AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Chyba nie ma juz sensu zakladac nowego tematu dla kazdego nie-horroru
co mnie zainspirowalo?corpse bride Tima Burtona. bylem wczoraj w kinie i sie doskonale bawilem.duzo niewymuszonego humoru(czesto czarnego), genialna animacja, dobra muzyka. bez dubbingu na szczescie wady-krotki(1h15m), choc moze to i lepiej, ze nie ciagneli na sile, i 10 minutowa,beznadziejna reklama H&M przed filmem, po ktorej reklamy proszkow do prania wydaja sie przyjemnoscia
imho, analogiczny temat już istnieje w "Co w horrorze piszczy", bo wypowiedzi są tam nie tylko o grozie filmowej, ale ogólnie co tam się widziało. zastanawiam się czy jest sens dublować tematy. może jest...
swoją drogą na "Corpse Bride" ostrzę sobie zęby. bo co Burton to Burton, no nie?
zasugerowalem sie troche nazwa dzialu-co w horrorze piszczy
ale moze faktycznie, jesli drobny oftopik dostaje blogoslawienstwo w tamtym dziale, to zeby burdelu nie tworzyc lock ten temat
Zachęcony opisem LeonaPL dzis odwiedzilem kino, aby zobaczyc "Corpse Bride" Tima Burtona (w koncu nie samymi eksploitami czlowiek żyje ). I film mnie bardzo pozytywnie zaskoczyl. Animacja jest po prostu genialna, historia jest na tyle oryginalna, ze bylem pod wrażeniem, piosenki sa swietne, a muzyka Danny'ego Elfmana chwyta za serce. Filmik jest momentami ckliwy, ale pomimo sporej dawki lukru oglada sie go z prawdziwą przyjemnoscią. Animacja wszelkich szkieletow i innych truposzy zamieszkuących podziemny swiat zadziwia, a humor rozwesela. Burton znowu bawi sie raczej ponurymi tematami takimi jak smierc czy morderstwo i spina je w przyjemny musicalowy romans o potędze miłosci. Two thumbs up.
"Samuraje i Kowboje" zakupiony dzisiaj w Tesco w promocji i obejrzany z uwagi na zły nastrój do oglądania czegoś cięższego. Proste, łatwe i przyjemne, no i T. Mifune na dzikim zachodzie
jako samuraj contra rewolwerowcy. Trochę nawiązań do "Siedmiu Wspaniałych" czy filmów Sergia Leone. Jak ktoś chce trochę rozrywki to polecam !
Zakupiłem również "Dom Latajacych Sztyletów" (2 DVD, masa dodatków) ale czekam to więcej czasu wolnego by całość obajrzeć w jednym ciągu bo ponoć niezłe to jest. Spotkalem się z ocenami, iż od strony wizualnej przebija "Hero" i całą masę innych azjatyckich filmów. No ale wkrótce (mam nadzieję) zobaczymy.
"Corpse Bride" czekam na DVD !
Olivier Marchal : 36 - wczoraj byla polska premiera no i postanowilem sie wybrac, ze wzgledu na reklame filmu ktora glosila : najlepszy meski pojedynek od czasow goraczki" (cos w tym stylu). przez to patrzylem z poczatku na film jako nasladowce goraczki - jednak nie jest to zadna kopia(choc porownania nasuwaja sie przy wielu scenach - np napadu na furgonetke, strzelaninach, nawet zdjecia - chlodne, w tonacji niebieskiej - wydaja sie zblizone do tych z filmu manna). jak dla mnie - bardzo dobry film kryminalny ze swietnie skonstruowanymi postaciami (nie przeszkodzily w tym nawet tak znane twarze jak auteuil i depardieu). jest to prawdziwie meskie kino - kobiety zajmuja w nim marginalną pozycje (co zreszta nie jest dziwne w tego typu produkcjach). muzyka odgrywa tu tez bardzo wazna role (i podobnie jak w goraczce - nadaje rytmu filmowi, sceny wzniosle czyni bardziej wznioslymi, sceny dynamiczne dynamizuje badz dodaje im dostojenstwa a sceny pelne spokoju czyni jeszcze bardziej harmonijnymi). ogolnie rzecz biorac swietny kryminal - nie za duzo akcji, nie za duzo przestojow, dobrze prowadzona narracja, dobre zdjecia, niejednoznaczne i niebanalne postacie - podsumowując goraco polecam
J.
xmyersx: kawał dobrego kina, prawda, ale strasznie mnie drażnił przesyt sentymentalnej muzyki, szczególnie w drugiej połowie. Jeeez, ja wiem, że wszyscy płaczą, ale momentami trochę z tym przeginali. Z francuskiego kina akcji ostatnich lat jednak dalej rządzi dla mnie "Nid de guepes" Florent Emilio Siri ("Gniazdo os", w Polsce przetłumaczyli to jako "Ostatni skok")...
Jesli jestesmy przy Francuskim kinie akcji to polecam inny film twórcy " 36 " , mianowicie " Gangsters " ( 2002 ) , jeszcze bardziej dynamiczny i miejscami brutalny
A " 36 " jest klasą samą w sobie , szkoda że Hollywood zabrało sie już za realizację remake'u
"Faster, Pussycat! Kill! Kill!" (1965. Russ Meyer) - Klasyk wczesnego kina eksploatacji Russa Meyera o trzech agresywnych tancerkach go-go, ktore zostają przestępczyniami, scigają sie samochodami po pustyni i leją po ryjach facetów. W glównej roli bryluje Tura Satana, a jej ogromny biust przyciąga do ekranu. Fajniutkie kino eksploatacji z mocnymi akcentami feministycznymi i kultowymi one-liners.
Oto link do strony Tury Satany: http://www.turasatana.com/
"The Shogun's Samurai " aka "The Yagyu Conspiracy " reż. Kinji Fukasaku, 1978r
Klasyka kina samurajskiego. Historia walki o schedę po śmierci shoguna pomiędzy jego synami.
Polecam kazdemu kogo interesuje japońska kinomatografia. Ciekawa rola Sonny Chiba jako syna podstępnego nauczyciela szermierki.
W ramach oddechu po dwukrotnym obejrzeniu "Eat the School Girl" (na potrzeby recenzji) zapodałem sobie serię "Lone Wolf and Cub" (wspaniałą japońską serię) . Dla pasjonatów japońskiego kina rekomendacja zbędna. Dla pozostałych informacja: jest to pierwowzór "Shogun's Assassins" z tym, że lepszy. Polecam.
Wczoraj na TVP 2 oraz TVP 1 dwa filmy Jina Wonga i Coreya Yuena z Jetem Li w roli glównej "The Legend of the Red Dragon" (1994) i "High Risk" (1995) - Ten drugi obraz bardziej przypadł mi do gustu. Opowiada o ochroniarzu (Jet Li) znanej gwiazdy filmów kung-fu, ktory zmuszony jest walczyc o zycie zakładników, gdy na hotel, gdzie odbywa sie wystawa rosyjskich klejnotów napada grupa terrorysty zwanego Doktorem. Fabuła wtórna, dialogi głupie, ale fantastyczne sekwencje walki, znakomita kaskaderka i sporo humoru.
http://www.imdb.com/title/tt0110054/combined
http://www.imdb.com/title/tt0114437/combined
a ja w końcu obejrzałem "Harakiri" Masaki Kobayashi'ego, które przesłał mi Król Zombich i mocno polecał. i cóż mogę powiedzieć? ten film jest niesamowity. akcja dzieje się teoretycznie w jednym miejscu, a film nie pozwala oderwać oczu. świetny aktorsko i koncepcyjnie. wymowa humanistyczna daje dobrze w łeb - i nakręcono to w Japonii (tekst, że kodeks bushido jest gówno warty po prostu zamiata). to trzeba oglądać kilkukrotnie, żeby smakować. po prostu wypas!
Tja. Harrakiri to jeden z najlepszych filmów z tzw. kina samurajskiego. EGO obejrzyj tez sobie "Bunt" tego samego rezysera.
wiem, wiem. mam "Samurai Rebellion" i czeka na obejrzenie
I "Bunt" i "Harakiri" zmiażdżyły mnie swego czasu. Kurczę, tylko niektóre filmy Kurosawy mogą się z tym równać...
a ja w ramach poprawiania sobie humoru na obczyźnie, zbadałem będąc jeszcze w irl "Idi i smotri" Elem Klimova - i po prostu usiadłem. film maksymalnie siada na psychikę. wojna pokazana z perspektywy zwykłych ludzi, z dala od wielkich działań frontowych. koszmar tamtego okresu ukazany tak, że jeszcze długo po projekcji nie można się otrząsnąć. już nawet nie chodzi o zezwierzęcenie hitlerowców, ale tragedia ludzi pozbawionych domów, ucieczki przez bagna. do tego skontrastowane z wcześniejszą idylliczną zabawą dwójki bohaterów w lesie. zdjęcia ukazują raz to piękno (we wspomnianej sekwencji) raz to brud, syf i tragedię. wiadomo, gdzie i kiedy film był kręcony, więc sytuacja jest dość jednostronnie pokazana, ale spokojnie można uogólnić wnioski płynące z "Come and See" i robi się z dzieła Klimova porażający manifest antywojenny.
polecam!!!
"Star Wars II" - zaatakowane na kacu, bo tylko wtedy przyjmuję takie chujawe filmy. Nawet nie dotarłem do końca - kupsztal jakich mało!
kawa i papierosy- moje 2 starcie(po ghost dog) z jarmuschem. film sklada sie z kilku nowel, lacza ich oczywiscie tytowe(tez lubie) uzywki. ciekawe spostrzezenia-o nierownym traktowaniu ludzi, o nieumiejetnosci rozmowy, o interesownosci. swietna obsada, duzo, czasem gorzkiego humoru, dobre puenty. warto.
kawa i papierosy[...]warto.
W takim razie "Noc na ziemi" tez powinna Ci sie spodobac - podobny motyw, tyle ze w taksowce. Na 3 starcie bedzie w sam raz. Zdecydowanie nie polecam natomiast "Inaczej niz w raju" - w moim odczuciu to flaki z olejem.
na 4 starcie, bo jeszcze broken flowers obejrzalem. tez mile. o panu ktory dowiaduje sie z anonimowego listu ze przed 20 laty sporzadzil syna, i wyrusza po kobietach jakie mial wtedy zeby sie czegos dowiedziec. spokojne tempo, piekne panie, muzyka fajnie pasujaca. i bill muray. ostatnio duzo filmow ogl z tym panem. strach lodowke otworzyc, zeby mi nie wyskoczyl
strach lodowke otworzyc, zeby mi nie wyskoczyl
Chyba sobie obejrzę "Broken Flowers", bo mnie zainteresowałeś tym filmidłem.
Miasto Boga żem oglądał ostatnio. Widział kto ?? Podobało się ??
Carandiru także żem oglądał. Podobne nieco klimaty, nawet ten sam gość jeden gra.
"Miasto Boga" czy to o tych brazylijskich dzieciakach ze slamsów bawiących się w gangsterów ?
Jesli tak (mogłem pomylic tytuły bo oglądałem to dawno temu) to jak najbardziej polecam, smutny film jednakże zmuszający do myslenia no i w stylu "Amores Peros".
[...]jeszcze broken flowers obejrzalem
Kiedys czytalem, nie wiem czy to prawda - bo nie pamietam gdzie, ze rola zostala specjalnie napisana przez Jarmuscha z mysla o Bill'u Murray'u. Jesli to prawda - a nie widzialem tego filmiszcza - to znaczy, ze obraz musi byc kozacki. Szanuje Billa - szczegolnie od czasow Lost in Translation.
Pozdrawiam
Ja sobie obejzalem Droge Smoka z Brucem Lee i Chuckiem Norrisem. Bardzo dobry. Lee swietnie zagral i jak zwykle pokaza spore umiejetnosci tak samo jak Czak
Lee swietnie zagral i jak zwykle pokaza spore umiejetnosci tak samo jak Czak Smile
O tak ... Lee zagral po mistrzowsku, jako scenarzysta i rezyser doskonale wiedzial co robi obsadzajac samego siebie w roli glownej. Na szczegolny podziw zasluguje mimika jego twarzy - nawet nie wiedzialem, ze czlowiek potrafi robic takie miny. A jesli chodzi o Chuck'a ... hmm mam wszystkie odcinki "Straznika z Teksasu" + 2 specjalne w wersji Director's Cut
na 4 starcie, bo jeszcze broken flowers obejrzalem. tez mile. o panu ktory dowiaduje sie z anonimowego listu ze przed 20 laty sporzadzil syna, i wyrusza po kobietach jakie mial wtedy zeby sie czegos dowiedziec. spokojne tempo, piekne panie, muzyka fajnie pasujaca. i bill muray. ostatnio duzo filmow ogl z tym panem. strach lodowke otworzyc, zeby mi nie wyskoczyl
No własnie, ja tez sobie ten film niedawno obejrzałam i mam przyjemne wrażenia. Film naprawdę udany, może nie żadne arcydzieło, ale na pewno warto obejrzeć. Zawiera tez pewne subtelne odniesienia (np. pierwsza pani i jej córka - Lolita, jak żywcem wyciągnięte z Lolity Nabokova właśnie ), różowy leitmotiv i tę niepewność. Dobrze, że reżyser pozostawił widzowi pole do własnej interpretacji, a nie, kawę na ławę.
"Goyokin" (Honor Samuraja), 1969r
http://www.imdb.com/title/tt0064387/
Historia samuraja, który w obronie wioski rybackiej staje przeciwko swojemu klanowi.
Ciekawa fabuła, momentami oniryczny klimat, wizualny majstersztyk i świetna muzyka.
Film ten spokojnie może konkurować z dziełami Kurosawy lub Kobayashiego.
Lubiący filmy samurajskie mogą ten tytuł łykać w ciemno. Polecam.
sekretarka- urocza komedia romantyczna o sekretarce uwiklanej w romans z nutka bdsm z swoim szefem. duzo smiechu jak kto lubi inne spojrzenia na relacje damsko/meskie
mind game- wywalajacy w kosmos film animowany o kolesiu ktory dostaje od Boga druga szanse i postanawia tym razem czerpac z zycia. niby z japoni, ale nie ma duzych oczu, czesto przeplatane elementami nieanimowanymi, ogolnie forma bardzo dynamiczna, troche eksperymentalna. szczeke z podlogi zbieralem troche czasu-jak kto lubi animacje to mus
post pod postem, ale nie ma jak inaczej podbic, zeby ktos to przeczytal
Wyznania gejszy- mloda dziewczynka zostaje sprzedana przez rodzicow do szkoly gejsz. tam uczy sie wszystkich atrybutow koniecznych mistrzyniom zawodu, probujac jednoczesnie uniknac efektow intryg zazdrosnej rywalki. w filmie dano 3 najpiekniejsze aktorki jakie widzialem, bajeczne krajobrazy, genialna muzyke. nie idzie podniesc szczeki z podlogi takie to wszystko robi wrazenie. in minus jedynie drazniace kazdego fana kina azjatyckiego amerykanska wizja dramatyzmu i romantyzmu(glosna muzyka itp. tanie chwyty majace wywolac rzeki lez na widowni). pomimo tego 5+/6 z czystym sumieniem, i marsz do kina fani azjatek
Wyznania gejszy- amerykański film zrobiony na postawie amerykańskiej książki napisaneł przez kogoś kto gejsze podobnno znał . I to troche przeszkadzalo mi w odbiorze tego filmu. Poza tym czytałam wcześniej książke i to sprawilo troche wialo nudą miejscami. Ogolnie - film ładny , ale prosty i nawiwny , ocena 3+/6. Dobry do obejrzenia "z dziewczyna"
Wieczór z anime czyli:
Vampiere Hunter D
Ninja Scroll
Akira
Nigdy jakoś nie pociągały mnie te klimaty , ale po obejrzeniu w/w przynajmniej wiem dlaczego cieszą się tak duża popularnościa. 1,5 h poświęcone na każdy z tych filmów nie jest czasem zmarnowanym
Sekretrka czyli masochizm poztywnie Dobry film na poprawienie nastroju \
Odyseja kosmiczna 2001 - film genialny, wykracza poza skalę. Zawsze gdy go oglądam nie jestem w stanie uwierzyć , że nakręcono go w 1968 roku. Dzieło które nigdy się nie zestarzeje.
