AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Mam w planach przerobić do końca wakacji wszystkie lektury wymagane na rozszerzonej maturze.
A na rozszerzonej w ogóle są jakieś wymagane? Dostajesz nieomawiany tekst, fragment i go interpretujesz, nie musisz się przy tym odnosić do całości utworu. Przynajmniej tak mi nauczycielka mówiła, bo ja podstawkę pisałem.
W rozprawce chyba właśnie dostajesz tylko problematykę, do której musisz sobie znaleźć książki. Poza tym, no wypada...
Z tego co czytałem w zagadnieniach do matury rozszerzonej z języka polskiego, to na egzaminie można otrzymać fragment utworu z kanonu lektur oraz fragment utworu, który jest podobny do jakiegoś omawianego na języku polskim w programie rozszerzonym. Głównym założeniem pracy pisemnej z języka polskiego jest wykazanie pewnych charakterystycznych elementów budowy, języka, środków artystycznych dla danego autora, epoki, lub tematyki. Dlatego warto przeczytać literaturę poziomu rozszerzonego, ale przede wszystkim dobre opracowanie na temat każdej książki. O ile matura podstawowa koncentruje się na wymowie ideowej fragmentu, lub całości utworu, to matura rozszerzona dotyczy technicznego aspektu danego fragmentu. Stąd często zdarzają się porównania dwóch fragmentów z podobnym motywem, ale ukazanym w zupełnie inny sposób. Podam przykład, w trakcie moich przygotowań maturalnych trafiłem na temat "motyw tańca, porównaj sposób ukazania tańca we fragmencie "Przedwiośnia" Żeromskiego i "Tanga" Mrożka". I w takim wypadku analizujemy język, intencje autora oraz metaforyczne ukryte znaczenia.
Wiedza na temat całości utworów na pewno się przyda. Ale tak jak pisałem wyżej, warto poczytać kompetentne opracowania, które będą opisywały techniczne aspekty utworu. Poza tym warto zapoznać się z wymaganiami stawianymi przed maturzystami w każdym z wybranych przedmiotów na różnych poziomach. Takie spisy zagadnień można sobie ściągnąć z CKE.
"motyw tańca, porównaj sposób ukazania tańca we fragmencie "Przedwiośnia" Żeromskiego i "Tanga" Mrożka"
Kocham takie tematy Ale o ile pełno ich w Operonach i innych próbnych, to na prawdziwej maturze są z reguły mniej poj.ebane. Aleks dobrze mówi. Warto znać autora, epokę, wtedy można szerzej się wypowiedzieć i dostać kilka dodatkowych punktów.
...powiedział człowiek, który sam roz. polski napisał kiepskawo, no ale... tak to wygląda, jak sądzę
Zresztą ludzie, nie samą Maturą człowiek żyje. Wypadałoby być wykształconym.
Do kanonu lektur ma dojść więcej Tolkiena i Sapkowski. Debilizm.
Szkoła ma uczyć literatury klasycznej, takiej która poza byciem piękną miała w sobie jakiś przekaz-treść. Morał? To powinny być książki, które uczą jak żyć.
Jak ktoś powie, że Tolkien odtwarzał sobie swoją urojoną Anglię a poza tym ukazywał wartości chrześcijańskie - to dostanie w zęby.
A Sapkowski? Cóż, sam Andrzejek powiedział, że on tworzy książki, które bawią - uczyć nie muszą.
Do kanonu lektur ma dojść więcej Tolkiena i Sapkowski. Debilizm.
Właśnie bardzo dobrze. Dobór lektur jest o tyle zły, że u większości uczniów budzi odruch wymiotny. I później utrwala się jednemu z drugim, że książka = obowiązek/nuda. Szkoła powinna nauczyć, że książka może być ciekawa. Jak ktoś czyta, to prędzej czy później po klasykę sięgnie. Jeśli nie czyta, to i tak nic nie wyniesie z wmuszonego na siłę dzieła w szkole - raz, że nawet nie przeczyta, tylko zadowoli się opracowaniem, dwa - zaraz zapomni, oleje.
