AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
“The Road” (2009. John Hillcoat) – Filmowa adaptacja znakomitej powieści Cormaca McCarthy “Droga”, bardzo wierna literackiemu pierwowzorowi. Ojciec i małoletni syn wędrują przez post-apokaliptyczne zgliszcza Ameryki walcząc nieustannie z wyczerpaniem, głodem, trudnymi warunkami pogodowymi, brakiem nadziei. Na ich drodze staną złodzieje i kanibale. Piękny i smutny film z wyrazistą rolą Viggo Mortensena, który od czasu “The Reflecting Skin” nie zagrał w tak tragicznym obrazie. Do zapamiętania także drugoplanowe role Charlize Theron, Guya Pearce’a i Roberta Duvalla oraz wszechogarniająca pustka, martwota, szarzyzna mijanych przez dwójkę wędrowców krajobrazów (film nakręcono m.in na terenie zdewastowanym gwałtowną erupcją wulkanu Mount St. Helens 18 maja 1980 roku, w wyniku której zginęło 57 ludzi). Świetne kino post-apokaliptyczne – nic dodać, nic ująć.
A ja z kolei jestem na nie. Mccarthy napisał książkę całkowicie pozbawioną wszelkiej nadziei, brudną, smutną, tragiczną. Film, mimo że większość scen przenosi z książki wprost na ekran, przenosi je w sposób, który jest zaprzeczeniem treści i ogólnej wymowy powieści. Po pierwsze - zły reżyser. Nie w tym sensie, że zły w ogóle, ale zupełnie nienadający się ze swoim stylem do tej powieści. Film mocno przypomina melancholijną i magiczną "Propozycję. Melancholii i zadumy w filmie jest przynajmniej tyle ile w powieści beznadziei, brudu i rezygnacji. Tych za to w filmie jak na lekarstwo. Po drugie - zła muzyka. I znów nie to, że muzyka niefajna, bo sama w sobie jest bardzo w porządku i słuchałem jej wielokrotnie na odtwarzaczu. Nijak za to ma się do prozy Mccarthy'ego, chociaż wpasowuje się w stylistykę obrazu całkiem nieźle. Ale to znów oddala nas od książki i kreowanej tam wizji. Podsumowując - jako niezależne dzieło, film może się sprawdzić, jest nakręcony dobrze, nadaje się do kin, brutalność i depresyjna atmosfera dostosowana do strawności przeciętnego widza. Dla fana książki - kiepsko. Brudu, zimna, błota, wszechobecnego popiołu, czarnego śniegu, spalonych drzew niestety nie uświadczymy.
Trza sie zgodzic z Jurandem. Podobnie jak "Propozycja" niby wszystko jak sie rozklada na czesci to jest ok, ale jakos to wszystko nie gra tak jak powinno! Z drugiej strony w tej szufladce chyba nic specjalnie lepszego sie nie ukazalo !
Juru! A widziales nowego Polanskocka?
no właśnie nie widziałem. A fajne czy gówno?
no właśnie nie widziałem. A fajne czy gówno?
Ano wlasnie trudno powiedziec raz az sie chce powiedziec, ze gowno raz ze fajne. Tak tez mam z Hiczkokami, a generalnie fabula pod wzgledem "misternego" planu to takie 39 krokow. Dlatego bylem ciekawe Tw opinii.
A no i najwiekszy suspens na poczatku, jak sie okazuje ze to jednak nie jest reklama BMW:)
o drugie - zła muzyka. I znów nie to, że muzyka niefajna, bo sama w sobie jest bardzo w porządku i słuchałem jej wielokrotnie na odtwarzaczu.
Soundtrack fajny. Słuchałem wielokrotnie, choć bardziej podoba mi się robota Ellisa i Cave'a przy "Jessie Jamesie". A ich kooperacja przy "Propozycji" Hillcoata podoba mi się najmniej.
Ciekawa byłam, to i obadałam, a moje znudzenie oraz irytacja sięgnęły zenitu! Nie jestem osobą, która potrzebuje krwi, gana i akcji, ale to mega masakryczne nudziarstwo polecam wszystkim, którzy chcą się wyspać! W filmie widzimy wciąż te same schematy (tatuś z synkiem idą z wózkiem, szukają żarcia i od czasu do czasu chowają się/przeszukują jakiś dom). Wszystko to, by dotrzeć na Południe, gdzie zapewne Eden i takie tam. Zwieńczeniem tego wszystkiego jest happawy end, gdzie może i sztucznie wywołana łezka padnie z oczu dziecięcego beztalencia, SPOILER ale przecież znajdzie on nową rodzinkę, która z dali z troską przyglądała się losom tej nieszczęsnej pary, a do tego ma psa (skąd, u diabła?! Przecież wszystko zdechło! Nikt, kto cierpi głód, nie karmiłby futrzaka swoim kosztem!). Dla mnie ten film jest zlepkiem tego, co najgorsze w hollywoodzkich produkcjach: denny scenariusz, reżyseria, kilka gwiazd, patetyczne dialogi ("czy niesiesz w sercu ogień?" ) + nieodłączna apoteoza rodziny 2+2, a nawet 3, z psem. Pomijam wszelkie religijne nawiązania i takie tam.
Nawet muzyka napisana m.in. przez Nicka Cave'a (!!!) idealnie wpisuje się w tę mdłą pod każdym względem produkcję. Rzygam takim kinem, więc możecie mnie publicznie ukrzyżować, ale nie zmienię zdania za cholerę