"Oszukać przeznaczenie 3" - wszystko co wyróżnia ten film to niebanalne sceny gore. Jak zwykle czeka na widzów spora dawka nieprawdopodobnych zgonów, które przerywają rozwlekłe i monotonne dialogi tak tępe jak wyrazy twarzy głównych bohaterów. Odrbina nagości (ale naprawdę odrobina) oraz szczypta humoru pozwalają stłumić cisnący się w ich trakcie sen na powieki i skupić na kolejnym, oryginalnym zejściu. Ale tak ogólnie to słabo, bardzo słabo.
"Come and See"/"Idi i Smotri" (1985) po raz drugi - jeden z najbardziej przygnębiających i dosłownych filmów wojennych (czy w zasadzie antywojennych), jakie miałem okazję oglądać. Halucynacyjne, bezkompromisowe i mroczne arcydzieło przedstawiające w niezwykle realistyczny sposób wojenny koszmar z punktu widzenia 12-letniego chłopca-partyzanta. Przeprawa przez bagno, uformowanie twarzy Hitlera z gliny, masowy mord dokonany przez Niemców na mieszkańcach białoruskiej wioski to tylko niektóre z niezapomnianych momentów - ten film chwyta za gardło i nie puszcza aż do końca. Cudowne zdjęcia, posępna ścieżka dzwiękowa, wybitne aktorstwo i "Requiem" Mozarta słyszane w zakończeniu, które wydobyło ze mnie łzy wścieklości. Majstersztyk kina!!!
- "The Proposition", reż. John Hillcoat - dowód na to, że western nie umarł. Wielkie, wielkie kino ze scenariuszem i muzyką Nicka Cave`a, rzadką na ekranach dawką okrucieństwa (eksplodująca głowa, długa scena biczowania i finałowa masakra) i kadrach, które można wprost kontemplować! Po prostu: A-Must-See-Movie!
- "Day Night Day Night", reż. Julia Loktev - gdyby nie finałowa sekwencja pisałbym o arcydziele. Apsychologiczna, surowa rejestracja ostatnich (?) 24 godzin z życia kobiety, która dobrowolnie ma się wysadzić powietrze na środku Times Square. Plus niezapomniane zdjęcia jednego z najwybitniejszych współczesnych operatorów Benoit Debie ("Nieodwracalne", "Kalwaria", "Innocence"). Być może bardziej eksperyment niż czyste kino, ale obok takiego doświadczenia estetycznego nie sposób przejść obojętnie.
- "United 93", reż. Paul Greengrass - nakręcić dobry film o 11.09? Nieprawdopodobne, a jednak się udało. Twórca znakomitej "Krwawej niedzieli" nakręcił za pomocą charakterystycznej dla siebie surowej stylistyki dzieło na wskroś przejmujące. Ostatni ukłon dla ofiar tego pamiętnego dnia ze strony wielkiego filmowca - to się ceni.
- "Dave Chapelle`s Block Party", reż. Michel Gondry - znakomity dokument muzyczny, od którego nie można się oderwać ani na sekundę. Uczta wizualna i akustyczna najwyższych lotów. Plus Erykah Badu, The Roots, The Fugees, Kanye West, Mos Def...
- "Tristram Shandy", reż. Michael Winterbottom - coś w rodzaju ekscentrycznej komedii o kręceniu adaptacji "Tristram Shandy`ego" Sterne`a. Plus za znakomitą scenę będącą odwołaniem do "Lancelota" Bressona.
- "13 (Tzameti)", reż. Gela Babluani - czarno-biały francuski thriller wyreżyserowany przez Gruzina i jedna z większych, tegorocznych niespodzianek w europejskim kinie gatunku. Można mieć parę zarzutów, ale tak czy inaczej, polecam z czystym sumieniem.
Mam pytanie. To w końcu gdzie się wpisujemy z obejrzanymi filmami, tu, czy w pierwszym od góry dziale Chyba, że tutaj nie-horrory
W zasadzie tutaj pojawiają się nie-horrory, ale w tej chwili to sam już nie wiem.
Mam pytanie. To w końcu gdzie się wpisujemy z obejrzanymi filmami, tu, czy w pierwszym od góry dziale Chyba, że tutaj nie-horrory
Wydaje mi się, że w dziale "Co w horrorze piszczy" piszemy o obejrzanych horrorach, a tutaj o filmach pozagatunkowych. Tak na zdrowy rozum
taki mialem zamiar zakladajac ten temat.no i popromowac corpse bride, ktore mi sie bardzo spodobalo
ja teraz jestem swiezo po najnowszym kevinie smithie, czyli clerks 2, i przyznam, ze to jeden lepszych sequeli jakie w zyciu widzialem. smith pokazuje, ze nadal potrafi byc zabawny(jesli kto lubi humor tworcy dogmy), swietne dialogi i trzymajaca sie kupy fabula(choc podobnie jak w jedynce nie ona jest najwazniejsza).zmiotla mnie scena Jay'a nasladujacego buffalo billa z Milczenia owiec fanom Sprzedawcow polecam
taki mialem zamiar zakladajac ten temat.no i popromowac corpse bride, ktore mi sie bardzo spodobalo
ja teraz jestem swiezo po najnowszym kevinie smithie, czyli clerks 2, i przyznam, ze to jeden lepszych sequeli jakie w zyciu widzialem. smith pokazuje, ze nadal potrafi byc zabawny(jesli kto lubi humor tworcy dogmy), swietne dialogi i trzymajaca sie kupy fabula(choc podobnie jak w jedynce nie ona jest najwazniejsza). fanom Sprzedawcow polecam
oo swietnie obawialem sie ze Smith moze odwalic kiche z tym filmem, film widziales w kinie czy w "domu" ? bo nie wiem czy jest juz dostepny tam i owdzie. Cieszy mnie to ze film jest dla fanow sprzedawcow to moim zdaniem to najlepszy film Smitha (reszta tez jest swietna ale Sprzedawcy to Sprzedawcy..noo i jeszcze Chasing Amy ) Pozdr.
Mam nadzieję, że Clerks2 będą lepsi od Szczurów, czy Dogmy. Mnie się podobali tylko Sprzedawcy, więc z wielką obawą podchodzę do sequelu.
Pierce Bronsnan to aktor, na którego filmowy wizerunek zawsze byłem obojętny. Nie ma się czemu dziwić, każda rola taka sama. Beznadziejnie nudny twardziel, wygłaskany, wychuchany. Dziś jednak cofam wszystko, byłem bowiem świadkiem niezwykłej metamorfozy tego zdawałoby się ograniczonego aktora. Wracam właśnie z kina, gdzie nieziemsko bawiłem się oglądając nietypową komedię "The Matador", znaną również pod beznadziejnym polskim tytułem "Kumple na zabój". Według wielu opini zasłyszanych wśród znajomych, film pozbawiony ikry, z czołgającą się fabułą, który zamiast bawić usypia. Bzdura! To co zrobił Brosnan przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Gburowaty, bezczelny, wulgarny, a jednak na swój sposób szalenie sympatyczny płatny zabójca Julian Noble, to najlepsza kreacja aktorska jaką w tym roku miałem okazję podziwiać na szerokim ekranie. Co tam Phoenix czy Hoffman, co mnie obchodzą ich nominacje do Oscara, jedyny Tommy Lee Jone, który coś pokazał w "Trzech pogrzebach...". Jednak Pierce Brosnan zdołał mnie rozbawić, wzruszyć i zaskoczyć, kilka razy w ciągu 90 minut, a to nie lada sztuka. Krótko mówiąc "The Matador" to wspaniały film
Mam nadzieję, że Clerks2 będą lepsi od Szczurów, czy Dogmy. Mnie się podobali tylko Sprzedawcy, więc z wielką obawą podchodzę do sequelu.
ja kocham 'W Pogoni za Amy'
za rekomendacją LoBO - The Matador kreacja Brosnana świetna -taka jak się spodziewałem tandetny wąs, dziara 'mamusia', grubiańskie zachownie, wyrachowanie i cynizm Sam film w paru miejscach kulał(przynajmniej ja miałem takie wrażenie), ale w ogolnym rozrachunku moge polecić
Scena jak Julian sunie przez hall pełen gości, z drinem, w kąpielówkach i butach - mistrz
Dobra, zaczynam wpisywać tu nie-horrory dziś widziałam Dzieje grzechu Borowczyka, tak, tego pana świńtuszka Sama fabuła, wywiedziona ze skandalizującej w swoim czasie książki Żeromskiego, jest dziś raczej zramociała, no i torchę nieprawdopodobna, coś jak dzieje markizy Angeliki albo innej Katarzyny (to, jakby panowie nie wiedzieli, takie kostiumowe serie przygodowe - Angelika była wszędzie przez facetów porywana i wykorzystywana w filmach z lat 60., natomiast Katarzyna w serialiku z lat 80., chyba trochę naśladującym serię z Angeliką, przeżywała różne przygody, w tym miłosne, jeżdżąc po całym świecie w poszukiwaniu ukochanego. W zasadzie te filmy to takie zakamuflowane erotyki, gdzie babka jest trochę towarem przechodnim, w wersji dla kobiet ), ale wszystko ratuje ładna realizacja, z raczej wysmakowanymi scenami erotycznymi oraz wiernie oddanymi realiami epoki. Warto obejrzeć - Borowczyk nie skupiony na erotyce, ale zdradzający pewne zainteresowania w nie-erotyku;)
'Where The Truth Lies' - taki sobie noir Egoyana. młoda dziennikarka stara się odkryć prawdę o tajemniczej śmierci sprzed lat, w którą zamieszani byli dwaj sławni komicy. akcja meandruje, czyni zwroty i w ogóle, ale ogląda się to kompletnie bez zainteresowania. jakoś mało mnie obchodziło kto naprawdę zabił, a kolejne zwroty fabularne nie wywoływały większych reakcji. chociaż jest parę ciekawych rzeczy, dla których warto jednak po film sięgnąć. jak dla mnie Colin Firth tutaj wygląda i gra świetnie. bardzo dobre zdjęcia - film naprawdę ładnie nakręcony, niektóre kadry naprawdę można kontemplować. ładna główna bohaterka i sporo golizny tu i ówdzie to też zawsze plus.
ale ogólnie to jednak rozczarowanie, choć nakręcone jako powiadam sprawnie...
Dziś - dwa udane seanse: Metropolis Fritza Langa (można było sobie tylko w trakcie projekcji wymieniać tytuły filmów, których reżyserzy czerpali z niego pełnymi garściami ) oraz Sid i Nancy z Garym Oldmanem, który nie był jeszcze taki mainstreamowy (w tle majaczyła Courtney Love, dość papuśna, ale mimo to do rozpoznania). Metropolis, choć sama historia, wielokrotnie wykorzystywana później przez scenarzystów, nie wydaje się dziś szczególnie oryginalna , trzyma poziom, a ówczesne triki i technika wciąż robią spore wrażenie. No i wizja całości. I wspaniała jakość DVD
Sid i Nancy mnie zdołował, niestety :/ ale mimo to, cieszę się, że wreszcie obejrzałam ten film.
"Reefer Madness", reż. Andy Fickman [2005] – niesamowita, psychodeliczna komedia muzyczna, przewrotnie stylizowana na anty-narkotykowy film z lat 30-tych. Błyskotliwa mieszanka gatunków i styli (wystarczy zobaczyć ten fenomenalny początek z zombiakami!), a zarazem inteligentna i wysmakowana liberalna satyra wystosowana w obrońców moralności wszelkiej maści. A za scenę z Jezusem film ten mogę zaliczyć do jednej z czarnych pereł ostatnich miesięcy. Dla fanów odjazdowego, niekonwencjonalnego kina pozycja obowiązkowa!
"Bangkok Loco", reż. Pornchai Hongrattanaporn [2004] – kolejny film z działu psychodelicznych, z tym, że tym razem zupełnie innej klasy. Oglądnie mówiąc: fabuły streścić się nie da, narracja biegnie w tempie wideoklipowym, pełno chorych pomysłów, gagów i nawiązań do innych filmów. I choć inwencji filmowi momentami odmówić się nie da, przez pierwsze pół godziny znakomicie się go ogląda (wyróżnienia dla sceny gore , ptasiej grypy i dubbingu w kinie), to w pewnym momencie mówimy dość: dowcip staje się jałowy, pomysły się kończą, a my zaczynamy odczuwać zmęczenie tą konwencją wymuszonego filmu kultowego.
"Mean Creek", reż. Jacob Aaron Estes [2004] – zaskakująco udany dramat niedawno wydany u nas na dvd. Trochę się bałem tej etykietki: Sundance Film Festival, ale muszę przyznać, że czekało mnie miłe rozczarowanie. Dobrze rozegrany, ze świetnymi rolami młodych aktorów i bez cienia pretensjonalności, z którą zwykle kojarzy się kino niezależne. Ktoś powie, że to już było ("Stand By Me", anyone?), że zakończenie jest przewidywalne od początku, ale cóż z tego. Filmowi nie da się odmówić klasy, napięcia, klimatu (szczególnie pod koniec!), a ogląda się to świetnie i bez cienia znużenia. I taka mała refleksja na koniec: jak to jest, że w kinie tak dobrze sprawdzają się fabuły, które odwołują się do tematu dzieciństwa, dojrzewania i w ogóle inicjacji jako takich?
"Spiele Leben", reż. Antonin Svoboda [2005] – bardzo efektowny austriacki thriller z elementami fantastyki. Całość tyczy się uzależnienia od hazardu, która w pewnym momencie przeradza się w obsesję. Otóż bohater zaczyna w pewnym momencie uzależniać wszystkie swoje życiowe decyzje od wyników rzutów kością, przekonany o jej nadnaturalnych właściwościach (skojarzenia z poschizowanym Harveyem Dent jak najbardziej uzasadnione). Coś w stylu: "pójść, czy nie pójść do fryzjera? 1-3 idę, 4-6 mówię fryzjerowi `a wała!` ". No i tu problemu nie ma, gorzej gdy nasz miły Austriak zaczyna stawiać sobie poważniejsze pytania: „rzucić dziewczynę, czy nie rzucić?”. Mówiąc krótko, w pewnym momencie przestaje być zabawnie i zaczyna się robić tragicznie na europejską modłę. Ale nie martwcie się: z dala od kina autorskiego, Svoboda postawił na czyste kino gatunku, nie dość, że dobrze nakręcone, to jeszcze całość przyjemnie się ogląda. Szkoda, że film praktycznie nie do zdobycia (w necie go chyba także nie znajdziecie), ale gdybyście przypadkiem kiedyś na niego natrafili, obejrzyjcie go bez wahania!
"Palimpsest", reż. Konrad Niewolski [2006] – polski thriller i do tego wyreżyserowany przez twórcę bardzo udanej "Symetrii"?? Cóż, czekałem z utęsknieniem, a tu takie rozczarowanie. Fabuły nie ma co zdradzać ze względu na końcowy twist, ale, mój ty boże… Czegoś równie kompromitującego moje oczy dawno nie widziały. Nieprawdopodobnie nachalny i pretensjonalny od początku do końca film, który wprowadza widza w stadium głębokiego uśpienia. W pewnym momencie nie wytrzymałem, wyszedłem z sali, ale gdy dowiedziałem się, że film trwa 80 min. wróciłem i dzielnie wymęczyłem to żenujące dzieło do końca. Btw, czy Chyra musi grać ostatnio w każdym, ale to każdym polskim filmie ostatnio?