Nie twierdzę, że kanon ma się składać z samych Sapkowskich i Tolkienów, ale niech tego będzie więcej - popieram w 100%
A nie uważasz, że dodanie tych książek do kanonu lektur zmniejszy ich popularność, że będą właśnie budzić odruch wymiotny? To nie będzie takie "domowe" czytanie, będą kazali to analizować, szukać morałów, wysnuwać wnioski, śmiem nawet twierdzić, że poloniści i osoby odpowiedzialne za system edukacji sami sobie będą tego na siłę szukać w książce i znajdą tam jakieś wartości, porównania, mesjanizmy i inne pierdoły, o których np. Sapkowski nigdy nawet nie pomyślał przy pisaniu książki.
Nie. Myślę, że dobra książka się obroni. Właśnie to co piszesz jest najlepszym przykładem na to, że mam rację Sapkowski do lektur? Oho, coś nie tak! Już się lampka alarmowa zapaliła, bo lektury źle się kojarzą. Taki Mistrz i Małgorzata - popularna, świetna książka, ostatnimi laty się ją przerabia w liceach i wcale jej to nie zaszkodziło, ludzie sobie chwalą.
Poza tym wiele zależy od nauczyciela, tacy, którzy by realizowali Twoją smutną wizję też by się pewnie znaleźli. Ja np. miałem świetną polonistkę.
Właśnie bardzo dobrze. Dobór lektur jest o tyle zły, że u większości uczniów budzi odruch wymiotny.
Znajdź mi wśród lektur książkę, która jest SŁABO napisana.
A co ma piernik do wiatraka? Przeczytaj jeszcze raz co napisałem, tym razem ze zrozumieniem I nie sugeruj że napisałem coś, czego nie napisałem
Morał? To powinny być książki, które uczą jak żyć.
Sugerujesz, ze w liceum powinno sie poznawac podreczniki samoobrony, podstaw ekonomii, budowy domu i prowadzenia ogrodka? Oczywiscie - masz racje, ale zajecia z j. polskiego sa po to, by pokazac literature pokazujaca mniej praktyczny wymiar zycia. Chodzi o ksiazki poczytne mniej lub bardziej, ale majace wplyw na kulture i stad slusznym jest wprowadzanie lektur takich jak "Wladca Pierscieni" czy Sagi o wiedzminie.
A ja właśnie niedawno skończyłem Sagę o Potterze, że tak wrócę do tematu wątku Pozytywnie. Początek ostatniego tomu ciut nudnawy, jak to w Potterach bywa, ale zakończenie daje radę. Trochę mnie denerwowały dość częste naiwne momenty ("i już wiedział, po prostu wiedział, gdzie musi iść, co zrobić, a pewność wypełniała go całego..." ). Generalnie pozytywnie. Intryga jest, kilka zwrotów akcji też. Jak ktoś się wkręcił w poprzednie części to nie powinien być zawiedziony. I śmiejcie się, ale to jest książka do której pewnie nieraz wrócę
A teraz czytam sobie powoli Raport Pelikana i taką grubaśną, starą książkę o Tatrach i Podhalu. Jestem na razie na początku XIX wieku Raportu za mało przeczytałem, żeby się wypowiadać, a ta druga pozycja... cóż, jak tematyka kogoś rajcuje to można się zmierzyć, jak nie to mega nudy.
Potter- lubiłem parę lat temu- jak byłem mały
Dla mnie zbyt dziecinne- wolę Tolkiena, bądź nawet dziwnego Pratchetta.
Ten sam "Raport Pelikana" którym nas od wielu lat męczy TVN ?
Sugerujesz, ze w liceum powinno sie poznawac podreczniki samoobrony, podstaw ekonomii, budowy domu i prowadzenia ogrodka? Oczywiscie - masz racje, ale zajecia z j. polskiego sa po to, by pokazac literature pokazujaca mniej praktyczny wymiar zycia.
Książka winna uczyć prawidłowego wysławiania się, poszerzać zakres słownictwa jakim potrafimy operować. Powinna uczyć nas wrażliwości w odbieraniu świata, wieloaspektowego podejścia do życia, pokazywać nam inne spojrzenie na świat - inną perspektywę.
