ďťż

AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA

Tarantino usłyszał zapewne bluzgi jakie rzucam pod adresem jego filmów i w końcu postanowił odpicować prawdziwie "LOBOsowy" projekt . Pewnie pomyślał tak: koleś lubi Kurta Russella (jak był mały pałował się „Ucieczką z Nowego Jorku” i robi to do tej pory), uwielbia pościgi samochodowe, ogólnie stare kino akcji i brudne horrory, no to zrobię film według tej recepty. No i się udało, Grindhouse, odsłona pierwsza już w kinach, właśnie jestem po projekcji i nadal cały się trzęsę. Już sama kopia 35mm jest starta, pokaleczona i pełna zamierzonych przeskoków między kolejnymi rolkami. Ogólnie wygląda jakby cała armada nagrzanych projektorów zajeżdżała ją tygodniami. Daje to wspaniały efekt na ekranie, do którego miłośnikom odrestaurowanych cyfrowo kopii DVD może być ciężko się przyzwyczaić. Prawie dwie godziny prawdziwego dynamitu inspirowanego starymi filmami akcji w których to samochód i jego pan grali pierwsze skrzypce.

Jeśli lubicie takie perełki lat 70-tych jak: Mad Max, Vanishing Point, Corky, Death Race 2000, Eat My Dust, Fighting Mad, Gone In 60 Seconds, Moving Violation, Duel, White Line Fever, Convoy, a nawet Ucieczkę gangstera i Francuskiego łącznika to pokochacie „Death Proof”. Acha i zapomniałem dodać – to nie jest horror, przynajmniej nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest tu krew, jakieś fruwające kończyny, ale ogólnie to kurewsko wypasione grindhoudzisko, w którym padają takie bluzgi, że aż mi samemu wstyd się zrobiło na myśl o tym jak ubogi jest mój słownik przekleństw. Russell na masce wozu ma kaczora jak Kristofferson w „Konwoju”, a foczkę w barze zarywa na tekst z „Telefonu” z Charlesem Bronsonem. Scenie pościgu towarzyszy muzyka z włoskiego filmu akcji z Maurizio Merlim, a w mniej dynamicznym momencie przygrywa Morricone w kompozycji z „Bird with the Crystal Plumage”. Ogólnie odwołań i cukiereczków do wychwytywania jest mnóstwo, jak w oglądanym niedawno na naszych ekranach „Hot Fuzz”, jednak najważniejszy jest humor i akcja jakimi Tarantino wypchał „Death Proof”. Trochę za dużo dialogów jak dla mnie, nie lubię jak w filmach gadają, wolę jak się tną, miażdżą, strzelają, ścigają, bzykają, byle by jak najmniej mielili ozorami. Od razu przypomina mi się „Pulp Fiction” albo „Wściekłe psy” (scena rozmowy w knajpie nawet je naśladuje), a to niedobrze. Jednak tu dialogi są inne, praktycznie w całości dotyczą wyłącznie filmów i bzykania, a to prawie jak powiedziała Rosie Perez w „Perdicie Durango” – „dwie największe przyjemności w życiu”.

Najpiękniejsze było to, że po projekcji, napisom końcowym towarzyszyły oklaski. Nikt nie narzekał, że czasem dużo gadali, że czasem było bezsensu, że kopia była zjechana. Wszyscy opuścili salę w pełnym zadowoleniu. Tarantino sprostał zadaniu, zobaczymy jak Rodriguez, niestety z tego co na razie zapowiedział dystrybutor, dopiero w październiku. Szkoda tylko, że nie zaserwowano nam tych fikcyjnych zwiastunów, obejrzałbym zajawkę takiego „Machete” na dużym ekranie


ja widzialem tylko trailer, mam jakiegos zjebanego ripa kinowego ale chyba poczekam az bedzie u mnie w kinie (za jakies 3 tygodnie)
ale trailer mniam - russel, panienki w obcislych ciuszkach, czarny humor, zemsta, szybkie samochody, pustynne tereny. mysle ze lobo sie nie myli ;]
no i obejrzalem, co prawda tylko kinowego, ale w miare dobrego ripa. no i tak jak piszesz - wyglada to na film stary, zajezdzony, przeskoki, kolory wyjete zywcem z filmow lat 70. smaczkow pelno (i tych doslownych - co mi sie srednio podobalo) i tych bardziej zakamuflowanych. film mi sie podobal - to co na plus - wyscigi ! czuc szybkosc, swad palonych opon, spod ktorych wydostają sie tony piasku muskające po twarzy widza. jest ta predkosc z vanishing point czy duela - szczegolnie czuc to w ostatnich 20 minutach. ale na minus niestety trza zaliczyc baaaardzo rozwleczone dialogi (nic nie wprowadzajace i w wiekszosci malo zabawne i nieciekawe) - poczatkowe, w restauracji (fakt-kalka wściekłych psów-nawet rezyseria tej sceny i ujecia identyczne, ale chujowa = w psach bylo to zabawne, tutaj wlecze sie niemilosiernie), no i przy zalatwianiu bialej bryki (bohaterki koncowego wyścigu). co mi sie nie podobalo tez za bardzo to kilkakrotne powolywanie sie na te same filmy, m.in. wlasnie vanishing point, 60 sekund itd. to takie popisywanie sie, zbyt nachalne, swoja erudycja filmową, które wydawac sie moze troche nie na miejscu (szczegolnie osobom oblatanym troche w temacie, ktore wola takie cos wylapywac samemu a nie sluchac wprost, do czego rezyser sie odwoluje, gdzie szukal inspiracji itd). a moze ja sie juz troche przypierdalam ;] aha - jeszcze jeden minus - za malo kurta russela. ale tak czy inaczej jest to naprawde dobry film, ktoremu z czystym sumieniem wystawiam 7/10. (chociaz w kinie podobalby mi sie pewno jeszcze bardziej)
bylem dzis w kinie na "death proof" i musze przyznac, ze swietnie sie bawilem. jest krwawo, sa piekne kobiety, wredny kurt russel, zabawne dialogi i fajnie zrobione poscigi. sadzilem, ze tylko na czesc rodrigueza warto czekac i sie bardzo pozytywnie rozczarowalem.5/6


ha! w końcu i ja zmierzyłem się z nowym Tarantino.