Ja dziś z kolei widziałam Samuraja Melville'a z Alainem Delonem w roli amancko wyglądającego twardziela - płatnego zabójcy Wcześniej widziałam już późniejszy o 3 lata W kręgu zła, gdzie miał podobną rolę; można powiedzieć, że i film podobny. Różnica polega na tym, że główny bohater jest tu samotnikiem (a nie, jak w W kręgu zła, działa ze wspólnikami), który żyje z zabójstw, sęk w tym, że pewnego razu, mimo żelaznego alibi, budzi podejrzenia policji, a zleceniodawcy się to zainteresowanie i węszenie władz nie podoba. Tutaj też mamy szpanerski klub, gdzie zachodzą bogate snoby (cudny design końcówki lat 60.), twardego zawodowca, do tego piekielnie inteligentnego zawodnika. W oczy uderza oszczędność i asceza realizacyjna - mało dialogów, ponury koloryt zdjęć, co kontrastuje z wieloma filmami z tamtego okresu, eksponującymi psychodeliczne barwy epoki flower-power. Film z pewnością doskonały, choć tchnie powagą i pewnego rodzaju chłodem. Ale jest też dyskretnie zaznaczone uczucie między bohaterem Delona a jego dziewczyną, której postać odtwarza ówczesna pani Delone Na pewno klasyk czarnego kryminału europejskiego, że się tak wyrażę
Zauważyłam też dwie sceny, które z pewnością zainspirowały wczesnego Argento
A wczoraj i dziś - Wesele Muriel oraz Englar alheimsins.
Pierwszy to w zasadzie komedia z gorzką nutą, drugi - komediodramat. Wesele Muriel, choć fabuła zdaje się zwiastować komedię romantyczną z Kopciuszkiem, na szczęście takim filmem nie jest. Opowiada, co prawda, o dziewczynie ze sporą nadwagą (w tej roli Toni Colette, teraz, 12 lat po tym filmie wygląda młodziej oraz jest super-wylaszczona), która pragnie wyrwać sięz głupiej, tępej rodzinki nierobów i spod dyktatury ojca - w tym celu chce jak najprędzej wyjść za mąż, ale poza tym film jednak wyłamuje się ze schematów kom-romów dodatkami poważnymi, jak kalectwo przyjaciółki, czy dramat poniewieranej matki; ślub jest, ale nie ma wielkiej miłości. Można obaczyć, choć panowie pewnie pogardziliby
A islandzki film z 2000 roku jest zupełnie innym doświadczeniem - młody malarz i perkusista, człowiek obdarzony bujną wyobraźnią oraz wybujałym idealizmem, zakochuje się w dziewczynie pochodzącej ze snobistycznej rodziny, która, po przelotnej fascynacji, pod wpływem swego środowiska go odtrąca. Zawód, jakiego doznaje Pall, powoduje ujawnienie się u niego schizofrenii. Od tego momentu film pokazuje jego życie w zakładzie psychiatrycznym, z nielicznymi momentami przepustek. Ale nie ma w tym dramatu - przeciwnie, osoby zgromadzone w wariatkowie są niesamowicie zabawnymi i barwnymi typami (facet - faszysta, który wziął kredyt w banku jako Adolf Hitler, inny, który uważa, że to on wymyślił piosenki, które telepatycznie ukradli mu Beatlesi, nieważne, że akcja dzieje się współcześnie, no ale logika nigdy nie idzie w parze z chorobą psychiczną), a scena w restauracji jest po prostu genialna. Oczywiście, wymowa filmu, jak i końcówka, nie tchnie zbytnim optymizmem - w zasadzie wszystko, co wesołe, jest podszyte niewymownym smutkiem. Dialogi są bardzo dobre. Mam w zasadzie uwagę jedynie do samej końcówki, która może razić nieco zbyt natrętną symboliką, ale cały film jest zdecydowanie godny uwagi. Choć trzeba się dać wciągnąć - kilkanaście początkowych minut jest dziwne, ale potem juz "wchodzi się" w fabułę.
a scanner darkly- kolejny z filmow , ktore na zachodzie robia dobre wrazenie, a w polskich kinach pewnie sie nie pojawia. mamy czlonka grupy do zwalczania niebezpiecznego narkotyku zwanego substancja a, ktory sledzi grupke cpunow majaca z tymze specyfikiem powiazania. jako, ze nasz glowny bohater(keanu reeves) sam nie stroi od narkotyku, dostaje wkrotce rozszczepienia osobowosci. ekranizacja powiesci philipa k. dicka, zrobiona przez richarda linklatera, utrzymana w podobnym stylu co wczesniejszy film tego pana, waking life: obraz filmowy z nalozonymi filtrami graficznymi, przez co wyglada jak animacja. kolejny raz pomysl sie doskonale sprawdzil, w Waking life budujac atmosfere swiadomego snu, tutaj zycia na narkotykach. warto
Dziś obejrzałam obecne na naszych ekranach Życie ukryte w słowach. Mimo powierzchownego podobieństwa do Przełamując fale von Triera (rozchwiana, "dogmatyczna" kamera, platforma wiertnicza), film jest jednak zupełnie inny. Podobał mi się, ale mam 2 uwagi: widziałam wersję z hiszpańskim dubbingiem - hiszpański sam w sobie mnie nie razi (np. w filmach Almodovara, które bardzo lubię), ale dubbing doprowadza mnie do szału!!!! Nigdy nie jest się w stanie odtworzyć rzeczywistych emocji aktora innym głosem - tu mnie to nieco rozkojarzało. Po drugie - recenzenci filmowi są beznadziejni - zbyt dużo wypisują w swoich, pożal się, Boże, gazetowych recenzjach, zdradzając pewne rzeczy, które powinny wyjść same
A przy okazji - to nie wada, ale mi dziwnie cholera - mam sobowtóra! Tylko o innym kolorze włosów!!!
a scanner darkly
Czekam na ten film z niecierpliwością! "Przez ciemne zwierciadło" to jedna z najlepszych, moim zdaniem, książek Philipa K. Dicka, którego uważam za genialnego pisarza. Ciekaw jestem jak twórcy poradzili sobie z, niełatwą przecież do przeniesienia na ekran, prozą Dicka. Co prawda nie wiem po co te filltry graficzne, bo wolałbym "czystą" interpretację, ale ok, niech będzie. Nie wiem LeonPL czy czytałeś książkę, ale jeśli tak, to Twoje "warto" nabiera innego znaczenia.
ksiazki nie czytalem, Ci co czytali nie byli juz tak zachwyceni, zarzucali splycenie(co oczywiste) i przeklamanie wymowy(tu sie nie zgadzam,bo odebralem film jak fani ksiazke). ostudz wiec Mort swoj zapal , ale po film siegnij, bo naprawde warto
Palindromy Todda Solondza. Widziałam kiedyś inny film tego reżysera, więc raczej nie byłam zaskoczona ani tematyką, ani stylem wypowiedzi jednak Palindromy zrobiły na mnie duże wrażenie. I przygnębiające, niestety. Moim zdaniem Solondz to fatalista, który dodatkowo tej dominującej roli losu i przypadku nadaje czarny koloryt, nie dając żadnej nadziei. O ile w Happiness było dość sporo humoru (czarnego raczej), to tu już go tyle nie ma, a jego miejsce zajęła groteska. Tematyka, jak zwykle, dość poważna, obnażająca zakłamanie "świętych" instytucji, przede wszystkim rodziny i religii. W zasadzie to nie wiem, czemu jeszcze LPR i inne PiS-y się nie przyczepiły do tego filmu Powiem szczerze, że filmy tego reżysera naprawdę odsłaniają całą tę fałszywą otoczkę, a nie udają, że to robią, jak w takim American Beauty, który prywatnie uważam za nieprawdziwy i mizdrzący się do widza.
Reasumując: Palindromy to ciężki kawał filmu, raczej nie na beztroskie posiedzonko z rodziną i żarłem
Wpiszę się pod sobą, bo to już parę dni minęło.
Ostatnio oglądałam 2 filmy z 1977 r. (ach, lubię tę datę) - czyli z mojej ulubionej dekady w kinie. Pierwszy z nich to Ostatnia fala Petera Weira - oczywiście nie uniknie się tu porównań z Piknikiem, gdyż film, mimo akcji rozgrywającej się we współczesności, również opowiada o Tajemnicy, z którą styka się prawnik w osobie Richarda Chamberlaine'a, kiedy powierzona mu zostaje sprawa dziwnej śmierci Aborygena. Owego prawnika dręczą koszmarne sny, w których widzi tajemniczą postać, która wręcza mu kamień z dziwnym rytem. Później, w związku ze sprawą, mężczyzna poznaje osobiście młodego Aborygena, który pojawiał się w jego śnie. FIlm jest przepojony mistyczną atmosferą, potęgowaną przez dziwne zjawiska pogodowe, gwałtowne ulewy, gradobicia i burze z jasnego nieba; motyw wody jest tu zresztą symboliczny. Końcówka cokolwiek dziwna, ale sam reżyser ponoć nie miał na nią pomysłu Warto obejrzeć, choć film, moim zdaniem, nie posiada jednak tej siły oddziaływania, co Piknik.
A dziś - Trzy kobiety w reż. Altmana. Pięnie sfotografowana opowieść o tytułowych kobietach; Sissy Spacek gra tu naiwną oraz, przyznam, irytującą Pinky, prowincjuszkę, która przyjeżdża do Kalifornii i zatrudnia się jako rehabilitantka starszych ludzi. W tajniki zawodu wprowadza ją równie irytująca Millie (Shelley Duval znana z Lśnienia), pozerka, której wydaje się, że jest duszą towarzystwa. Pinky, zauroczona Millie, przeprowadza się do niej jako współlokatorka. W okolicy bar prowadzą były kaskader - machoidalny Edgar - oraz jego milcząca, ciężarna żona Willie (Janice Rule), będąca malarką (niesamowite obrazy na dnie basenów, na ścianach, na betonie wprost na ziemi). Film, dość dziwny i raczej dla osób ceniących sobie psychologię, niż akcję, pokazuje, jak Millie i Pinky (które mają zresztą jednakowe imię - Mildred) zamieniają się osobowościami, w zasadzie są wzajemnymi odbiciami (co podkreśla wątek bliźniaczek, pracownic zakładu). Willie, przez film obecna tylko symbolicznie , dochodzi do głosu w końcówce filmu, dość zaskakującej i można rzec, feministycznej. Osobowość trzech pań stapia się wreszcie w jedno - w ten sposób znajdują wreszcie ukojenie i kres samotności, którą każda na swój sposób przeżywała. W tym świecie nie ma mężczyzn Przedziwny, ale wartościowy film.
mojej przygody z filmami Richarda Linklatera ciag dlaszy. dzis "Slacker", film, ktory ponoc zainspirowal Kevina Smitha do zostania filmowcem. Ciezko mi jakos sensownie strescic ten film-ogladamy zycie mlodych ludzi w Teksasie, obserwujac ich codzienne czynnosci, sluchajac ich pogladow na rozne sprawy. Ciekawa forma:sledzimy jednego z bohaterow, by za chwile podazyc sladem osoby, ktora zaczepil/minął. Fabuly w tym nie ma, sa za to naprawde swietne dialogi-niektorzy moga czesc z nich nazwac pustym filozofowaniem, mi sie podobaly. Jest tez kilka scen, ktore mnie bardzo rozbawilo. Zachecam do siegniecia, zwlaszcza fanow "Clerks"(tych co umieja angielski ).5+/6
Dziś widziałam Lolitę Stanleya Kubricka. W zasadzie mam mieszane odczucia - myślę, że tej książki po prostu nie da się dobrze sfilmować. Po pierwsze: film nie za bardzo nadaje się do pokazania literatury symbolicznej, aluzyjnej - u Kubricka, z przyczyn obyczajowych, nie było żadnego erotycznego napięcia, które przecież tak bardzo obecne jest w książce, natomiast pokazanie "wszystkiego" strywializowałoby historię, którą można odczytywać przecież na różne sposoby, nie tylko dosłownie. Film Kubricka jest ugrzeczniony i sporo przez to traci - dobrze, że choć zawiera spora dawkę humoru, równiez dzięki roli przebiegłego Quilty'ego, którą perfekcyjnie odegrał Peter Sellers. No cóż. Mnie bardziej podobają się inne filmy Kubricka, ten jest dla mnie poprawny, ale niewiele więcej. I na pewno nie może równać się z książką.
Aha - jest w Lolicie fajna scena, kiedy Humbert z matką Lolity i nią samą ogląda w kinie samochodowym co? Przekleństwo Frankensteina z wytwórni Hammer, a na ekranie widać twarz Monstrum, czyli Krzycha Lee, a potem Petera Cushinga
a scanner darkly- kolejny z filmow , ktore na zachodzie robia dobre wrazenie, a w polskich kinach pewnie sie nie pojawia.
Dziś wyczytałem w gazecie, że faktycznie nie mamy co liczyć na pojawienie się tego filmu w naszych kinach
Za to pewnie pojawi się film, który widziałam dziś, czyli Lucky Number Slevin Paula McGuigana z br.
Jest to kryminalny thriller ( tak mi pasuje), w którym przybyły do NY chłopak zostaje wplątany w intrygę między dwoma gangami - murzyńskim i żydowskim, jako że został wzięty za kogoś innego. Ma w związku z tym załatwić syna Rabina, szefa Żydów (w tej roli Ben Kingsley), co zleca mu szef Murzynów (Morgan Freeman), a Żydzi domagają się od niego zwrotu gotówki, którą jakoby jest im winien. Sytuacja, zdaje się, bez wyjścia. I oczywiście byłaby, gdyby nie plot-twisty i inne podobne temu rzeczy.
Twórcy filmu mieli, zdaje się, ambicje dorównania Hitchcockowi. Stąd liczne nawiązania do Północy- północnego zachodu, Niewłaściwego człowieka, itp. Postacie nawet rozmawiają o filmach Hitcha. I o Bondzie. Oczywiście, ja wyżej cenięHitchcocka w związku z czym widzę, że ambitne zamiary twórców nie za bardzo się powiodły. Moim zdaniem, film jest zbyt efekciarski. Nie, nie jest to kino zupełnie złe, gdzie tylko "sie strzelajom i wybuchy som" (choć i to jest), ale tym bardziej rażą spłycenia, banały, pogoń za efektem, wreszcie wydumana, moim zdaniem, historia. Humor jest momentami kiepskawy (jak o synu Rabina, geju, o którego homoseksualizmie wszyscy wiedzą, tylko nie tatuś), niektóre sceny bezsensowne (jak ta ze zdjęciem ręcznika z przyrodzenia, bo urocza sąsiadka sobie poszła, tymczasem ona wraca i widzi głównego bohatera w pełnej, hm, krasie ) Nie wiem, czemu miało to służyć? Jeżeli była to aluzja, że panna wkrótce zapozna się z owym przyrodzeniem nieco bliżej, to darujcie...
Obsada strzela nazwiskami - oprócz Kingsley'a i Freemana mamay Bruca Willisa, pojawia się też Danny Aiello, a z młodszego pokolenia - Lucy Liu i główny Josh Hartnett. Jest to aktor, którego wraz z Affleckiem, Damonem i Di Caprio zaliczam do grona tych aktorów, którzy co prawda, są dobrze zbudowani i odżywieni, tacy wysportowani amerykańscy chłopcy, ale ich twarze zdają się zdradzać, że panowie nie korzystają za często z mózgu. Może ich krzywdzę, bo być może sa asami inteligencji, ale na mnie działają, jak płachta na byka. No, ale dość o osobistych uprzedzeniach...
Film pewnie będzie się podobał. Ma wartką akcję, miesza dramat, intrygę, romans, itp. Ale dla mnie fabuła jest z palca wyssana, przedumana, do tego dochodzi wspomniane efekciarstwo. Nie lubię, jak mi nadmiernie spece od montażu się chwalą. Howgh.
p.s. Widzę, że na imdb nie brak negatywnych opinii, w tym zarzutów, że cscenarzysta odcinał kupony w nieumiejętny sposób, od Ritchiego i Tarantino. Zgadzam się z tym (zwłaszcza Ritchie).
p.s.2 Widzę, że już go grają jako Zabójczy numer.
A dziś - film, który o wiele bardziej wart jest obejrzenia i który pokazuje, na czym polega magia kina (też z gangsterami ), czyli The Cotton Club Coppoli. Wszystkie te Zabójcze numery to sieczka przy takim kinie, niestety.
Hm, poprzedni post się rozrósł, więc piszę pod sobą.
Widziałam dziś The Big Heat Fritza Langa, znany w Polsce pod tytułem Bannion. Jest to jeden z przykładów doskonałego kina, łączącego cechy czarnego kryminału, thrillera i dramatu. Lang według mnie był świetnym reżyserem, ten film potwierdza jego klasę.
