ďťż

AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA

Z dobrymi slasherami jest podobnie jak z thrash metalem – obie dziedziny masowej rozrywki (?) przeżyły największy rozkwit w latach 80tych. MBV oprócz chwytliwego tytułu - podchwyconego niebawem przez dublińskich muzyków art rockowych - posiada ciekawy koncept i parę nieźle zrealizowanych scen, plus nastrój rasowej „miejskiej legendy”. Czego zabrakło twórcom? Wsparcia kogoś w rodzaju Toma Saviniego, bo sceny uśmiercania aż się prosiły o więcej śmiałości i technicznego szlifu (że wspomnę tylko łaźnię i sposób pokazania ofiary…). Tymczasem i bez tego film ucierpiał szykany ze strony cenzorów, trafiając do kin po śmierci Johna Lennona i fali sprzeciwu wobec przemocy. Niemniej jednak, godny konkurent wiadomego obrazu Seana Cunninghama.


Mnie się "My Bloody Valentine" podobało i co jakiś czas wracam do tego filmu. Wydaje mi się, że nie do końca jest doceniany, bo moim zdaniem jest zdecydowanie lepszy niż duża część amerykańskich slasherów. Dobry klimat, zwłaszcza duszne i nieco klaustrofobiczne sceny w kopalni, sensowni bohaterowie, którzy nie przypominają tępawych i tekturowych postaci z większości podobnych tytułów gatunku oraz intrygujaca historia z ciekawą postacią mordercy w masce górniczej. Faktycznie film sporo ucierpiał pod bezdusznymi cięciami cenzorskich nożyc, ale i tak z przyjemnością idzie obejrzeć. Swoją drogą, Cabalu, czy Twoje uwagi co do braków odnoszą się do niedawno wypuszczonej wersji nieocenzurowanej?

Swoją drogą, Cabalu, czy Twoje uwagi co do braków odnoszą się do niedawno wypuszczonej wersji nieocenzurowanej?

Mhm. To wiele by tłumaczyło, bo w kulminacyjnych momentach brakowało tej wersji specyficznego "pieprzu". Tyle że nie rozumiem "genialnej inaczej" koncepcji wydawców rzucających na rynek wersje cut PO edycjach nieocenzurowanych . Kasa, misiu, kasa - jak zwykle .
Myślę, że z pewnością oglądałeś wersję nieocenzurowaną, bo zauważyłbyś materiał filmowy, który został wycięty, gołym okiem widać nie tylko juchę, ale i różnicę w jakości obrazu. To zapewne wynik warunków, w jakich producent filmu je przetrzymywał w obawie przed tym, aby nie zaginęły po naciskach MPAA (chwała mu za to!). Te dziewięć brakujących minut to swoista kropka nad "i", dzięki czemu film od razu staje się pełniejszy. Zresztą to właśnie w braku odpowiedniej ilości gore upatruje się przyczyn, dla których film nie odnotował dużego sukcesu komercyjnego.


"My Bloody Valentine" leciał ongiś bodaj na Polsacie w wersji haniebnie ocenzurowanej i przez wiele lat jedynie dostępnej. I co? I szlag mnie trafiał, kiedy widziałem te paskudne cięcia. Przez to znielubiłem strasznie slasher George'a Mihalki. Wydanie DVD ze scenami gore, które oglądałem kilka miesięcy sprawiło, iż inaczej spojrzałem na ten horror. Do tej pory wycięte sceny gore dają kanadyjskiemu filmowi odpowiedniego kopa. Obecnie to jeden z moich ulubionych slasherów. W sam raz do obejrzenia w kiczowate Walentynki.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mkulturalnik.xlx.pl
  •