Uczą nas jak funkcjonować w społeczeństwie.
Poza tym daje nam to co "powinniśmy wiedzieć". Wiemy, że Wojtek chciał być strażakiem a nie prostytutką. Wiemy, że król Artur żył w Anglii a nie w Chotowie. Wiemy, że szewczyk Dratewka smoka otruł siarką w fałszywej owieczce - a nie upił denaturatem. Wiemy, że Afryka to kontynent. Wiemy, że słonie i antylopy występują nie tylko w ZOO. Wiemy, że Mickiewicz nie umarł dwadzieścia lat temu a Słowacki to chyba nie dostał ostatnio Nobla. Wiemy też, że to Ziemia krąży wokół Słońca a nie na odwrót.
Potter- lubiłem parę lat temu- jak byłem mały
Książki o Potterze są ze 100x mądrzejsze i lepiej napisane od tych traktujących o panu, którego masz w aviku.
Ten sam "Raport Pelikana" którym nas od wielu lat męczy TVN ?
Ten sam wierz lub nie, ale filmowej wersji nie widziałem A książka też mi cuś nie idzie... chyba się wezmę za jakąś poważniejszą pozycję, ostatnio same czytadła przerabiam - a przy okazji może się nauczę czegoś o funkcjonowaniu w społeczeństwie Albo o astronomii A serio Yarpen to taki Tolkien spełnia większość z Twoich postulatów
Potter- lubiłem parę lat temu- jak byłem mały
Książki o Potterze są ze 100x mądrzejsze i lepiej napisane od tych traktujących o panu, którego masz w aviku.
Polemizowałbym. Zwłaszcza z tym " 100x mądrzejsze". A co w książkach o Potterze jest mądrzejsze niż w sadze Drizzta?
Fabuła, narracja, złożoność bohaterów, oryginalność, styl w jakim książka została napisana... wszystko.
I tak jak przy narracji i złożoności bohaterów moge się zgodzić to z resztą nie. Ale przecież to już zależ od gustu czytelnika
Ale przecież to już zależ od gustu czytelnika
No właśnie nie To tak jakby porównywać Sapkowskiego do wychwalanych przez Yarpena lektur typu np. Granice(a?) czy Zbrodnia i Kara - inny poziom książki po prostu. HP jest wyżej od Drizzta i tyle Co nie zmienia faktu, że z czytania Drizzta można czerpać większą radość niż z czytania HP czy tego Dostojewskiego - i to już zależy od gustu czytelnika.
Tak to widzę...
To prawda.
Cóż, nie wszystko w życiu robi się dla przyjemności. Gdybym ja szukał przyjemności, nie chodziłbym do szkoły a rżnąłbym, grałbym, chlałbym (dopasujcie sobie) alko/kobiety/kosz Niestety tak se ne da. Jeżeli chce się uchodzić za człowieka oczytanego i "inteligentnego" (choć niekoniecznie takim być) - Jak Wojtek został strażakiem, HP i Dryżyt nie wystarczą.
Nie wiem czy mam prawo porównywać Salvatora i Rowling, bo HP nigdy prawie nie czytałem (widziałem yyy... dwie strony?) jednakże co rzuca mi się w oczy [+opinie ludzi, którzy czytali]:
- obie serie są rzetelnie napisanymi książkami. W jednym i w drugim przypadku widać, że autorzy odrobili lekcje, potrafią pisać... nie są wirtuozami, ale potrafią nie nudzić.
- obie serie są równie patetyczne. Kiedy Salvatora możemy tłumaczyć "rzalem" amerykańszczyzny oraz D&D, Rowlingowa jako wytłumaczenie ma to, że była nauczycielką na rozdrożu a książeczka była dla tępej brytyjskiej młodzieży. Cóż, nieźle.