Policjant popełnia samobójstwo. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości, więc sierżant Bannion chce szybko zamknąć sprawę. Jednak była kochanka denata, bywalczyni pewnego baru, upiera się, że jej wybranek nie mógł ot tak, po prostu się zabić. Choć Bannion nie traktuje jej serio, zwłaszcza po rozmowie z żoną samobójcy (świetny tekst kochanki: traktuje ją pan poważniej, niż mnie, a jedyna różnica między mną a nią jest taka, że ona ma obrączkę na palcu - nie cytuję dosłownie), zaczyna w końcu zauważać, że jest coś dziwnego w tej na pozór prostej sprawie. Jego podejrzenia zaczynają wzrastać, gdy policja znajduje zmaltretowane ciało kochanki samobójcy...
Atmosfera filmu jest gęsta, ale jednocześnie widz nie ma żadnej wątpliwości, o co chodzi. Mamy parę symbolicznych scen, np. kiedy córka Banniona buduje z klocków "komisariat", Bannion przekłada jeden klocek i cała budowla się wali. Oprócz tego w filmie roi się od gwiazd, m.in. zmarły dosłownie przed paroma dniami Glenn Ford w roli sierżanta, Lee Marvin w roli sadystycznego gangstera, Gloria Grahame jako jego kochanka; ciekawostką dla fanów Marlona Brando jest występ jego starszej siostry - Jocelyn - w roli żony Banniona.
Moim zdaniem, bardzo dobry film.
Wczoraj, czyli 10 września, widziałam wreszcie film, który bardzo chciałam zobaczyć - Dzień szarańczy Schlesingera z 1975 r. Wizualnie przypomina momentami wcześniejszego o rok Wielkiego Gatsby Jacka Claytona, z tą "mgiełką" i bikami świetlnymi na błyszczących przedmiotach, no ale mówi o czymś zupełnie innym. Mamy bohaterów, marzących o sławie w Hollywood - początkującego storyboardzistę, który ma duży talent rysowniczy oraz jego sąsiadkę - Faye, głupią i pustą blondynkę, pragnącą sławy aktorskiej. Jej ojciec był niegdyś rokującym nadzieję mimem i artystą estradowym, ale obecinie jest jedynie schorowanym domokrążcą. Blondi, w której beznadziejnie zakochany jest główny bohater, ma naturę swojej matki -początkowo pruderyjna, by stać się pozbawioną większych skrupułów puszczalską. Jednocześnie potrafi omotać każdego faceta, a byt zapewnia jej szlachetny i wielbiący ją, choć bojaźliwy i głupowaty... HOMER SIMPSON!!! Pewnie stąd wzięło się imię i nazwisko bohatera kreskówki W tej roli doskonały Donald Sutherland. W tle fabuły widać narastający niepokój na świecie i dojście Hitlera do władzy (jest to ukazywane dyskretnie, poprzez kroniki filmowe, których nie oglądają bohaterowie, w nagłówkach gazet). Jest to ważne, gdyż, przynajmniej w moim mniemaniu, decyduje o kształcie miażdżącego finału filmu, naprawdę szokującego. Polecam - ambitne kino z lat 70., skąpane w złocistej poświacie i dające nieźle po głowie.
Hm. Czy tylko ja się tu wpisuję?
Widziałam dziś Maratończyka Johna Schlesingera. Wprost brak mi słów, żeby wyrazić, jak bardzo podobał mi się ten film. Dla mnie jest doskonały pod każdym względem - reżyserii, scenariusza, aktorstwa, zdjęć (estetyka ich wręcz poraża), muzyki i efektów dźwiękowych... jedno z arcydzieł mojej ulubionej dekady.
no dobra, to żebyś samotna nie była w tym wątku - 'Girl On The Bridge' - takie bajkowe filmidło, w sumie nie wiem sam co o nim sądzić, poza tym, że mi się podobało zdjęcia rewelka, przyjemna dla ucha muzyczka, świetny Auteuil i Paradis, na którą patrzeć nie mogłem... porcja optymizmu i ciepła, której się nie spodziewałem. jak dla mnie zuch!
Dzięki, EGO
Dziś widziałam sci-fi-thriller - One Point 0. Hm. Mnie nie przekonał, choć zapewne ma swoich zagorzałych zwolenników, z pewnością spodobał się ludziom żywo zainteresowanym techniką komputerową. A to nie moja działka zatem powstrzymuję się od oceniania. Mnie ani grzał, ani ziębił.
A dziś, czyli w piątek, widziałam V jak Vendetta. Nie nastawiałam się na jakieś kino intelektualne, ale myślałam, że chociaż będzie lepsza rozrywka, czy wartka akcja. Jestem rozczarowana, a jeszcze bardziej - znudzona. Nie dość, że wszystko wyjaśniano wprost łopatologicznie, to nadęte, banalne dialogi powodowały u mnie odruch ziewania. No i momentami odpływałam, bo Wachowscy nie potrafili przykuć mnie do ekranu. Jak dla mnie - zmarnowane 2 godziny. Czy dziś się już nie kręci dobrych filmów rozrywkowych?
A dziś - w niedzielę - widziałam film początkującego reżysera i scenarzysty Grega Marcksa pt. 11:14. Bardzo miłe zaskoczenie. Fabuła przypomina nieco 21 gramów Innaritu w tym, że mamy różne postacie połączone ze sobą wydarzeniami, kóre miały miejsce około 11:14, a ściślej mówiąc, wypadkiem samochodowym, który wydarzył się o tej właśnie porze. No i dookoła tego
W przeciwieństwie do męczącego, moim skromnym zdaniem, gniota Innaritu, (silącego się na ja wiem, metafizyczne dumania? z zadumą rozważającego posępny los?) Marcks temat potraktował z przymrużeniem oka i zrobił z niego czarną komedię, nie umniejszając przy tym zła, jakie się dokonało. I w sumie wszyscy dostali to, na co zasłużyli same historie kapitalne, brzmiące nieprawdopodobnie, ale jednak wiarygodne; miło mi też widzieć Patricka Swayze, który wreszcie gra, a nie pokazuje się w roli bożyszcza kobiet (moim nigdy nie był ). Hilary Swank kapitalna w roli roztrzepanej ekspedientki, reszta aktorów też bardzo dobra. I straszno, i śmieszno; do tego doskonała muzyka (faceta, który pisał ścieżkę dźwiękową do Pi i Requiem dla snu). Polecam - dobry film rozrywkowy o złośliwym losie.
Ostatnio: Człowiek ze złotym pistoletem, czyli jeden z odcinków najdłuższej filmowej serii świata, czyli Bonda Nie przepadam za tą serią, a najnowsze dokonania, które miałam okazję widzieć, napawają mnie szczególnym niesmakiem, lecz oldschoolem z Krzychem Lee nigdy nie pogardzę. Trójsutkowy, wredny Scaramanga to idealna rola dla Lee, który i w tym filmie był boski i piękny :***** Film, mimo że to typowa sensacyjna przygodówka dla wiecznych chłopców, momentami przynudzał, a Moore zgasł, moim skromnym zdaniem, zdmuchnięty przez Lee. Ale ogólnie, mimo zwyczajowego nieprawdopodobieństwa scenarusza - może być. Nie ma jak poświęcenie dla ulubionego aktora. Może nie tak duże, żeby zobaczyć go w roli prymasa Wyszyńskiego w nabożnym obrazie, ale jednak...
a ja żem wciera obejrzał 'Monster' z Charlize Theron. hmmm... mieszane mam wrażenia - po pierwsze jest to zadziwiający patent, że mało atrakcyjną prostytukę gra holiłudzka gwiazda, którą specjalnie do roli zbrzydzono. jest to cokolwiek zastanawiające. ale niech! do przejścia, choć na Charlize patrzyło mi się dziwnie - aż ciarki chodziły. sama historia, choć oparta na faktach, to jakaś momentami zbytnio stereotypowa i schematyczna. i mimo narracji z offu nie miałem poczucia obcowania z pogłębionym studium psycholgicznym postaci. trochę ładnych zdjęć, ale ogólnie przeżyłem rozczarowanie - choć zarazem pozytywną niespodziankę, bo za diabła nie chciałem tego filmu oglądać, a co by o nim nie mówić to przemyka przez ekran dość prędko i nawet nie nuży
co więc robi tu obraz ten? a bo temat inszy niech będzie o horrorach...
po pierwsze jest to zadziwiający patent, że mało atrakcyjną prostytukę gra holiłudzka gwiazda, którą specjalnie do roli zbrzydzono.
i jeszcze sie spasła do roli
a jak ci sie widziała rola Christiny?
a jak ci sie widziała rola Christiny?
dziewczęcia, które ma oczy w połowie twarzy i fryzurę, która upodabnia ją do upośledzonej?
tejże właśnie
Christina Ricci ma ciekawą urodę, moim zdaniem, dość oryginalną, na pewno nie jest typem hollywoodzkiej laleczki, ale można ją niesamowicie zmieniać, i to jest jej atut. Jak byłam w kinie na Jeźdźcu bez głowy, to jej nie poznałam
A wracając do tematu: wczoraj - Breakfast on Pluto, nowy film Neila Jordana; jest oczywiście temat dorastania i inności w Irlandii, znowu jest o trans nie zabrakło Stephena Rea no i ogólnie jest ok. Film w stylistyce mocno ocierającej się o kicz, czego Jordan nigdy się chyba nie bał, co zbliża go do Velvet Goldmine (te same czasy, malowani chłopcy ). W głównej roli chłopak znany z 28 dni później i Dziewczyny z perłą - Cilian Murphy - obsadzony wprost idealnie, laleczkowata, dziewczęca uroda, doskonale opanowany słodki, szczebiotliwy sposób mówienia mężczyzny udającego kobietę, po prostu super. A w tle - historia, czyli IRA. Ciekawa rola Liama Neesona. Polecam.
Dziś z kolei - psychologiczny thriller Freeze Frame. Pierwsze ujęcia pokazują nam człowieka, który dziwacznie wygląda - jest łysy i ma ogolone brwi, nosi non stop gumowe rękawiczki i mieszka w jakichś zatęchłych kazamatach, które nieustannie filmuje szereg kamer. Oprócz tego facet non stop nosi przy sobie kamerę, która go filmuje (w sumie filmuje się 24 h na dobę), a efekty składa w ponurym domowym archiwum, starannie opisanym. Paranoik, po prostu. Ale nie wszystko jest takie, na jakie wygląda... W ciągu filmu dowiadujemy się, że 10 lat wcześniej popełniono bestialskie morderstwo; zabito kobietę i jej 2 sześcioletnie córeczki - bliźniaczki, zaś ojciec, ranny w rękę, powiesił się z rozpaczy. O morderstwo oskarżono właśnie "naszego" dziwaka, który się wybronił, ale czując na sobie presję policji, nie zgadzającej się z wyrokiem sądu, filmuje każdą chwilę swego życia, by nie zostać oskarżonym w kolejnych sprawach, do których mógł pasować...
Powiem tak: film ma mroczną atmosferę, zdjęcia są bardzo ciekawe, a i my jesteśmy robieni w trąbę Z początku akcja jest nieco powolna, ale z czasem nabiera tempa; pod koniec przypomina już trochę poprzeciąganą i wymyślną sztukę teatralną, ale mimo to daje radę. Ogólnie - zaskoczenie i duży plus, tym bardziej, że jest to produkcja irlandzko-brytyjska. Muszę powiedzieć, że do końca widzowie trzymani są w niepewności, co do tego, kto zabijał, bo nic tu jasne nie jest. Polecam.
tejże właśnie
a genralnie mówimy o babeczce jako takiej czy o jej roli w tym właśnie filmie?
Chodzi o tą rolę. Pytam dlatego, bo przeczytałem sobie
"Osobną kwestią są natomiast kreacje aktorskie. Zaryzykuję stwierdzenie, że film opiera się w dużej mierze nie na obrzydzonej Charlize Theron, a raczej na dyskretnej i wywarzonej Christinie Ricci. Tworzy ona wszak naprawdę wiarygodną, lecz dwuznaczną postać. Prowadząc z rozmysłem swoją rolę, Ricci wywołuje u widzów całą gamę przeciwstawnych uczuć: od współczucia po nienawiść." - http://www.film.org.pl/prace/monster.html
...tymczasem u mnie postac ta wywoływała jedynie irytacje i jestem ciekaw twojej opinii.
wywarzonej
To na film.orgu padają już takie ortografy?? Nigdy nie przepadałem za tekstami zamieszczanymi na tej stronie, ale mimo wszystko...
Z tą opinią się zupełnie nie zgadzam. To Charlize rządzi na ekranie, a Ricci przy niej nie ma wiele dopowiedzenia. A, że jej rola irytuje, to mnie też nie dziwi - gra w końcu typ "słodkiej naiwnej"...
A "Monster" to bardzo zgrabny filmik. Nie wiem czego EGO się czepia
Dziś widziałam Rycerza króla Artura, czyli First Knight w gwiazdorskiej obsadzie Różne krążą o nim opinie, w imdb.com ma takie sobie oceny, ale uważam, że jest on trochę niedoceniony. To jeszcze jedna wersja legendy arturiańskiej, gdzie nie ma wątków fantastycznych, za to skupiono się na "trójkącie" miłosnym Ginewry, Artura i Lancelota oraz na sprawach ogólnie rzecz biorąc, państwowo-niepodległościowych Zamiast czarów i fatum mamy więc psychologiczne relacje między szlachetnym królem i nie mniej szlachetną Ginewrą, która kocha i jego - za dobroć, odwagę, męstwo, i Lancelota - jako młodego, przystojnego mężczyznę, który naraża życie, by ratować ją z rozmaitych nieprzyjemnych przygód. Bardzo romantyczna historia gdzie dużo znaczy honor - tu Ginewra go, mimo wszystko, nie straciła, wręcz obroniła. Muszę przyznać, że Ryszard Gere, mimo tego, że nigdy nie był moim ideałem urody, jest bardzo pociągający z tymi romantycznymi falami na głowie choć mógłby miec chociaż ślad zarostu, jako wieczny wędrowiec. Julia Ormond jako Ginewra przekonująca, udało jej się oddać psychiczne rozdarcie i mękę kobiety, będącej obiektem westchnień 2 mężczyzn, a Sean Connery jak zwykle wspaniały. Bardzo mi się podobały zdjęcia, które ukazują, że filmy kręcone w latach 90. zawierają nikłą ilość komputera, przez co są bardziej wiarygodne. Niektóre ujęcia są wprost przepiękne. Romantyczna opowieść - miłość, honor, walka o ocalenie własnego państwa - może brzmi patetycznie, ale w realiach filmu sprawdza się idealnie. No i nie sposób się nudzić - cały czas coś się dzieje, o czym często zapominają dzisiejsi "reżyserzy", kręcąc przepełnione komputerowymi efektami gnioty z dziurami w scenariuszu, od których wieje nudą.
wracając do 'Monstera' - ja wiem? Ricci w daje sobie radę z kreacją postaci, to scenariusz się wykłada - są sygnalizowane pewne zachowania, które wydają mi się wiarygodne i uzasadnione - tak mógłby wyglądać związek prostytutki i jakiegoś lesbianizującego podlotka - ale z tego nic nie wynika, wątki urywają się a historia jedzie dalej. irytująca? tak, ale w wiarygodny sposób. więc jak dla mnie Ricci gra zawodowo. ale film taki se
Dziś - dopiero, aż wstyd przyznać, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że wcześniej nie miałam kopii filmu, obejrzałam wreszcie Dawno temu w Ameryce. Co tu kryć - film doskonały moim skromnym zdaniem; jest doskonałym przykładem na to, że kiedyś kręcono naprawdę dobre filmy, nie obawiano się przy tym, że coś będzie za długie, czy nieciekawe, jak teraz, kiedy reżyserów interesuje tylko to, żeby przypodobac się publisi. Ta zaś pragnie romansu z happy endem, nawalanek, krótkich filmów dobrych jako podkład pod popcorn. Fabuły często są zbanalizowane do cna, łopatologia obraża inteligencję widza, ale wielu się to podoba. I dlatego rosną zastępy osłowatej, masowej publiczności, która daje sobie byle chłam wcisnąć. Na pohybel! Dobre filmy górą! Dawno temu w Ameryce rządzi
Dziś widziałam Romper Stomper. Ten film włazi w łeb i prześladuje ale ja lubię, jak film nie daje się spławić z głowy. Według mnie doskonały i bez porównania z przeciętnym, żeby nie powiedzieć - bezbarwnym American History X. Mocne kino.
