AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Temat właściwie nieco na rozluźnienie; w każdej rodzinie opowiadane są różne historyjki, anegdotki et cetera, które dotyczą jakichś wydarzeń, konkretnych sytuacji, barwnych postaci czy wyłuszczające zawiłości pochodzenia i pomyślałem, że może co by się jeszcze lepiej poznać, wymienimy się paroma takimi historyjkami?
Mój wujaszek mieszkający w Niemczech, od niedawna posiadacz komputera, pytał się mnie dzisiaj czy za wchodzenie na strony z dziecięcą pornografią mogą go zamknąć. [joke]Po jego wizytach zawsze bolała mnie dupa.[/joke]
Ponoć mój pradziad ze strony matki, zanim go rozstrzelali Niemcy na oczach swojej rodziny, zakopał gdzieś sporo starych monet i orderów. Fantów nigdy nie odnaleziono.
Zaś mojego dziadka jak zabrali do wojska to wsławił się kilkoma rzeczami.
Pierwszą rzeczą było to że umiał naprawić i zropbić wszystko choć skończył ledwie szkołe budowniczą zawodową (murarz). Po dwóch miesiącach już miał przepustke za naprawe instalacji z którą nawet oficerowie nic nie dali rady zrobić.
Drugą było to że był często karany ćwiczeniami dodatkowymi bo zwracał uwage komuś kto nie miał racja.
Trzecią było to że powiedział do Majora że jest jeb*** bo wyznaczył za mało materiału na most i braknie. Miał racje.
Trzecią było to że powiedział do Majora że jest jeb*** bo wyznaczył za mało materiału na most i braknie. Miał racje.
Znajomy Piłsudskiego? Ten też lubił rzucić kurwami w Polaków
U mnie w rodzinie z kolei trafił się dość nadzwyczajny przypadek. Otóż dotyczy to rodziny ze strony mojego ojca, kuzynka dziadka wyszła za ukraińskiego sąsiada (cała rzecz dzieje się na dawnych Kresach!) i z tego małżeństwa trafił im się jedynak. I wiedli sobie dość sielankowe życie aż do niemieckiej inwazji na ZSRR, ojciec młodego ówcześnie Leona co by wyratować go przed kulą w łeb, obozem koncentracyjnym bądź przymusowymi robotami, przywlókł go do ukraińskiej partyzantki (wspieranej przez nazistów!). I gdy wydawało się, że chłopak jakoś wojnę przetrwa w spokoju "robiąc na drutach", bojówki rozwiązano i żołnierzy włączono do wehrmachtowskich oddziałów. Leon po dość krótkim czasie stwierdził, że robienie za niemieckiego żołnierza mu nie odpowiada i zdezerterował. Niestety, miał tego pecha, że po kilku czy kilkunastu dniach trafił na czerwonoarmistów, był w niemieckim mundurze, został jako jeniec pojmany i zesłany na "białe misie" do robót w kopalni. Oczywiście, robota pod ziemią w syberyjskich warunkach to po kilku zejściach na dół pewna śmierć, więc Leon, jako że z wykształcenia stolarz, dogadał się z kierownikiem obozu, zrobił mu solidny sekretarzyk i miał święty spokój. Z tym że dość szybko okazało się, że robotników w kopalni brakuje i trzeba więźniów z góry ściągnąć na dół. Leon, przestraszony widmem trafienia do kopalnii, połamał sobie rękę i został zakwalifikowany jako nie zdolny do prac górnicznych. W jakiś czas później sytuacja się powtórzyła, więc wujo (tak go nazywaliśmy, choć to dość daleka rodzina) na jednej z maszyn (skrawarka czy coś, nie wiem) zerwał sobie skórę i mięśnie z lewej dłoni (którą do końca życia miał nie do końca sprawną) i znów uchronił się przed kopalnią. Na jego szczęście nie musiał się więcej okaleczać, odbębnił wyrok dziesięciu lat, potem przez kolejne cztery czy pięć pracował na powrót do kraju, na "białych misiach" poznał swoją przyszłą żonę (rosyjska dziewczyna z antybolszewickiej rodziny) i po tych kilkunastu latach trafił do polskiego już wtedy Opola, gdzie zamieszkał w jednej kamienicy z moimi rodzicami (to jest moi rodzice wprowadzili się tam znacznie później).