- gdybym jednak miał wybrać co jest bardziej 'ambitne' - skierowałbym paluszek na panią R. Czuć jednak rękę brytyjki i oddech nieskażony hamburgerem. 'Haeery Pouttea(r)' ma klimat nieco podobny do Hobbita. Swego rodzaju niezaprzeczalna baśniowość, bajkowość wręcz. Drizzit to typowe, choć dobrze napisane, heroic fantasy. Plastikowy nigger o duszy 'fizolofa' nie jest synonimem słowa 'ambitne'.
Co nie przeszkadza mi w tym, że Drizzita czytałem na telefonie komórkowym - a Pottera nie tknąłem przez całe swoje życie NIGDY. I nie zamierzam.
Bo między "Granicą", Sienkiewiczem, wierszami Szymborskiej, Mickiewicza - a Sapkowskim, Tolkienem (tego moożnaby wpuścić, ale kazać każdemu czytać WP to udręka!) , HP i rzeszą tego niszowego ścierwa jest ogromna różnica.
Jeśli komuś chce się wyjrzeć poza gatunek, dostrzeże to. Jeśli komuś się chce.
Bo różnica jest jak między klasycznym teatrem a teatrem nowoczesnym, który w swojej pseudowymowie przypomina mi prędzej komedie dla zidiociałych uesejczyków. Tak, tych, którzy sobie wlewają spermy do olejku do opalania/mleka/soku/nie wiem do czego jeszcze.
Tja, brzmię jak konserwatysta z trybuny, który w nogach ma artretyzm a w mózgu papkę pozwalającą mu co najwyżej na wymyślanie mało mądrych argumentów. Wybaczcie.
Wy chyba jakiegoś innego Drizzta czytaliście niż ja. Przecież to jest masakrycznie płytkie. Drizzt idzie, nawala wilka. Spotyka przyjaciela, napadają ich bandyci - siecze ich. Idą dalej. Spotykają resztę drużyny, znów coś sieką, dowiadują się o złym magu co to chce zniszczyć Dolinę - idą go usiec po drodze oczywiście siecząc jego sługusów. I tak w koło Macieju. A styl w jakim to napisano to już w ogóle paranoja, nie wiem, widziałem tylko e booki (żadnego nie zmęczyłem do końca) może jakieś amatorskie to były przekłady.
HP ma (jak to Yarpen ujął) baśniową, miejscami naiwną i dziecięcą konwencję, ale jak już się do niej przekona, to w jej ramach można ujrzeć opowieść która jest trochę przygodówką, trochę kryminałem a trochę opowieścią o dorastaniu. Do tego super postaci - Dumbeldore, Snape, Moody, masa smaczków, inteligentny humor i fabuła.
Muszę kiedyś spiąć pośladki i skończyć którąś część. Fani Drizzta - dysponujecie może jakimś e bookiem sensownym? Po bibliotekach tego nie ma...
(co, notabene, świadczy o zdrowym rozsądku ludzi, którzy się bibliotekami opiekują )
Wy
Przecież napisałem, że to heroic fantasy. Poetyka Conana. Jednak napisane jest to całkiem nieźle... jak na heroic fantasy.
Sienkiewicz też zalatuje literaturą popularną. Jego współcześni gardzili nim za to.
Mnie rozwala, kiedy ktoś, kto czytał ze 3 książki w życiu, mówi, że Potter/Drizzt/Kod Leonarda to najlepsza książka, a jej autor to geniusz, artysta, ach i och.
Literatury popularnej nie można porównywać z literaturą wysoką, bo one mają inne cele. Inne są kryteria oceny tych literatur. Każdy może być krytykiem literatury popularnej, ale nie każdy może oceniać literaturę wysoką.
Literatura wysoka często czerpie z literatury popularnej.
Mnie rozwala, kiedy ktoś, kto czytał ze 3 książki w życiu, mówi, że Potter/Drizzt/Kod Leonarda to najlepsza książka, a jej autor to geniusz, artysta, ach i och.
Literatury popularnej nie można porównywać z literaturą wysoką, bo one mają inne cele. Inne są kryteria oceny tych literatur. Każdy może być krytykiem literatury popularnej, ale nie każdy może oceniać literaturę wysoką.
