spotkało biednego pastora - to naprawde było straszne
Że Herbert jest lepszy od Mastertona to wiadomo. Na pierwszy rzut oka niby ta sama skala sprawnego wyrobnika, ale okazuje się, że wyrobnik wyrobnikowi nierówny i o ile Masterton pisze w kółko to samo, o tyle Herbert potrafi zaskoczyć, choćby takim "Fuksem".
Zgadzam się z przedmówcą. Masti parę razy mnie zaskoczył dobrą wizualizacją koszmarnych wizji i krain (jak w Transie śmierci), ale wręcz odrzuca jego manieryzm, tudzież decyzja o literackich "wycieczkach" po mitologiach i podaniach różnych części świata. A wszelkie cykle (Rook, Manitou i Wojownicy Nocy) oraz ich średni poziom pominę milczeniem . Herbert za to wali ZŁEM na lewo i prawo, otaczając nim czytelnika i nie pozwalając wyplątać z koszmaru (jak we Mgle czy Jonaszu). Gorzej wypada gdy stara się klasycyzować, co pokazał dobitnie w Nawiedzonym: zbyt "normalna" to opowieść o duchach. Niebawem z kolei zabiorę się do lektury Once, czyli herbertowsko zdeprawowanych podań ludu prostego .
Czy Herbert lepszy od Mastertona ? Twórczość Herberta z końca lat 70-tych jest bardzo kiepska, są to tandetne horrory o zabarwieniu apokaliptycznym ("Mgła", "Szczury") pozbawione klimatu i innowacji, z kreślonymi na jedno kopyto postaciami bohaterów. Duże lepiej pisał Herbert w latach 80-tych, kiedy włączył do swych powieści elementy mistycyzmu, okultyzmu i zdecydowanie postawił na mroczny klimat, dzięki czemu otrzymaliśmy powieści tak dobre jak choćby "Księżyc" czy "Święte miejsce". Masterton z kolei od początku do końca operuje schematami, a w ostatnich latach jego forma wyraźnie spadła (przynajmniej jeśli chodzi o powieści, bo nowsze zbiory opowiadań są wyśmienite), ale w swych najlepszych latach potrafił schemat perfekcyjnie realizować ("Wyklęty", "Tengu", "Kostnica"), a czasem i zaskoczyć czymś spoza niego ("Trans śmierci", imho najlepszy horror Szkota). W opisywaniu gore na prowadzeniu w moim odczuciu jest Masterton, wystarczy poczytać krwawe sceny z "Dziecka ciemności" czy "Szarego diabła" aby się o tym przekonać. Za ten aspekt bardzo cenię też twórczość Shauna Hutsona, który jest też najmniej schematycznym twórcą spośród trójki jaką wymieniłem w tym poście.