AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
czy ktoś dysponuje filmami tego pana? gdzieś buszując w archiwach New York Timesa znalazłem jakieś odwołania do "Twentynine Palms", ale za cholerę tego złatwić sobie nie mogę. Jakby ktoś mógł pomóc to będę wdzięczny.
A sam film podobno dość mocno daje po głowie. brutalny czy jakoś tak. zresztą skoro to francuskie jest to naturalizmu spodziewać się można (tylko proszę nie wyjeżdżać mi dla kontry z Amelią albo Miastem... )
Filmami niestety nie dysponuje, aczkolwiek rowniez wiele dobrego slyszalem o tworczosci Bruno Dumonta, szczegolnie "L'Humanite" oraz "Twentynine Palms". Podobno to kolejny obok Gaspara Noe tworca, ktorego filmy potrafia zdrowo dokopac widzowi.
jezeli chodzi o dumonta to widzialem "twentynine palms" - film rzeczywiscie dajacy po glowie (szczegolnie koncowe 20 minut), choc w kilku momentach troche nużacy.ale ogolnie na plus. L'Humanite nie widzialem jeszcze - czeka w kolejce, hehe
ps. mam obydwa te filmy
J.
Twentynine Palms pokazywano na ubiegłorocznym festiwalu w Cieszynie. Jak dla mnie rewelacja, ale warto dodać, że w plebiscycie publiczności zajął ostatnie miejsce. Wiecie jak to jest z tą wysmakowaną publicznością... Co nie zmienia faktu, że z pokazu wszyscy wychodzili zszokowani nie odzywając się słowem...
Gutek świeżo po festiwalu planował premierę filmu w kinach, jednak (jak widać) miażdżące oceny publiki go zmroziły i postanowił ponownie przemyśleć sprawę...
no i zapodałem sobie Twentynine Palms (dzięki, Jurand!). no i ja wiem? widać, że to film francuski, widać trochę że Dumont ma profesurę filozofii, widać ładne krajobrazy i w ogóle sporo widać... ale najbardziej niepokoiło mnie w tym filmie oczekiwanie na finał - naczytałem się w necie opinii, że hejt i łolaboga. oglądając czułem podskórny niepokój - co to będzie, niech w końcu już będzie, bo mi z nerwów żołądek się rozpęknie sama fabuła też podsyca ten niepokój, pojawiają się niepokojące obrazy, dziwne zachowania, Dumont w leniwych, ale bardzo pięknych zdjęciach pokazuje nastrój pozornego spokoju, ciszy przed burzą. Nie wiem czy jest sens skupiać się na końcowych aktach przemocy, bo nie o to chodzi w filmie, choć prawdą jest, że są nieprzyjemne. Ale do Gaspara Noe to Dumontowi daleko (co zresztą na dobre filmowi wyszło).
Tylko tak się zastanawiam, czy ten film powiedział mi coś czego nie wiedziałem, pokazał jakąś prawdę dotąd zakrytą. Czy po prostu we francuski sposób (ten naturalizm ) zdał relację, z tego co się dzieje między dwojgiem ludzi. Psychologicznie film wydaje mi się prawdziwy i nawet szokujące i niespodziewane zakończenie jest dobrze umotywowane we wcześniejszych partiach filmu. Ogólnie zuch!
Teraz trzeba obejrzeć pozostałe dwa filmy Dumonta...
Nareszcie obejrzałem sobie "L`Humanite" i cóż... Mnie na kolana jakoś nie powalił... Pewnie zbyt wiele się spodziewałem po kipiącym od nihilizmu "Twentynine Palms", a nagr. specj. na fest. w Cannes jeszcze wzmogła apetyt. Oto w nadmorskiej francuskiej miejscowości zostają odnalezione zwłoki brutalnie zgwałconej dziewczynki. Policja wszczyna śledztwo. Jednym z policjantów jest niejaki Pharaon, który dwa lata wcześniej stracił w nieznanych okolicznościach swoją narzeczoną i dziecko i teraz mieszka samotnie z matką. Świadomość okrucieństwa dokonanej przez nieznanego oprawcę zbrodni szybko go przerasta...
"L`Humanite" porusza te same wątki co "Twentynine Palms": zło tkwiące w człowieku, rozpad związków międzyludzkich, samotność jednostki, a wszystko oblane sporą dawką francuskiego naturalizmu, o którym wspomniał grzEGOrz przy okazji komentarza do "29 Plams" Dodajmy do tego ascetyzm formalny i już jesteśmy w domu... Problem w tym, że ta metoda szczątkowej obserwacji charakterystyczna dla Dumonta (jego film to właściwie ciąg pozornie powiązanych ze soba epizodów), tym razem budzi zastrzeżenia. Kiedy w "29 Palms" pomysł ten znakomicie się sprawdził, wszystko zdążało do tego szokującego finału, w "L`Humanite" nic nie prowadzi do niczego. Ot, obrazki sobie płyną i to przez dwie i pół godziny. Bohater jeździ na rowerze, kopie w ogródku, wyjeżdża z przyjaciółmi za miasto... ... Pozostaje w pamięci parę błyskotliwych scen-obserwacji, Dumont znakomicie portretuje specyficzną relację między naszym bohaterem a sąsiadką z naprzeciwka (odzwierciedlenie straconej przez niego miłości??), ale za mało w tym wszystkim konsekwencji i błysku. Ja rozumiem, że tak ma być, ale ile razy można oglądać film, w którym wniosek jest taki, że nie ma żadnych wniosków. Do tego irytuje nachalność paru scen, ale nie chcę niczego zdradzać, by nie psuć przyjemności oglądania. Jest co prawda klarowny finał, ale także niczego spektakularnego nie oczekujcie.
Ha! Nowy film Dumonta, "Flandres", właśnie został nagrodzony Grand Prix na festiwalu w Cannes, drugą co do ważności!
Pokłony dla mistrza!
Dumont rules!
Gratulacje dla Bruno, od początku obserwuję z ciekawością jego twórczość i bardzo jestem ciekaw nowego dzieła. Poprzednie jego filmy są bardzo intrygujące w sposób jaki lubię i czuję że ten nowy mnie powali. Trochę żaułuję że nie wybrałem się w tym roku do Cannes, bo pewnie trochę poczekamy zanim trafi do naszych kin
bo pewnie trochę poczekamy zanim trafi do naszych kin
Oj, obawiam się, że możemy się tego momentu nie doczekać
Liczę jednak, że Gutek sprowadzi go w tym roku do Wrocławia.. Byłoby miło
Jestem po "Flandrii" i cóż, mam bardzo mieszane uczucia. Dumont nie odstępuje od swojej filozofii bliskiej poglądom naturalistów ani o krok, stylistycznie nadal wykorzystuje minimalistyczne środki wyrazu (poza pięknymi, choć wyjałowionymi krajobrazami)... Wielkiej wolty nie ma, ale zabrakło mi we "Flandrii" przede wszystkim tej niewiarygodnej siły z jaką oddziaływał znakomity i pozbawiony wszelkich kompromisów "Twentynine Palms". "Flandria" ma syndrom dzieła "dojrzalszego": wzbudza większą sympatię krytyki, jest bardziej wystudiowany, "u"teoretyzowany, zamiast w dosłowność Dumont ucieka w metaforę i symbolikę. Być może obiektywnie jest to dzieło lepsze, ja jednak preferuję Dumonta bardziej radykalnego, dla którego kino to przede wszystkim policzek wymierzony w twarz widza.