Literatura wysoka często czerpie z literatury popularnej.
I właśnie po to są lektury. Które MIMO WSZYSTKO, zawierają w sobie kilka dziełek literatury wysokiej.
Sienkiewicz też zalatuje literaturą popularną. Jego współcześni gardzili nim za to.
Za-awsze tak jest. Sienkiewicz był trendi, bo przecież dokładnie dobrał sobie target. "Pokrzepianie serc uciśnionych" to przecież najnormalniejszy w świecie zabieg marketingowy. Na takich ludziach zawsze się psy wiesza.
Cóż, chyba tylko Mickiewicz był doceniony za żywota, w chwilę po śmierci podniesiony do rangi boga - a po odczekaniu chwili wreszcie odbrązowiony przez ludzi takich jak Boy-Żeleński, co w sumie pozwoliło na inne spojrzenie na jego twórczość oraz postać. Która przestała być sztandarem wyzwolenia a zaczęła być facetem z krwi i kości.
Cóż, chyba tylko Mickiewicz był doceniony za żywota, w chwilę po śmierci podniesiony do rangi boga - a po odczekaniu chwili wreszcie odbrązowiony przez ludzi takich jak Boy-Żeleński, co w sumie pozwoliło na inne spojrzenie na jego twórczość oraz postać. Która przestała być sztandarem wyzwolenia a zaczęła być facetem z krwi i kości.
Do epoki pozytywizmu (mniej więcej, bo ostatnio nie mówi się już o romantyzmie, pozytywizmie, a o literaturze XIX wieku) oni wszyscy byli doceniani - mieli mecenasów (zazwyczaj). Wyjątkiem potwierdzającym regułę może być Norwid. Tyle, że Mickiewicz to też za wiele z tego nie miał, że go doceniali. Został profesorem w Paryżu i we Włoszech, a kasy za wiele nie zarobił. Z uczelni go wyrzucili, bo przez Towiańskiego popadł w mistycyzm i pracował za grosze jako bibliotekarz. Zdaje się, że pisał 2 część Pana Tadeusza dla pieniędzy.
Rej był bardem. Śpiewał chyba nawet przed królem. Dantyszek otrzymał laur poetycki z rąk cesarza. Kochanowski był największym słowiańskim poetą swoich czasów.
Dopiero w epoce pozytywizmu - i jeszcze bardziej Młodej Polski - pojawił się mecenas mieszczański i skończyły się dobre lata dla artystów. Nastała epoka literatury popularnej.
Pisałem o docenieniu w sensie stricte literackim, finansowo było zawsze krucho.
Literacko też byli doceniani (o czym też już pisałem tak, jak i o literackim docenianiu). Finansowo wcale nie było tak źle (wielu poetów pracowało na dworach królewskich, w dyplomacji; wielu zostawało duchownymi, a już taki Andrzej Morsztyn w ogóle ładnie się ustawił - szkoda tylko, że zdradził kraj). Docenianie literackie wiąże się z finansowym. Zmiany w jednym pociągneły zmiany w drugim.
Przeskakujesz względem epok.
Ja piszę o romantykach. Mickiewicz był bohaterem narodowym. Okupował paryskie salony, dymał kogo chciał, przez plagę szarańczy (?) która sprawiła, że wino kosztowało tyle co mały zameczek wpadł w alkoholizm - tak, oni tam chlali wódę na okrągło. Ale reputację miał.
Przynajmniej tyle mi jest wiadomo. Oczywiście później zdrętwiał już nieco i z buntownika stał się zaschłym dziadkiem, którego proszono o patronat nad kolejną krucjatą o wyzwolenie Polski.
... Słowacki kipiał od nienawiści i pluł jadem na lewo i prawo - niedocieniony synalek mamusi. Norwid zdychał, caały czas.
HP ma (jak to Yarpen ujął) baśniową, miejscami naiwną i dziecięcą konwencję, ale jak już się do niej przekona, to w jej ramach można ujrzeć opowieść która jest trochę przygodówką, trochę kryminałem a trochę opowieścią o dorastaniu. Do tego super postaci - Dumbeldore, Snape, Moody, masa smaczków, inteligentny humor i fabuła.
i kończy sie jak telenowela prawda?