Beetlejuice - Tim Burton taki, jakiego lubię. Bo już Duża ryba i Charlie i fabryka czekolady nie spełniły moich oczekiwań, jako kino typowo familijne, nie pozbawione wprawdzie nutki szaleństwa, ale zdecydowanie przesłodzone.
a ja ostatnio Woody'ego Allena odświeżam.
Zelig - rewelacyjny film o człowieku, który ze względu na strach przed odrzuceniem wykształcił zdolność do mimikry wyglądu i psychiki osób, z którymi przebywa. stylizowane na film dokumentalny - z pojawiającymi się w kadrze Susan Sontag i Bruno Bettelheimem i paroma jeszcze znanymi postaciami. ciekawe studium konformizmu społecznego, ale przede wszystkim świetne charakteryzacje Allena (oczywiście w roli tytułowej), który upodabnia się raz to do człowieka otyłego, raz do Murzyna, Indianina etc... no i przezabawny pastisz filmów z lat '30 jako film w filmie.
Bananas - wczesny Allen, z okresu slapstickowego. ot satrya na prawicowe dyktarury i rewolucjonistów. oprócz tego obrywa się prawie każdemu. przyjemne w odbiorze, ale żadne tam och ach...
Mnie się oba podobały bardzo Każdy w inny sposób
A dziś widziałam Spokojnego Amerykanina. Choć porządnie nakręcony (dobre rzemiosło; bardzo dobre zdjęcia), nie zachwycił, może nawet gorzej - pozostawił mnie całkowicie obojętną. Naprawdę, nie czułam sympatii do żadnej postaci, historia też mnie nie powaliła. Taki se, jak dla mnie.
spokojny amerykanin to przede wszystkim powiesc grahama greena.w filmie spodobal mi sie dobor aktorow, rewelacyjny jak zawsze michael caine, i jak zawsze mistrzowskie zdjecia chrisa doyle'a,dla ktorego obejrzalem ten film.
ja dzis matnie romana polanskiego obejrzalem.zamek zamieszkaly przez mlode,ekscentryczne malzenstwo i para opryszkow, ktora w nim laduje po nieudanym napadzie. te same odczucia jak Ty mialas po spokojnym... podziw dla wykonania, obojetnosc wobec fabuly.
the Brick (2005) -neonoir przeniesiony w realia wspolczesnego amerykanskiego college'u :)czyli - zagmatwana fabuła, niejasne pobudki bohaterow, femme fatale, samotny 'detektyw', zdrada, pieniądze itp itd, kto lubi zabawe kliszami i konwencją będzie wniebowziety, polecam bardzo.
the Brick (2005) -neonoir przeniesiony w realia wspolczesnego amerykanskiego college'u :)czyli - zagmatwana fabuła, niejasne pobudki bohaterow, femme fatale, samotny 'detektyw', zdrada, pieniądze itp itd, kto lubi zabawe kliszami i konwencją będzie wniebowziety, polecam bardzo.
jo, jo, dobre - gdziesik pisałem o tym na forum. wszystko pank, ino w momentach, kiedy następuje konfrontacja z dorosłymi film się trochę wykłada. ale godzien polecenia.
a 'Deepwater' waszmość widział? warto też 'Puritanem' się zainteresować, skoro już pryz neonoir jesteśmy...
a ja ostatnio Woody'ego Allena odświeżam.
He, he, ja przypadkiem także Obejrzałam bowiem Tajemnicę morderstwa na Manhattanie, świetną komedię, w której mistrz Allen składa hołd innym mistrzom - noiru i kryminału. Mamy więc odniesienia do Podwójnego ubezpieczenia (że tak se rymnę) Wildera, licznie cytowany jest Hitchcock (np. pani niby nie żyje, a tu nagle jedzie sobie autobusem, na którym jest napisane Vertigo, hi, hi), no i Orson Welles, z apogeum osiągniętym w finałowej scenie rozgrywającej się w starym kinie, w sali wypełnionej popękanymi lustrami, a w tle właśnie leci końcówka filmu Dama z Szanghaju I ten tekst bohatera Allena, kóry mówi, że już nigdy nie powie, że życie nie naśladuje sztuki W ogóle - Allen w dobrej formie, dowcipy przednie, aktorstwo (prócz niego D. Keaton, A. Alda, A. Houston, ) również, mniodzio
a 'Deepwater' waszmość widział? warto też 'Puritanem' się zainteresować, skoro już pryz neonoir jesteśmy...
Deepwatera zaraz będę miał
"Rolling Thunder" (1977. John Flynn) - Ten film najbardziej się zapewne spodoba Lobo. Nieco zapomniany i mocny jak diabli revenge thriller i zarazem jeden z ukochanych filmów Quentina Tarantino (jego dawna wytwórnia nosiła zresztą miano Rolling Thunder Pictures). William Devane wypada po mistrzowsku w roli powracającego z Wietnamu żołnierza, któremu bandyci z zimną krwią mordują rodzinę. Nadchodzi dla niego czas krwawej zemsty... Brutalny film z wyrazistymi postaciami i dużą dozą dramatu. Scenariusz napisał Paul Schrader, autor scriptu do "The Taxi Driver" Martina Scorsese. Końcowa sekwencja masakry w burdelu przywiodła mi na myśl zakończenie genialnego "Southern Comfort" Waltera Hilla - podobna dawka intensywności i przemocy. Trudno ten film dorwać (nie wyszedł w USA do tej pory na DVD), ale warto go odszukać.
http://www.imdb.com/title/tt0076637/maindetails
Asfaltowa dżungla Johna Hustona - bardzo dobry noir, klasyk po prostu Miasto jako siedlisko zła, gdzie tylko korupcja, ruja i porubstwo oraz wieczna noc (symboliczna też), co podkreśla końcówka filmu, kiedy bohaterowie wyjeżdżają z miasta, jest piękny dzień, przyroda, etc. Z piekła do raju, po prostu. Polecam tym, któzy nie widzieli. W małej, ale udanej rólce M.Monroe jako słodka blondynka - zabawka szacownego i skorumpowanego adwokata.
Wczoraj, czyli 5 października - Capote. Nie zachwycił mnie ten film, dłużyzny, chłód emocjonalny, gra aktorska Philipa Seymoura Hoffmana ograniczała się do udawania w najdrobniejszym szczególe Capote'a, nie było miejsca na nic innego, zdjęcia wyraźnie inspirowane filmem Z zimną krwią - lepiej obejrzeć właśnie to.
"Rolling Thunder" (1977. John Flynn)
No bo się zaraz posikam, gdzieś ty to dorwał A do "Defiance" tegoż samego reżysera miałbyś dojście?
A ja dziś zaliczyłam kolejnego noira, tym razem nieco melodramatycznego - Human Desire Fritza Langa, czyli adaptację powieści Emila Zoli pt. Bestia ludzka. Pod tym właśnie tytułem powstał w 1938 film Jeana Renoira, który ponoć Lang niejako zremake'ował. W Gazecie Wyborczej napisali, że jest to właśnie film Renoira i mocno się zdziwiłam ale i tak warto było obejrzeć. Nie widziałam wszakże pierwowzoru, ponoć znacznie lepszego. Bo i też Human Desire nie jest arcydziełem, co nie znaczy, że to zły film. Jest dobry, choć Lang kręcił znacznie lepsze filmy. Kilka scen wymiata, ale zdarzają się dłużyzny.
A na deser kolejny raz Inferno Dario Argento, mniam, kocham, uwielbiam, wiążę buty reżyserowi
A dziś - MirrorMask duetu Dave McKean i Neil Gaiman. Zgrabna opowieść fantasy-baśniowa, która zdradza inspiracje klasykami w stylu Alicji po drugiej stronie lustra oraz wszystkimi innymi fantasy dla dzieci i młodzieży w formie książkowej i filmowej. Mamy dziewczynkę w wieku pokwitania, która wraz z ojcem i matką pracuje w cyrku (ojciec jest jego dyrektorem). Od pewnego czasu Helen nie za bardzo układa się z rodzicielką, obie bywają dla siebie niemiłe. Pewnego razu matka mdleje w chwili, gdy ma wykonać pewien numer, trafia do szpitala i czeka na poważną operację - ma ją przejść w nocy. Tej właśnie nocy bohaterka filmu, Helen, trafi we śnie do dziwnej krainy, gdzie będzie musiała zdobyć pewien talizman, który da siłę przetrwania Królowej, stojącej po stronie światła (uosabia ją słońce), by bronić jej przed Królową Cieni.
Oczywiście, wszystko to jest pretekstem do pokazania relacji matka-córka w kontekście, jaki znamy z Bettelheima. Królowa Cieni i Królowa Jasności mają tę samą twarz - matki dziewczyny. Helen jednocześnie drze koty z rodzicielką, co może doprowadzić do sytuacji, które w dziwnej krainie dziewczyna obserwuje przez dziwne okna, jednak też może pogodzić sięz matką i wtedy dziwaczne obrazy nie znajdą, nomen-omen, odzwierciedlenia w przyszłości. Film pod względem wizualnym jest perfekcyjny - tutaj obrazy, całkowicie wykreowane przez komputer wyjątkowo nie rażą, gdyż kraina jest tylko snem, choć znajdują się w nim realne osoby, a raczej ich para-realne odpowiedniki Jest troszkę dłużyzn, ale mimo wszystko rozrywka to bardzo dobra, no i wpisuje się w młodzieżowy kanon fantasy. Polecam, nie tylko dojrzewającym dziewczętom
A dziś obejrzałam Dark Passage - klasyk noiru z Humphreyem Bogartem i Lauren Bacall. Fabuła, choć z leksza nieprawdopodobna (zwłaszcza postępowanie bohaterki Bacall), jest naprawdę wciągająca i zawiera niezbędne napięcie, a poza tym film oferuje świetne zdjęcia i triki (przywodzące na myśl dokonania twórców niemieckiego ekspresjonizmu), no i genialny pomysł z filmowaniem kamerą "od głównego bohatera", dopóki... Nawet dość konwencjonalne i trochę naciągane zakończenie można wybaczyć ze względu na te plusy i największy - wspaniałą parę. Męski Bogie jest tu trochę zagubiony i zastraszony, a Bacall, jak zwykle piękna i przekonująca. Warto obejrzeć.
Dziś - czarno-biały thriller Otto Premingera z 1965 r. - Bunny Lake zniknęła. Sam pomysł przedni - młoda Amerykanka, która właśnie przeprowadziła się z bratem do Anglii, utrzymuje, że pierwszego dnia pobytu w przedszkolu zniknęła jej córeczka. Mało tego, z nowego mieszkania znikają również należące do dziecka ubranka, zabawki, etc. Policja zaczyna podejrzewać, że kobieta jest niezrównoważona i że wymyśliła zniknięcie dziecka, które nie istnieje.
Tyle pomysł. Do pewnego czasu jest naprawdę doskonale; choć akcja nie płynie wartkim strumieniem, to jednak jest miejsce na suspens. Ale samo rozwiązanie wydaje się nieco wydumane (może sprawia to niezbyt przekonująca gra aktorska jednej osoby?), a końcówka trochę przeciągnięta. Jednak mimo to warto obejrzeć.
Oczywiście, zapowiadają na przyszły rok remake, oczywiście kręcony w USA
Tape-mojej przygody z filmami Richarda Linklatera ciag dalszy.przy okazji spotkania po latach dwojki przyjaciol wychodzi na wierzch fakt, ze jeden z nich zgwalcil kiedys na imprezie swoja owczesna, wczesniej przyjaciela, dziewczyne. samo przyznanie sie do winy jest czyms bolesnym dla bohatera, ale czy bedzie potrafil przeprosic swoja ofiare, gdy okazuje sie, ze ta jest rowniez zaproszona? widac, ze to ekranizacja sztuki teatralnej-ciezar filmu nie opiera sie na barwnych sceneriach czy efektach specjalnych, a na swietnej intrydze i blyskotliwych dialogach.fantastycznie spisuja sie aktorzy-ethan hawke, robert sean leonard i piekna jak zawsze uma thurman.warto!
A ja obejrzałam kolejny odcinek Arabeli oraz Pieskie popołudnie Sidneya Lumeta. Miszcz Kolejny klasyk z lat 70. Historia nieprawdopodobna, ale sęk w tym, że prawdziwa!
A dziś obejrzałam Starship Troopers Verhoevena z 1997 r. Nie rozumiem, jak ludzie mogą sądzić, że ten film ma wymowę serio. Przecież tam są ewidentne drwiny z wszelkich schematów filmów sf, akcji, z amerykańskiego patosu, itp. bzdur, włączając w to ostentacyjnie lalusiowatych i cukierkowych bohaterów! Jak widać, niektórzy muszą obejrzeć Mela Brooksa, żeby zorientować się, że oglądają komedię, bo jak coś robione jest "na poważnie", nie załapują kontekstu!
Mnie się bardzo widział, bo lubię tego typu pozornie "nieśmieszne" pastwienie się nad konwencjami, natomiast nie znoszę takich "bardzo śmiesznych" parodii jakiegoś typu filmów, bo jakoś nie wydają mi się śmieszne, a raczej dla tych, którym Bozia poskąpiła zdrowego rozsądku i zdolności odróżniania jaj od klimatów serio. W tym przypadku wszystko jest idiotyzmem wyolbrzymionym do potęgi n-tej, a podanym z miną profesora filozofii. Mundury a' la SS i Hitlerjugendpodobne formacje wojskowe zarąbiste! Podobnie też filmiki propagandowe.
Podobną drogę obrał też team od South Parku konstruując kukiełkową Ekipę Ameryka, ale moim zdaniem, Verhoeven zrobił to znacznie lepiej.
Dziś obejrzałam ubiegoroczny, ale oczywiście nie wyświetlany w naszym zarąbistym kraju film pt. The Last Hangman. Rzecz, oparta na faktach, dotyczy zawodowego kata, który powiesił w sumie ponad 600 osób z wyrokami śmierci. Poza wykonywaniem zawodu, który praktykował był również jego ojciec, był też dostawcą sklepowym (w sklepiku poznał swoją przyszłą żonę). Jednak raz na jakiś czas otrzymywał zawiadomienie o egzekucji i jechał w dane miejsce Anglii, by wykonać wyrok.
Film na poziomie, podobny w charakterze do Very Drake Mike'a Leigh (choć wyreżyserował go Adrian Shergold), który nie potępia swojego bohatera, przedstawiając go jako narzędzie sprawiedliwości; facet stara się po prostu perfekcyjnie wykonywać swój fach i śpi spokojnie. Jak zwykle, do czasu Oprócz dylematów moralnych, ważna jest też relacja kata z żoną, która jest, moim skromnym zdaniem, zakłamaną mieszczką, czego daje dowód w jednej z bardziej przejmujących scen, ale w jakiś sposób oboje potrafią skorzystać na jej hipokryzji - jest to dowód na mimo wszystko duże uczucie łączące tę parę. Warto obejrzeć.
Nie chcę mi się pisać trzykrotnie pod sobą (Borg, ratuj w temacie pink) piszę więc tutaj:)
"Rapeman" (1993. Takao Nagaishi) - Amerykanie mają Supermana, Batmana, X-Mena, Lobo, Spawna i cholera wie, kogo jeszcze, natomiast Rapeman to bohaterski obrońca uciśnionych z Japonii. Na codzień nieśmiały nauczyciel Keisuke, nocą przebiera się na czarno, nakłada maskę i atakuje swoje ofiary. Można go wynająć, jeśli planuję się rewanż na kimś za pomocą gwałtu. W pierwszej części zatrudnia go barowa hostessa, aby zgwałcił żonę jej dawnego chłopaka (obecnie skorumpowanego polityka). Japonia to dziwny kraj, a seria "Rapeman" jest tam ogromnie popularna. Film, choć należy go zaliczyć do nurtu pink, nie epatuje sadyzmem i przemocą jak rozliczne pinku, w zamian zawiera wiele humoru i jest autentycznie zabawny. Pomimo niepoprawnej politycznie fabuły śmiem twierdzić, że polubią go nawet Ci z Was, którzy uważają japońskie kino eksploatacji za przegięcie. Trzy kolejne części dokręcono w latach 1994-1996.