i muszę powiedzieć, że świetne kino. soczyste dialogi, wyraziste bohaterki i bad guy, świetny klimat - pierwsza połowa to kino obyczajowe w wydaniu tarantinowskim, ale powoli reżyser wprowadza niepokojący nastrój, a scena pierwszej kraksy wbiła mnie w fotel. potem jest już jazda bez trzymanki.

sporo smaczków (wszyscy wiedzą - fetysz stóp; nawiązania do klasycznych obrazów z lat 70), zabrudzona cyfrowo taśma - miód (chociaż faktycznie rzuca się w oczy, że pod koniec te zabrudzenia znikają całkowicie). tylko początek mnie wynudził - pierwsze 20 minut zdało mi się kompletnie jałowe i nie prowadzące do nikąd.

szkoda wielka, że na rynek pozaamerykański Grindhouse został podzielony, naprawdę żałuję. a jak czas pozwoli to radośnie popędzę do kina na "Planet Terror"
No nie powiem, całkiem konkretna produkcja. Przystępowałem do oglądania z wieloma obawami, ale już pierwsze wejście Russela rozwiało wątpliwości. Największy plus to właśnie postać kaskadera Mike, kapitalna postać, kapitalny aktor. Russel wpasowany do roli wprost idealnie, właśnie za to min. lubię Tarantino, obsadzanie nieco zapomnianych aktorów w znaczących rolach, przywracajacych im dawny blask. Zniszczona faktura obrazu również dodaje wiele uroku, no i właśnie szkoda że pod koniec właściwie ten motyw jest całkowicie zaniechany. Po drugie, fajne laski, troche śmiechu w scenach "barowych", oraz końcowy wyścig - wspaniała rzecz. No ale niestety nie jest tak do końca kolorowo. Zdecydowanie za dużo bezproduktywnego pieprzenia, w pierwszej połowie właściwie mi to nie przeszkadzało, fajna atmosfera, lap dance, sporo Kurta. Ale w drugiej połowie, już gorzej to wyszło, gdzieś tak mniej więcej w momencie kiedy obraz zamienia sie na czarno biały, Kurt podjeżdza furką pod sklep w takt genialnego "It's So Easy". Mamy pół godzinny zawias. Na szczęście potem Mike pojawia się z lornetką i wszystko wraca do normy.

7/10
Slasher na kółkach hehe!

Dzisiaj kupiłem sobie DVD "Death Proof" i jestem zadowolony z zakupu. "Planet Terror" podoba mi się nieco bardziej, "DP" (tak jak słusznie prawią moi przedmówcy) momentami jest zbyt rozwleczony; no, ale pościgi wgniatają w siedzenie, pierwsza kraksa to wizualny orgazm, Eli Roth fajny w roli podrywacza, ale i tak Kurt Russel jest gwiazdą filmu. Kaskader Mike i jego czarna gablota rządzą, choć troszkę tej postaci za mało w filmie. Gadki o filmach ok, natomiast te o pieprzeniu zaczęły mnie z czasem nużyć, tym bardziej, że w filmie nie ma ani jednej sceny bzykania (co to za grindhouse bez seksu?). Jest za to pisk opon, tumany kurzu spod wycieraczek, darcie karoserii i twarzyczka Rose McGowan zamieniona w krwawą miazgę.
A mnie "Death Proof" nie podszedł. Sztuczne postarzanie taśmy i odowłania do klasyki nie nadzą filmowi klimatu starych grindhousowych produkcji. Jest to kolejny dowód na to, że Tarantino się skończył. Wynudziłem się na tym filmie jak mops i gdyby nie stary Kurt uznałbym oglądanie tego pozbawionego jakiegokowiek sensu i polotu kotleta za absolutną stratę czasu. Swoją drogą ciekawe co byłoby z tym filmem, gdyby Kaskadera zagrał jednak Mickey Rourke?
"Death Proof" widziałem jakis czas temu i wrażenia były podobne jak u LOBO. Soundtrack na stałe zgościł w moim Mp3
"Planet Terror" widziałem w multikinie we Włocławku i BYŁEM SAM NA SALI !!! możecie sobie to wyobrazić ponad 100 tysięczne miasto i maniak Tarantino sam na sali z piwkiem w ręku ogląda film
a mi sie dla odmiany nie podobal przede wszystkim za dlugi. sluchanie przez 3/4 filmu durnych gadek bab to dla mnie bylo za duzo ;] calosci jako tako ratuje Kurt jak Kaskader Mike. Genialne Kraksa rowniez genialna. dawno nie widzialem tak dobrego wypadku samochodowego. koncowka rowniez niezle, ale poza tym to nuda nuda nuda. nigdy go juz nie obejrze
Planet Terror o pieklo lepszy !!!
Mnie też wynudził. Jest za bardzo rozwlekły i przegadany. Ciekawszy robi się tylko w scenach samochodowych z udziałem Russella. Z dwóch części Grindhouse'a ta jest IMO o wiele gorsza.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mkulturalnik.xlx.pl
  •