Przeskakujesz względem epok.
Ja piszę o romantykach. Mickiewicz był bohaterem narodowym. Okupował paryskie salony, dymał kogo chciał, przez plagę szarańczy (?) która sprawiła, że wino kosztowało tyle co mały zameczek wpadł w alkoholizm - tak, oni tam chlali wódę na okrągło. Ale reputację miał.
Przynajmniej tyle mi jest wiadomo. Oczywiście później zdrętwiał już nieco i z buntownika stał się zaschłym dziadkiem, którego proszono o patronat nad kolejną krucjatą o wyzwolenie Polski.
... Słowacki kipiał od nienawiści i pluł jadem na lewo i prawo - niedocieniony synalek mamusi. Norwid zdychał, caały czas.
Nic mi nie wiadomo o alkoholizmie Mickiewicza. Za to Słowacki walił laudanum i potem myślał, że widzi Jezusa. Co do Słowackiego, to nie dziwię się, że nie był doceniany, bo sam go nie cenię. Sen srebrny Salomei, Król Duch, etc. wyglądają na dzieła szaleńca (zresztą wielu współczesnych Słowackiemu to sugerowało i byłbym skłonny przychylić się do ich zdania) - psy w łonach martwych kobiet i inne takie. Słowacki wcale nie był taki niedoceniany, bo sam Mickiewicz na imprezie z okazji swoich urodzin, otrzymania katedry i Bożego Narodzenia (?) go pochwalił (inna sprawa, że gość, u którego się ta impreza odbywała, postanowił przeinaczyć słowa Mickiewicza). Słowacki był nazywany poetą powstania/Warszawy. Jednym z trzech wieszczów (ale to nie jestem pewien, czy nie po jego śmierci). Julka cenił Fredro. Juluś był wydawany za życia, więc nie można powiedzieć, że był niedoceniany. Był doceniany, tylko za mało jak na jego chorą ambicję.
A Mickiewicz nie stał się na koniec starym dziadkiem, tylko pod wpływem filozofii Towiańskiego przestał tworzyć; zaczął stawiać czyn nad poezję i wyruszył na jakąś wojenkę. Zmarł w Konstantynopolu.
Piszesz o romantykach - to skąd Sienkiewicz? Romantycy byli doceniani (artystycznie, społecznie, finansowo w sumie też). To w pozytywizmie zacznie się wyrobnictwo literackie. Prus musiał pisać humoreski, żeby jakoś ciągnąć. Pojawia się powieść w odcinkach, etc. To z takim obrazem literatury (literatury popularnej) starali się walczyć twórcy epoki Młodej Polski.
Ej, co to jest literatura wysoka?
Taka, która ponad walorami ludycznymi stawia walory artystyczne.
Było o maturze, o lekturach, o Drizztcie i Harrym Potterze, było też o wieszczach i Literaturze Wysokiej - za dużo, by dla wszystkiego tworzyć nowe tematy. Macie więc ten. Smacznego i zachęcam do dalszych rozważań
A taki fajny spamik się robił w temacie
bo sam Mickiewicz na imprezie z okazji swoich urodzin, otrzymania katedry i Bożego Narodzenia (?) go pochwalił
Nie uważasz, że gdy Słowacki sam chciał być królem (uważał się za lepszego niż M.), taka pochwała była bardziej poniżeniem niż docenienie?
Nie uważasz, że gdy Słowacki sam chciał być królem (uważał się za lepszego niż M.), taka pochwała była bardziej poniżeniem niż docenienie?
Bo Słowacki miał nasrane. Chyba nie było poniżeniem, skoro Julek podniecał się jak nie wiem tym, że Mickiewicz powiedział o jego poezji, że "jest jak piękny architektonicznie kościół, ale w kościele Boga nie ma". Nie zauważył tylko drugiego dna tej wypowiedzi.