Nie chcę mi się pisać trzykrotnie pod sobą (Borg, ratuj w temacie pink) piszę więc tutaj:)
Jutro zamierzam obejrzeć Rape Airport więc coś napiszę
Dziś owocny w seanse dzień z TV - pierwszy film to z TVP Kultura The Reckles Moment, drugi zaś - odświeżony po latach Chłopak rzeźnika Neila Jordana z ALe kino!
Pierwszy to przyzwoity noir z Joan Bennett (aktorka uświetniająca noiry Langa i film Suspiria Argento) w roli pani domu, która popada w tarapaty w związku z ciałem faceta jej córki - jest szantażowana, a jej mąż buduje w tym czasie most w Niemczech. Kobieta sama zmaga się z problemem spowodowanym przez córkę, a jednocześnie jest osaczona przez kłopotliwą i do tego wścibską rodzinę, potrzebuje na gwałt pieniędzy, których nie może zorganizować bez pomocy męża (tak, tak, moim zdaniem trochę tu oskarża się klasyczny model rodziny amerykańskiej z końca lat 40., gdzie kobieta borykała się z trudami życia codziennego, sama nie mogła podejmować ważniejszych decyzji finansowych, a mąż pracował i zazwyczaj był nieobecny, jak nie ciałem, to duchem). Ale fabuła szykuje kolejne niespodzianki, bo nie wszystko, co złe, do końca takie jest... Przyjemny film, trzyma w napięciu, rozwiązanie też ok.
A Chłopak rzeźnika woła o wydanie na DVD Bardzo ciekawy film Jordana, jego bohaterem jest irlandzki chłopiec, którego matka zmaga sięz chorobą psychiczną, zaś ojciec cały czas pije; chłopak zamiast miłości otrzymuje bez przerwy cięgi od życia, co nie pozostaje bez wpływu na jego psychikę. Podane to wszystko zostało w tonie lekkim, momentami komicznym, ale wszystko to jest groteską, fikcja przeplata się z rzeczywistością, makabra ze śmiechem, a Sinead O' Connor jest Matką Boską Polecam.
wciera przypomniałem sobie 'Ostatni dzwonek' Magdaleny Łazarkiewicz. film przez długi czas dla mnie i kilkunastu moich znajomych kultowy, ale mało pamiętany. głównie przez muzykę Kaczmara wykorzystaną w nim. powiem szczerze, że dość miłe roczarowanie. spodziewałem się, że po tylu latach zawiodę się strasznie, ale nie... co prawda momentami film się wykłada i jest za bardzo moralizatorkski i stronniczy, aktorzy nie są zbyt mocną stroną i fabuła nachalnie propagandowa, ale ogląda się to bardzo przyjemnie. takie obrazoburcze porównanie przychodzi mi do głowy, że to takie <<solidarnościowe 'American Pie'>> [z zachowaniem należytych proporcji]
a dzisiaj 'The Woods' czyli hołd Lucky'ego McKee dla 'Suspirii' - mniam!
a dzisiaj 'The Woods' czyli hołd Lucky'ego McKee dla 'Suspirii' - mniam!
Hołd niezwykle udany - mniam, mniam!
Dziś: Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem, czyli Indagine su un cittadino al di sopra di ogni sospetto Elio Petriego z 1970 r. Film zadziwiający pod każdym względem. Po pierwsze: zaczyna się jak klasyczny kryminał, w którym widzimy, jak mężczyzna idzie do kochanki, po czym zabija ją na koniec aktu miłosnego. Widzimy, jak dość niedbale zaciera ślady, dzwoni na policję i zgłasza morderstwo. Zaraz potem wychodzi z dwiema butelkami szampana i kieruje swoje kroki na komisariat, gdyż jest... komisarzem policji, i to właśnie awansowanym na wyższe stanowisko! Nie będzie to spoilerem, bo dzieje się to w pierwszych minutach filmu, który traktuje o tym, jak toczy się śledztwo - nie jest to jednak klasyczny kryminał w stylu: zabił i zobaczymy, jak to odkryją. Film specjalnie nie obfituje w jakieś znaczące zwroty akcji, wręcz może się dłużyć, a do tego irytuje! Widz dowiaduje się za to, jakim człowiekiem jest komisarz, który zachowuje się, jak Mussolini, jest nadętym i bezczelnym typem, a do tego korzysta z władzy, by popisać się przed podwładnymi i wspomnianą kochanką (liczne retrospekcje). Końcówka wpędza w osłupienie i odkrywa, czym tak naprawdę jest film - satyrą na wszelkiego pokroju władzę, na jej nieudolność, ale jednocześnie nienaruszalność, ostatnie sceny to Witkacy, Kafka i wszyscy tego typu "wieszcze" razem wzięci! Nic dziwnego, że zaraz po tym pojawia się cytat z Kafki, złowieszczy i niepokojący.
Poza tym film ma różne inne plusy: piękne zdjęcia Luigiego Kuveillera (które zaraz przywodzą nam, miłośnikom grozy i gialli, filmy Argento - ten operator robił zdjęcia do Le cinque giornate i Profondo rosso, jak również do Una lucertola con la penne di donna i Lo squartatore di New York Fulciego), muzykę Ennio Moricone, a panowie zapewne docenią skąpo okryte wdzięki atrakcyjnej Florindy Bolkan, gwiazdy Una lucertola... i Non si sevizia un paperino. Puenta filmu jest zabójcza, a całość - zdecydowanie godna polecenia!
ostatnio po raz milionowy commando - film oczywiscie jest arcydzielem! akcja, humor, kult rodziny oraz gloryfikacja drwali ! film niesamowity - rąbanie drewna, karmienie sarenki, jedzenie lodów, wyrywanie budek telefonicznych, koszenie kwiatów za pomocą kałacha! bardzo dobry film, o niesamowitej fabule, swietnej akcji oraz niespotykanej glebi, ktorej moglby pozazdroscic antonioni i jemu podobni europejscy nudziarze !!!!
i jeszcze niezapomniane teksty typu:
pamietasz jak mowilem, ze zabije cie na koncu?............Klamalem.
genialne..................
tym razem "dzika banda" - znaczy ze to jest najlepszy film wszechczasow to chyba nie trzeba nikogo przekonywac! za kazdym razem oglada mi sie coraz lepiej ten film - nie moge wprost uwierzyc ze takie cos stworzyl czlowiek! pierwszy cud świata! najlepsza scena w filmie - wymarsz bandy z meksykanskiej wioski - jest za kazdym razem jeszcze lepsza ! kocham ten film! kto nie lubi ten dałn !!!
Dziś "Infiltracja" czyli nowy Scorsese. Zadziwiająca sprawa, po raz pierwszy nie irytowała mnie twarz Lenarda Di Caprio, co więcej, wypadł on całkiem przyzwoicie. Biorąc jednak pod uwagę osobę Jacka Nicholsona, to nie ma się czemu dziwić, respekt, po prostu respekt. Całość sprawna, dynamiczna i wciągająca, trochę w klimatach "Podejrzanych", trochę "Stanu łaski". Dobra muzyka, jak zawsze zresztą u Scorsese i zaskakujące zakończenie, są dodatkowymi argumentami przemawiającymi za wieczorną wycieczką do kina Teraz tylko pora bym zaliczył azjatycki oryginał.
A kilka dni wcześniej razem z Embem zaliczyłem "Ludzkie dzieci". Ale tu niestety zawód przeżyłem. Liczyłem na konkretny postapokaliptyczny SF, rodem z najlepszych powieści Johna Wyndhama, a ostatecznie otrzymałem nieco ospały film akcji, który w pewnym momencie zaczął przypominać "Helikopter w ogniu".
to ty juz byles na infiltracji? a ja liczylem ze cie wyciagne i naciagne na "darmówki" do multi :]
Trza było mówić, że chciałeś na to iść, a tak sam siedziałem na sali ale przed nami wspaniały początek teksańskiej przygody i wiklinowy pamper z Nicholasem. Można też obcykać czy ten "Borat" będzie tak zabawny jak sugerują zwiatuny.
A ja dziś obejrzałam Renaissance. To francuska produkcja z tego roku, zrealizowana w konwencji czarno-białego komiksu. Strona wizualna robi duże wrażenie (niektóre sceny i pomysły wprost zachwycają, trzeba obserwować bacznie również tło), historia też dość ciekawa (bywają gorsze, np. Strings), można obejrzeć.
Sporo czasu mineło, więc się wpiszę, a co tam
Dziś widziałam Earth vs. Flying Saucers. Kolejny sztandarowy przykład paranoicznego filmu sf z lat 50., gdzie oczywiście, Bogu ducha winnych kosmitów potraktowano z iście ziemską "gościnnością", waląc do nich z dział przeciwlotniczych, z kolei oni nie pozostali dłużni (i wcale im się nie dziwię). Ma wszelkie wady i zalety produkcji tego typu, z przewagą zalet, bo w poczet ich nalezy zaliczyć udane i zaawansowane - jak na tamte czasy - efekty specjalne, zapewnił Ray Harryhausen. Do wad zaliczyłabym przede wszystkim postawę Ziemian, która w zasadzie nie została dość potępiona, więc film jest dość taki... kolonizatorski w charakterze :D:D - Ziemianie mogą atakować, kosmici be i trzeba ich zniszczyć. No i te gadki, gadki, gadki... przyznam, że całe to chrzanienie wpędziło mnie w drzemkę, przy czym o zgrozo! przesypiałam co lepsze widoki, jak np. spodki spadające na Waszyngton i dokonujące tam siłą bezwładu spektakularnych spustoszeń. Ale ogólnie lubię to kino, więc ok
poza prawem-tom waits, roberto benigni w filmie jima jarmuscha o trojce ludzi poznajacych sie w wiezieniu do ktorego z roznych przyczyn trafili i ich ucieczce z niego przez mokradla Luizjany. przed trafieniem za kraty ogladamy fajnie pokazany nowy orlean:alfonsi, prostytutki, miejscowi nieudacznicy i drobni przestepcy-niczym sincity w wersji niekomiksowej. pozniej poznawanie sie w wiezieniu trojki bohaterow i calkiem fajnie przedstawiona ucieczka. jak to u jarmuscha akcja toczy sie niespiesznie, bardzo udanie dobrana muzyka i zdjecia, troche humoru opartego na przeciwienstwach charakterow tria. jesli komus sie podobaly inne filmy tworcy to i po ten warto siegnac
poza prawem
Kupiłeś "Zwierciadło"?:)
A ja dziś widziałam film pt. Diva. Francuski kryminał (thriller?), w którym młody paryski listonosz zostaje "ukarany" za zbootlegowanie koncertu swojej ukochanej śpiewaczki (ma ona zasadę - daje wyłącznie koncerty na żywo, żadnych płyt), gdyż niechcący wplątuje się w aferę dotyczącą handlu żywym towarem i narkotykami. Film mozolnie się rozkręca, ale druga połowa jest już znacznie bardziej ciekawa. Ogromnym plusem filmu są przepiękne, wysmakowane zdjęcia z Paryża, ale nie pocztówkowe, lecz melancholijne, tajemnicze, filmowane chyba z użyciem przyniebieszczającego filtra ; w ogóle w filmie dużą rolę odgrywa kolor niebieski. Postaci są ciekawe, nietuzinkowe, a przestępcy ukazani w trochę krzywym zwierciadle. Niektóre sceny są kapitalnie śmieszne, jak ta, w której policjant goniący chłopaka na motorze, uczepia się ostatniego wagonika metra i chcąc, żeby mu otworzyć, pokazuje siedzącemu w środku mężczyźnie legitymację policyjną, na co facet robi minę i demonstruje osłupiałemu glinie legitymację kombatancką, nie ruszając się z miejsca W ogóle jest sporo ciekawych, efektownych pomysłów, jak np. szaleńcza jazda motocyklem po metrze, włączając w to rundki po schodach oraz wjazd do wagonika metra. Polecam, widziałam co prawda na Zone Europa, ale o dziwo, film jest dostępny na naszym zapyziałym rynku dvd.
Dziś obejrzałam Crossing the Bridge: The Sound of Istanbul Fatiha Akina, reżysera Gegen die Wand, czyli Głową w mur. Crossing... jest muzycznym filmem dokumentalnym, który oglądamy z perspektywy i z komentarzem Alexandra Hacke, basisty grupy Einsturzende Neubauten. Niecodzienny to dokument, gdyż został poświęcony muzyce tureckiej, a ściślej - tej, którą gra się i śpiewa w Stambule. Mamy więc przegląd stylów i etniczny koktajl - prezentuje się muzykę typowo turecką, ale też cygańską i kurdyjską. Jest miejsce na tradycję oraz nowoczesność - posłuchajcie nieprawdopodobnego tureckiego hip-hopu! Tureccy raperzy (i raperki) nie ćpają i nie rymują o wypasionych brykach i "dupach", czy "suczkach" - ich melorecytacje to płomienne, buntownicze, oddające stan ducha i umysłu deklaracje, nieskażone mamoną i chęcią posiadania. Za to brawo - takiego hip-hopu mogłabym nawet ja słuchać Niektóre momenty filmu są przejmujące, np. pieśń śpiewana przez młodą Kurdyjkę. I to muzyka broni się w tym filmie najbardziej. Polecam.
wciera 'Jasminum' Jana Jakuba Kolskiego. łeeee... ale rozczarowanie! dawno nie oglądałem nic Kolskiego, aczkolwiek jakoś z licealnych czasów pamiętam, że jego filmy miały swój specyficzny klimat, taki polski filmowy realizm magiczny. i w Jasminum jest to jak najbardziej obecne - lewitujący mnisi, tajemnica przyjmowania zapachów przez medytujących w celach ojców i takie tam kwiatki. ale historyjka leżąca u podstaw cienka jak barszcz, a teksty padające z ekranu wołają o pomstę do nieba! takich dyrdymałów, frazesów i pretensjonalnych gadek nie słyszałem już dawno. jakiś mistycyzm w wersji for dummies, przewidywalna fabuła. i do tego jeszcze fatalne aktorstwo - Błęcka-Kolska to jest jakieś kompletne nieporozumienie, Linda to mógłby sobie naprawdę darować, nawet Pieczka gra na jednej nucie przez ostatnie kilka filmów. Jeszcze Gajos daje radę no i 5-letnia Gienia (jak na dziecko w polskim filmie to można powiedzieć, że zagrała rewelacyjnie).
jest jednak duży plus - zdjęcia - od strony wizualnej 'Jasminum' naprawdę robi wrażenie. mi się kojarzyło z dokonaniami włoskich operatorów. gra kolorów, przemyślane plany - bardzo wysmakowane. gdyby wyłączyć głos to byłoby naprawdę super. a tak spore rozczarowanie.
To szkoda, bo też miałam na temat dokonań Kolskiego raczej pochlebne zdanie. Widać, kiczowatość to ostatnio popularna cecha w naszym rodzimym kinie (Kto nigdy nie żył, Pręgi, itp.).
Ja zaś wczoraj obejrzałam Full Metal Jackett Kubricka, no i wiadomo, Kubrick to je Kubrick
To było wczoraj, choć wpis z dzisiejszą datą, a dziś podkusiło mnie, żeby zaliczyć seans Nikity na Polshicie. Jakoś nigdy nie miałam okazji obejrzeć tego filmu Luca B., więc stwierdziłam: czemu nie. Film nie jest jakąś rewelacją, choć różne już opinie czytałam, fabuła w zasadzie porusza się w schematach, ale wszystko nakręcone jest sprawnie. Taki dla rozrywki. Ale to, co wyprawia Polshit, przechodzi po prostu ludzkie pojęcie!!! Po 20 min. filmu blok reklamowy, potem zapowiedzi, a po nich znów reklamy - razem ok. 15 minut. W środku filmu, oprócz bloków wpierdzielanych byle jak, rwących fabułę, niespodzianki w postaci jakichś reklam społecznych i wyskakujących znienacka na ekranie zapowiedzi; ale wszystko pobiło na głowę losowanie totolotka - no po prostu śmiech na sali... być może każdemu znane są te praktyki, ja jednak nie oglądam komercyjnych stacji TV i nie pamiętam, jakie tam panują zasady, więc wszystko mi opadło... Polshit, jak o nim wdzięcznie pisał śp. Tomasz Beksiński, w pełni zasługuje na owe niechlubne określenie! To sterta kału Solorza!
ostatnie plony:
Clerks II - zaskoczenie pozytywne i negatywne jednocześnie. jak na sequel to nie jest tak źle. ale jak na Kevina Smitha to słabiutko. gdzieś się zapodział ten anarchiczny humor (oprócz motywu z inter-species erotica) i sporo tekstów wydaje się wymuszonych (jak choćby rozprawy o SW i LotR). film jakby trochę wymuszony. ale największe wrażenie robi widok postarzałych aktorów - różnica dziesięciu lat, a w niektórych przypadkach strach patrzeć. mam niejasne wrażenie, że bardziej mi się podobało 'Jay And Silent Bob Strikes Back'... a do pierwszej części to lata świetlne.
Beautiful Girls (1996) - o mnie za mnie to film rewelka. historia kilku kolesi z prowicjonalnej dziury gdzieś w hameryce, którzy nie potrafią poradzić sobie z dorosłością i uczuciami. mądry i ciekawy obraz. sporo trafnych obserwacji i cierpkich komentarzy na temat stosunków międzyludzkich. naprawdę warto.
Dziś - staroświecka, stylowa czarna komedia Roberta Hamera z 1949 r. made in UK - Kind Hearts and Coronets, a u nas Szlachectwo zobowiązuje. Głównym bohaterem jest młody mężczyzna, którego matka, angielska arystokratka, popełniła mezalians wychodząc za mąż za bosko śpiewającego Włocha , żegnając się przy tym z prawem do dziedziczenia. Jednakże przekazała synowi świadomość pochodzenia i to, że gdyby jakimś trafem zmarli główni sukcesorzy tytułu książęcego, on byłby jego pełnoprawnym dziedzicem, wraz z rodowym zamkiem. Po latach upokorzeń i klepania biedy, nasz bohater wpada na pomysł, że może by tak dopomóc losowi
Brytyjczycy zawsze mieli dryg do czarnych komedii, więc i tym razem się udało. "Zbrodnicza fabuła", błyskotliwe dialogi no i wspaniałe aktorstwo (zwł. Aleca Guinessa, wcielającego się w aż 8 różnych postaci, w tym kobiecą) czynią ten film obowiązkowym w planach każdego kinomana, zwłaszcza fana oldschoolowego brytyjskiego humoru. W roli głównej wystąpił Dennis Price - szkoda, że marnie skończył, z wątrobą zniszczoną alkoholem - znamy go również z późniejszych licznych filmów grozy (m.in. wytwórni Hammer), w tym Vampyros Lesbos Franco
A dziś - Ritual dos Sadicos Ze- Coffin Joe'go vel Jose Mojica Marinsa. Ło Matko Boska!
Czego ten facet nie wymyślił...
Ten film przypomina mi również nieco Widmo wolności Bunuela, z tym, że dzieło Z jest wcześniejsze
V For Vendetta. hmmm... komiks czytałem dość dawno temu i w pociągu - nie za wiele pamiętam. film ogląda się całkiem przyjemnie, ale żadna rewelka to nie jest. parę fajnych scen, trochę grania na emocjach, niezłe zdjęcia, milutka Natalie Portman, ale siakoś historia lepiej się sprawdzała na kartach komiksu. rozczarowanie raczej...
rozczarowanie raczej...
Zgadzam się z Tobą.
A ja obejrzałam ostatnio Match Point oraz Wiatr buszujący w jęczmieniu. Pierwszy - bardzo pozytywne zaskoczenie, Woody Allen jak nie on, ale też wspaniały, doskonała reżyseria, maestria wręcz, dyskretne sterowanie emocjami widza, widać też erudycję Allena, fascynację kryminałem, ale też "dostojewszczyznę"; wszystko, mimo poważnej formy, podane z porozumiewawczym mrugnięciem oka w stronę widza - perełka.
A Wiatr... to film solidny, ale żadna rewelacja. Historia, która może i czasem porusza, ale końcówka, która powinna być najbardziej emocjonująca, nie wywołuje większych wrażeń, może dlatego, że film nie przekazuje niczego nowego. Powstanie IRA, walki, potem przychodzą pierwsze zwątpienia, kompromisy i niezgoda na nie - nihil novi. Ale poziom dobry.
A dopisze się jeszcze - dziś wreszcie dane mi było obejrzeć Spellbound Hitchcocka. Niestety, film jak nie jego, porażka na całej linii - Bergman owszem, dobra, Peck - drewniany i w sumie żaden, brak suspensu (sic!), fabuła rozwleczona i rozmoczona w melodramatycznym sosie; jedyne lepsze momenty to plastyczne wizje senne, oparte na malarstwie Dalego (fajne wrażenie robią) oraz moment rozwiązania całej intrygi. Resztę z powodzeniem można pominąć ogólnie - słaby film Mistrza. Dołącza tym samym do mojej subiektywnej kolekcji "odrzutów Hitcha", gdzie znajduje się już nieśmieszna komedia Kłopoty z Harrym oraz niedorzeczna i niezamierzenie śmieszna Rozdarta kurtyna (choć mimo swej niedorzeczności bardziej trzyma w napięciu i w sumie nawet lepsza od Spellbound!).
el topo- moj pierwszy kontakt z kinem jodorowsky'ego. widac, ze facet ma bardzo wiele pomyslow i nie gardzi psychodelikami. wszystko to jednak zostalo podane w ten sposob, ze spokojnie mozna film podzielic na kilka mniejszych calosci. pierwsza o rewolwerowcu przemierzajacym z synem pustynie i mszczacym sie na sprawcach brutalnego wymordowania wioski.pozniej, niczym w jakims filmie kungfu, bohater mierzy sie za namowa kobiety z czterema mistrzami, z ktorych kazdy ma jakas niezwykla ceche. no i na koncu opowiesc o przemianie duchowej.mimo niewielkiego budzetu film spodobal mi sie od strony technicznej, do aktorstwa tez sie nie przyczepie. nie codzien takie oryginalne wizje sie oglada, ja spedzonych dwoch godzin nie zaluje
Dziś widziałam El laberinto del fauno. Trochę rozczarowań, trochę miłych wrażeń. Rozczarowania - trochę inaczej sobie wyobrażałam ten film jest ciut niedopracowany, moim skromnym zdaniem, za dużo sentymentalizmu, pierwsza połowa dłuży się, a elementy fantastyczne jakoś nie porywają, za mało w nich konkretu i akcji (!)
Muzyka nie w moim typie. No i te oklaski, jak w amerykańskim filmie Miłe chwile - w sumie dobrze, że skończyło się tak, jak w zasadzie powinno, sam pomysł ciekawy - byłby rewelacją, gdyby zabrał się zań ktoś z pazurem!
byłby rewelacją, gdyby zabrał się zań ktoś z pazurem!
Żeby del Toro tak obrywał po nosie
W ogóle to ja bym poczekał na premierę w kinie (09.03), a nie oglądał filmu na jakimś steranym divixie... Tym bardziej, że znając del Toro, to szykuje się prawdziwa wizualna uczta.
Właśnie, ciekawe że EGO widział ten film w sierpniu i do tej pory ani słowa komentarza
Del Toro nie pasił mi już przy Cronosie. Jeszcze Kręgosłup diabła był ok, ale Labirynt, choć niezły, moim zdaniem pokazuje, że del Toro wcale nie jest takim fantastycznym reżyserem. Co do strony wizualnej - faktycznie, w kinie lepiej by to obejrzeć, ale też tak znowu nie powala. Wiadomo, sporo kompa
Wczoraj obejrzałam What Ever Happened to Baby Jane? Oczywiście w ramach odświeżenia po latach, bo właśnie przyszedł z tym do mnie Mikołaj Wiadomo-klasyk, tylko irytują mnie wypowiedzi amerykańskich krytyków, że to kicz, kiczowata "siostra" Bulwaru Zachodzącego Słońca, itp. pierdoły, które o kant tyłka można potłuc, jako że co innego kiedyś kiczem określano, ale jak widać, powiela się opinie sprzed iluśtam dziesiątków lat (u nas podobnie pisał o tym filmie Aleksander Jackiewicz, choć chyba go lubił). Można dziś za to spokojnie uważać za kicz gros produkcji hollywoodzkich z tamtych lat, kręconych li tylko dla glamour gwiazd, żeby mogły swoje perfekcyjnie wypracowane oblicza łaskawie pokazać.
A moja matka Święta uczciła obejrzeniem Omena (na szczęście TEJ, starej i jedynej wersji) Nie ma to jak horror o Antychryście w Boże Narodzenie
'Pan's Labirynth'? weeeeell... od strony wizualnej rewelacja (szczególnie uwzględniwszy budżet i to, że film powstał poza holiłud), postać Fauna jest niesamowita, biały demon również zmiata, labirynt, cały baśniowy świat robi ogromne wrażenie. z drugiej strony kontrast z rzeczywistością wojenną - skąpany w deszczy świat linni prostych (bo druga strona budowana jest na okręgach... chyba). aktorsko jest świetnie - Faun, kapitan Vidal (choć może nieco przerysowany), Ofelia. fabuła iskrzy świetnymi pomysłami, różnymi detalami, które zapadają w pamięć (choćby mandragora użyta jako lek dla chorej matki). 'strukturalnie' 'Labirynt' też jest skonstruowany imponująco. i wszystko składa się w oszałamiającą całość...
ale dwudziestominutowej owacji w Cannes nie rozumiem. mi również czegoś zabrakło, ale nie potrafię dookreślić czego. podejrzewam jednak, że to jest kwestia indywidualnego odbioru. ze swojej strony daję mocne 5/6. może po ponownej projekcji zmienię zdanie.
Wczoraj - Clerks II. Szczerze mówiąc, myślałam, że będzie to sterta kału, ale się przyjemnie rozczarowałam. Co prawda, wątki komedio-romantyczne i wyznania przyjaźni były nieco kiepskawe, ale TEN humor tu jest! A w Szczurach i w Dogmie nie było . Tak więc - udany powrót do korzeni, panowie troszkę dojrzeli (ale nie wszyscy ), tylko te słodkie perypetie romantyczne były nie na miejscu I to, że laska tak nagle zapragnęła zostać zaobrączkowana Ale reszta - OK.
A dziś - Mysterious Skin. To dopiero jest dla mnie sterta kału. W zasadzie przewidywalny od pierwszej sceny, więc pseudouprowadzenie przez kosmitów naprawdę mogli sobie darować. Cała historia nudna; w zasadzie drażni mnie, że współczesne kino amerykańskie poruszające tzw. wstrząsające tematy jest takie samo: sugestywne, tzw. mocne sceny + miałkie, ale napuszone dialogi i ględzenie o wzniosłych rzeczach. Opowiedzieć o tym bez popadania w banał albo przesadę udaje się nielicznym, jak np. Solondzowi (rewelacyjne Happiness, Palindromy czy Welcome to the Dollhouse tego przykładami). Cała reszta, kręcąca te wszystkie Butterfly Effecty i inne Mysterious Skiny może mu co najwyżej buty czyścić i kawkę na plan nosić. Taka jest moja niezawisła opinia
Mysterious Skin. To dopiero jest dla mnie sterta kału.
Nie zgadzam się pod żadnym względem. Mysterious Skin to naprawdę kawał (bardzo) dobrego kina. Znakomita rola Josepha Gordona-Levitta, niezwykła postać tego samotnego chłopca Briana i końcówka, która mnie dosłownie rozdarła na strzępy. Dla Arakiego z mojej strony: wielki szacun !
A Palindromów też bym nie przeceniał...
Nie zgadzam się pod żadnym względem.
Jak to dobrze, że każdy może miec swoje zdanie
Jak to dobrze, że każdy może miec swoje zdanie
Jasne! Dbam tylko o pluralizm poglądów
Jasne! Dbam tylko o pluralizm poglądów
No i git!
A dziś widziałam Leave Her to Heaven Johna M. Stahla z 1945 r., czyli Zostaw ją niebiosom To melodramat zmiksowany z noirem, taki trochę manieryczny, a dziwaczność podkreśla żarówiasta kolorystyka Technicoloru (nie dziwię się, że Technicolor stał się ważnym składnikiem wizualnym filmu Suspiria). Jest to studium patologicznej miłości i zazdrości, a wszystko to, "bo to zła kobieta była" - co nie dziwi w noirach. Tempo akcji płynie dość leniwie, ale warto obadać, zwłaszcza, że drugoplanową rolę ma tam sam VINCENT PRICE - niepodobny do siebie, jak diabli , młody, z innym głosem - pozbawionym tej charakterystycznej maniery... a aktorka Gene Tierney podobna do... Catheriny Zeta-Jones choć może to odwrotnie, ze względu na odległość czasową. Tak, czy inaczej - obie panie jak siostry.
moonlight whispers-chlopak i dziewczyna razem spedzaja poranki na lekcjach kendo. wkrotce rodzi sie z tego uczucie, jednak na drodze do typowego szkolnego romansu staje fakt, ze dziewczynie trudno przychodzi pogodzic sie z mysla, ze jej facet jest fetyszysta i masochista. nielekki film o relacjach miedzyludzkich, bardzo ladne zdjecia, ladna bohaterka(i duzo ujec stopek,pozdro dla Buio ).. na pewno warto zobaczyc ta japonska pozycje, jesli kogos nie przeraza temat
Dziś - fajne giallo Paolo Cavary La tarantola dal ventre nero. Fajne, ale... no właśnie, mocno nieoryginalne widzę tu przede wszystkim liczne zrzynki z Dario Argento i jego Animal Trilogy. Dotyczy to zarówno pomysłów na konkretne sceny, jak i kwestii formalnych ("wodzenie" kamerą po przedmiotach). Jest tego w sumie sporo, poczynając od rozdzierania nożem koszulek nocnych (jak w L'uccello dalle piume di cristallo), poprzez gonitwy po dachach, jak w Il gatto de nove code (co zresztą D.A. zawdzięcza Hitchcockowi), no i sprawa dyskusyjna - widziałam kilka scen, które mogłyby być zainpirowane 4 mosche di velluto grigio, ale w zasadzie nie wiem, bo oba filmy powstały w 1971 roku (zresztą Il gatto... również). Optowałabym jednak za tym, że Dario ze swoimi pomysłami był pierwszy
Mimo tego typu rzeczy, a może właśnie dzięki doskonałym wzorcom, La tarantola... jest filmem udanym i wciągającym, choć w pewnym momencie dość łatwo odgadnąć tożsamość mordercy działającego na zasadzie osy samotnicy atakującej pająki, które paraliżuje, by skonały potem, żywcem wyjadane przez larwy owada, z jaj składanych w ich rozprutych brzuchach. Oczywiście, morderca nie składał jaj , jednakże paraliżował swoje ofiary poprzez wbijanie w odpowiednie miejsce na szyi igły do akupunktury, by potem, świadome, lecz nieruchome, spokojnie zabijać ulubionym narzędziem zabójców rodem z giallo, czyli nożem. Polecam wszystkim miłośnikom gialli.