Trzeba by sprawdzić, na co powołuje się Boy, kiedy pisze o nałogu Adasia. Wydaje się, że pokolenie Boya starało się na przekór filistrowi lansować Julka (bo Mickiewicz trafił pod strzechy i został wartością narodową).
To co to jest Ludyczność? >>
Wydaje się, że pokolenie Boya starało się na przekór filistrowi lansować Julka (bo Mickiewicz trafił pod strzechy i został wartością narodową).
Co do samego Boya: nie sądzę. Słowackiego nazywał impotentem.
Jeśli o samego Żeleńskiego chodzi, raczej nie umniejszał lansowania Mickiewicza - po prostu pokazywał go jako człowieka, nie jako pomnik z brązu. "Odbrązowienie", tak to zwał.
Jeśli o samego Żeleńskiego chodzi, raczej nie umniejszał lansowania Mickiewicza - po prostu pokazywał go jako człowieka, nie jako pomnik z brązu. "Odbrązowienie", tak to zwał.
No tak, ale jest pewna różnica pomiędzy "odbrązowieniem" a alkoholizmem. Mickiewicz to był dziwkarz, ale czy alkoholik to nie wiem.
No tak, ale jest pewna różnica pomiędzy "odbrązowieniem" a alkoholizmem. Mickiewicz to był dziwkarz, ale czy alkoholik to nie wiem.
Może alkoholizm to złe słowo. Wiadomo mi tyle, że w tych latach w Paryżu pito ogromne ilości gorzały i spirytusu. I że Mickiewicz był w tym 'dobry'.
Nie zauważyłem topicu o twórczości Andrzeja Sapkowskiego, aczkolwiek mam całkiem ciekawego newsa, być może znanego już części osób... Otóż, w tym roku, po raz pierwszy co warto zaznaczyć, być może na drodze sukcesu jaki odniosła gra komputerowa oparta na treści literackiej, ukazał się pierwszy tom właściwej sagi opowiadającej historię wiedźmina Geralta! "Blood of Elves" jest już nawet dostępna na anglojęzycznym ebay'u i to za nie małą cenę $ 23,93! (Klik!)
Oczywiście, wcześniej (to jest w roku 2007) ukazało się preludium, a mianowicie zbiór opowiadań, "The Last Wish" po całkiem rozsądnej cenie (między $ 3,95 a $ 9,50)...
Osobiście bardzo mnie cieszy, iż wyjątkowo solidna twórczość polskiego mistrza miała swoje odbicie w wersji anglojęzycznej... Kto wie, może odniesie ogromny sukces? A może raczej powinienem powiedzieć, who knows?
W dużej mierze ze względu na tłumaczenie, a po części przez niezrozumienie polskiej mentalności (która od Sapkowskiego bije) książka nie została przyjęta tak jak tego oczekiwaliśmy przez zachodnich odbiorców. Skoro na angielski tłumaczyła to niemka...
Skoro na angielski tłumaczyła to niemka... Według mnie wypadało zatrudnić naprawdę solidną jednostką, taką jak na przykłąd Anne Applebaum, mimo iż kobieta na codzień zajmuję się zupełnie inną gałęzią literacką.
Bodaj w Hiszpanii Saga niedawno pojawiła się/niedługo ma się pojawić. Też ciekawe, jak się przyjmie. A w Anglii może się przyjąć. Może bez szału (powody wymienił Yarp) ale to w końcu solidne fantasy, ze smokami, intrygą, przepowiednią, walkami na miecze, krasnalami itd itp. Fani fantasy to kupią
PS
Jakie curva Geralt is a hunter? :O
Bodaj w Hiszpanii Saga niedawno pojawiła się/niedługo ma się pojawić.
Pojawiła się tam już w 2003 roku ("Ostatnie życzenie" już rok wcześniej), choć nie do końca - nie wydano jeszcze "Pani jeziora".
Pojawiła się tam już w 2003 roku ("Ostatnie życzenie" już rok wcześniej), choć nie do końca - nie wydano jeszcze "Pani jeziora".
khem, khem
Trza być konsekwentnym
No ale skąd im się to wzięło?