Dziś - Ratcatcher z 1999, w reżyserii Lynn Ramsay. Film, będący przykładem brytyjskiego kina społecznego, opowiada historię dziejącą się w roku 1973, w Glasgow. Typowa robotnicza dzielnica - przygnębiający wydźwięk lokalizacji wzmaga dodatkowo strajk śmieciarzy, powodujący zaleganie przeraźliwie wielkich hałd worków z odpadkami, wokół których kłębią się szczury i inne związane z tym stanem rzeczy "atrakcje". Dzieciaki bawią się na zawalonych śmieciami podwórkach i nad zanieczyszczonym kanałem, gdzie ginie jeden z chłopców. Jego śmierć kładzie się ciężarem na innym chłopcu, który niechcący spowodował ów śmiertelny wypadek. Ta sprawa, jak i całokształt ohydnego życia, które wiodą ludzie w tym miejscu, prowadzą do dołującego finału. Nie polecam tego filmu nikomu, kto zmaga się z depresją, natomiast sam obraz oceniam jako bardzo dobry. W końcu życie to nie bajka, niestety.
lady snowblood- no wiec w wiezieniu pewna pani rodzi dziewczynke, ktora ma za nia dokonac zemsty na 3 niedobrych ludzi. no i mala trenuje pod okiem mistrza po smierci mamy i pozniej biega w kimonie w motylki z katana w reku krojac zlych na kawalki. bardzo dobre kino zemsty, rewelacyjne zdjecia, przepiekna pani grajaca yuki, no i wyrazna inspira do slynnej walki w sniegu z kill bill. bardzo warto!
'This Film Is Not Yet Rated' (2006) reż. Kirby Dick. świetny dokument o sposobie działania MPAA i jak organizacja ta cenzuruje filmy. to jest naprawdę ciekawa sprawa, bo członkowie oceniający są anonimowi, zakonspirowani jak cholera i reżyser, który nie zgadza się z ratingiem może im naskoczyć. film ogląda się rewelacyjnie - pada tam wiele gorzkich słów pod adresem systemu studiów w USA. są świetne zestawienia filmów różnie zakwalifikowanych - z jednej PG13 z drugiej NC17 - jak myślicie, które są brutalniejsze, bardziej ostre i w ogóle? w filmie wypowiadają się m.in. John Waters (kriste panie, jaki ten koleś ma imidż to po prostu szok, ale tytuł króla kiczu do czegoś zobowiązuje), Kevin Smith, Darren Aronofsky i sporo innych osób. naprawdę warto zobaczyć.
Dziś obejrzałam Marię Abla Ferrary. Przyznam, że film powoduje niesamowite skupienie od pierwszych minut, a zostawia człowieka z prawdziwą zagwozdką. Oczywiście, raczej nie będzie oddziaływał w podobny sposób na ateistów, ale chrześcijanie na pewno powinni go obejrzeć. To w zasadzie jest doskonała riposta na Pasję Gibsona, w której liczyła się dosłowność, zaś brakło miejsca na wiarę. Tu jest bardzo dużo wiary, a film nie daje jednoznacznych odpowiedzi, pozostawiając interpretację widzom.
A dziś widziałam 13 Tzameti - film gruzińskiego reżysera Gela Babluaniego, będący gruzińsko-francuską koprodukcją.
Fabuła wygląda następująco: młody Gruzin, pochodzący z rodziny niezamożnych emigrantów, podobnie, jak jego brat, haruje całymi dniami, wykonując roboty dekarskie. W jednym z domów podsłuchuje rozmowę pana domu, w której ów mówi o tym, że ma szansę na spore pieniądze, gdyż jest spłukany tak, że nie stać go na opłacenie robotnika. Kiedy gospodarz, będący narkomanem, przedawkowuje, chłopak widzi szansę na szybkie wzbogacenie się i kradnie adresowany do pana domu list z biletem na pociąg i rezerwacją miejsca w hotelu. Nie wie jednak, w co się wpakował, a to, co będzie musiał robić okaże się piekielną grą...
Można ten film oglądać jako trzymający w napięciu thriller, ale kiedy wgłębimy się w tę nieprawdopodobną fabułę, oczywistym stanie się, że mamy do czynienia z fabułą metaforyczną, gdzie bohater, everyman, musi zmierzyć się ze swoim fatum. Widać tu zapożyczenia z Kafki, ale niektórzy widzą też wpływy innych klasyków literatury, zwłaszcza rosyjskiej. 13 jest liczbą przynoszącą pecha - tu niby przynosi szczęście, ale czy może przynieść szczęście "czarci tuzin"?
ostatnio odświeżyłem sobie 'Smoke' Wayne Wang'a. ech... to jest film! te pięć nowelek połączonych w całość osobami głównych bohaterów ma w sobie nieodparty urok. praktycznie rzecz biorąc niezbyt wiele w tym filmie się dzieje, nie ma jako takiej akcji, to raczej zbiór historyjek z życia codziennego kilku osób. urokliwe toto bardzo. Harvey Keitel jako Auggie Wren jest świetny. w ogóle galeria postaci jest bardzo barwna - była dziewczyna Auggiego z przepaska na oku, Cyrus Cole z hakiem zamiast ręki... wszystko spowite kłębami dymu tytoniowego z papierosów, cygaretek i cygar... niby akcja dzieje się w NY, ale jednak zupełnie w innym wymiarze - nie ma tu wielkomiejskiego zabiegania, stresu - wszystko żyje innym rytmem.
obraz przesympatyczny, a 'Innocent When You Dream' Toma Waitsa na końcu po prostu miażdży swoją drogą, kiedy byłem na tym w kinie 10 lat temu, po projekcji publika pierwsze co robiła po wyjściu z sali kinowej to przypalała szluga. ja wiem, że tak jest z reguły, ale po tym akurat filmie to nabierało bardzo kompulsywnego charakteru
Stage Fright, czyli Trema Hitchcocka z 1950 r. No cóż, jakoś nie byłam powalona historią, choć miała ona swoje lepsze strony, w tym efektowna śmierć pod koniec filmu (niestety, to nie czasy Argento i zabrakło spektakularnych zbliżeń, ale sam pomysł niezły ). Na plus należy zaliczyć piękne zdjęcia, no i Marlenę Dietrich, co jednocześnie może być lekkim minusem, ze wględu na "gwiazdorzenie" i wstawki śpiewane tejże. Można zobaczyć, ale nie zaliczyłabym tego do szczytowych osiągnięć Hitcha.
Jutro wstanę i oparzę się herbatą, czyli zwariowany czeski film o tym, jak w niesprecyzowanej przyszłości, wyglądającej jak podrasowane lata 70. (film powstał w 1977 r.), gdzie można zażywać pigułki przedłużające młodość i "zmywać" doszczętnie odpadki organiczne płynem BIO, grupa faszystów postanawia skorzystać z organizowanych wycieczek w czasie i przekazać bombę wodorową Hitlerowi w przededniu klęski wojsk niemieckich. Obsada znana m.in z Arabeli (jest król Hiacynt, czarownik Vigo oraz nieśmiertleny pan Majer, a w epizodzie miga sam Rumburak ), do tego zabawne efekty i pojechana nieźle muza w stylu disco, co czyni film niezapomnianą komedią
Police Python 357z 1976 r - policyjny dramat, bo nie przychodzi mi na myśl inne określenie. Jest dwóch mężczyzn, młoda kobieta i zabójstwo. W zasadzie wszystkiego dowiadujemy się na samym początku, kto i dlaczego zabił, a kto jest podejrzany i szuka zabójcy, jednakże od tego ważniejsze jest psychologiczne tło wydarzeń, osobisty dramat policjanta, który bezsilnie się miota, próbując oczyścić się z coraz bardziej obciążających go zarzutów i znaleźć prawdziwego zabójcę. W roli nieszczęsnej ofiary zabójstwa Stefania Sandrelli, która w tym filmie ma podobna rolę, jak w Black Belly of the Tarantula - czyli młodej dekoratorki wystaw sklepowych Ciekawe, czy był to zbieg okoliczności.
Babel - Inarritu ponownie prezentuje nam 3 powiazane (luzno) historie. jedna podaza za losami meksykanskiej opiekunki do dzieci Amelii i jej podopiecznych, druga o rodzinie zyjacych na pustkowiu Pakistanu pasterzy kóz, dla ktorych strzelba do polowania na kojoty stanie sie przyczynkiem tragedii. Ostatnia nowela opowiada o gluchoniemej nastolatce z Tokio. calosc swietnie nakrecona, z rewelacyjna muzyka i gra aktorska. cieszy mnie, ze pomimo zatrudniania gwiazd(C.Blanchett,B.Pitt), rezyser wciaz kreci poruszajace kino.
Killer's Kiss mistrza Kubricka z 1955 r. Film z gatunku noir, jednak zaskakująco świeży dzięki nietypowemu, naturalistycznemu aktorstwu, paradokumentalnym zdjęciom oraz świetnym ujęciom samego Kubricka (scenariusz, reżyseria i zdjęcia, czyli film wybitnie autorski). Stojący na dworcu kolejowym w NYC mężczyzna, opowiada historię, która zaczęła się 3 dni wcześniej - mamy więc opowieść w formie retrospekcji. Nie opowiem szczegółów, może tylko to, że w godzinie filmu ujęto zbrodnię, miłość, sensacyjne pościgi, a wszystko to mocno trzyma w napięciu. Bardzo mi się podobało, jednak końcówka wydaje mi się sztuczna i nieprzekonująca. Ja wiem, że "miłość ci wszystko wybaczy", jak śpiewała Ordonka, ale wydaje mi się, że są pewne granice...
gojoe-mnich z niezle opanowana szabelka idzie na spotkanie, mordujacemu w ilosciach hurtowych okolicznych wojownikow, demonowi. efektownie niczym w grze tv blyskaja miecze, ladne stroje samurajow, rytmiczna muzyka, duzo akcji, mniej dialogow, a calosc skapana w lekkim fantasy(pojedynki na zaklecia). nie jest to kino silace sie na przekazanie czegos widzowi poza frajda z ogl blyskajacego oreza i jako takie niezle daje rade
The Killing - kolejny wczesny film Kubricka, noir. Fabuła dotyczy perfekcyjnie zaplanowanego skoku na kasę z wyścigów konnych. Jest paru panów, którzy zamierzają się podzielić łupem, oczywiście jest zła baba (i ohydna do tego ), która swoje też robi, mąż-pantofel, kochanek baby oraz wszelkie perypetie wynikające z tegoż przekładańca. Wartka akcja, zdjęcia pędzących dżokejów, napięcie jakie trzeba - Kubrick już na początku był doskonałym fachowcem. Uwielbiam jego filmy. Jak dla mnie, jeden z najlepszych reżyserów w historii kina.
Dopisuję - dziś widziałam Prestiż - wg mnie bardzo dobry, doskonale skrojony film, ze świetnym aktorstwem, pewnych rzeczy można się domyśleć - np. co do postaci Christiana Bale'a ale w zasadzie po seansie wciąż zastanawiam się nad sztuczką jego rywala - czy dopuścić wyjaśnienie sf, czy racjonalne też wchodzi w rachubę. Zresztą wystarczy spojrzeć, jaka kłótnia toczy się na filmwebie, tam jadą ostro po sobie Tak, czy inaczej, na łeb bije marnego Iluzjonistę z równie marnym Nortonem.
A po Wczorajszym Prestiżu dziś coś z innej parafii - Flic Story Jacquesa Dearaya z 1975 r. Obsada doborowa - Alain Delon, Jean-Louis Trintignant, a w roli żony Borniche'a (Delona) wystąpiła Claudine Auger, znana z roli lesbijskiej właścicielki salonu piękności w The Black Belly of Tarantula.
Co do filmu - kolejny kawałek doskonałego kina kryminalnego z Francji, a do tego opowiada autentyczną historię gliniarza polującego na bardzo niebezpiecznego bandytę, która miała miejsce w 1947 r. Oczywiście, napięcie jakie trzeba, drastyczne sceny również, świetne aktorstwo oraz dobrze skrojona strona psychologiczna. Trintignant jako Emile Buisson genialny. Polecam.
Dodaję się do siebie: dziś Koniec z Hollywood Allena. Psy na tym filmie wieszano, ale dla mnie był uroczy. Podsumował Hollywood, napomknął o sytuacji Hitchcocka - on również został przez Hollywood wzgardzony, ale Francuzi, z Truffautem na czele, obwołali go Mistrzem - aluzja czytelnaja A zwróciliście uwagę na to przepiękne nawiązanie do "Doczekać zmroku"?
infernal affairs- nareszcie obejrzalem ta azjatycka sensacje. wtyczka mafijna poluje na wtyczke policyjna. swietnie zagrane, doskonale nakrecone(chris doyle!), niezla muzyka, pomyslowa, swietnie skonstruowana intryga. nie mam pojecia dlaczego amerykance musieli to zrobic drugi raz(i jeszcze sie nominowac do oscara za to!)
kraina traw- rez.terry gilliam. historia mlodej dziewczynki, mieszkajacej z tata-heroinista w otoczonej trawami odludnej chatce. po jego smierci mala, wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciolkami-glowami lalek barbie, zamieszkuje ze zwariowanymi sasiadami. swietny film, pieknie zrealizowany, z ladna muzyka, powalajacy niezliczona iloscia szalonych pomyslow. wspaniala basn dla doroslych
wspaniala basn dla doroslych
Owszem, ale z gatunku smutnych i wstrząsających. Bardzo polecam - Gilliam w dawnej formie, w swoim stylu opowiada historię na pograniczu szaleństwa.
Mi tam nowy Gilliam jakoś nie bardzo podszedł.
Może nie powinienem sobie rościć prawa do głosu. Oglądałem go w trakcie festiwalu, 4 film pod rząd...
Ale jednak, jeśli wychodzi się na 20 minut przed końcem projekcji mówiąc, że "na dzisiaj mi już starczy", to jednak o czymś to świadczy. Owszem, początek bardzo "sympatyczny" , ale im dalej, tym niestety dla filmu gorzej... Jakoś żadnej magii nie poczułem .
Mam nadzieję, że w dziale filmów baśniowych lepiej sobie poradził McKean ze swoim "MirrorMask" (wciąż sobie obiecuję, że wreszcie się do tego filmu zabiorę) bo Gilliam cienko, cienko ("Bracia Grimm" także byli dla mnie srogim rozczarowaniem), a i ostatnie filmy Burtona zaczęły mnie zawodzić...
Mi tam nowy Gilliam jakoś nie bardzo podszedł.
Kurczę, jak to jest, że jak coś się Flaggowi podoba, to mnie nie i na odwyrtkę... Myślę, że jest nawet taka reguła, oczywiście nie mówię tu o jakiejś złośliwej przekorze, tylko gustach wprost przeciwnych
A MirrorMask dla mnie całkiem całkiem, tak więc uważaj, Flagg, bo może Ci nie podejść
Ale z tym, że Burton daje ciała oraz że Grimmowie są ciency, też się zgodzę. Może jednak jest jakaś szansa dla MirrorMask
Kurczę, jak to jest, że jak coś się Flaggowi podoba, to mnie nie i na odwyrtkę... Myślę, że jest nawet taka reguła, oczywiście nie mówię tu o jakiejś złośliwej przekorze, tylko gustach wprost przeciwnych
A MirrorMask dla mnie całkiem całkiem, tak więc uważaj, Flagg, bo może Ci nie podejść
Ale z tym, że Burton daje ciała oraz że Grimmowie są ciency, też się zgodzę. Może jednak jest jakaś szansa dla MirrorMask
Nie martw się, to tylko kwestia mojego spaczonego gustu
Już mnie tak parę tygodni temu tknęło, po świeżo obejrzanym "Ils", który mi zupełnie nie podszedł (o zgrozo!)... Przez chwilę mnie tak kusiło, by się wyżalić na forum, ale w odpowiednim momencie się powstrzymałem, bo jeszcze mogłabyś mnie, nie bez racji, posądzić o nieczyste intencje
Ale nie no, może nie jest tak źle...
(...po przejrzeniu paru Twoich postów...)
Lemora - kocham!
"las princesas" - opowiesc o przyjazni dwoch madryckich prostytutek-Caye i przybylej z Dominikany Zulemy. Hiszpania inna niz ta z folderow reklamowych-dziwki, narkomania, przemoc wobec kobiet, aids, niechec wobec imigrantow. dobrze zrealizowane kino obyczajowe, potrafiace wstrzasnac widzem, z ladna, choc chyba zbyt nachalnie dawkowana, muzyka manu chao. idealny przyklad na to, ze nie tylko almodowar potrafi tam krecic ciekawe filmy
- Bogowie i potwory Billa Condona (uwielbiam to nazwisko ) z 1998 r., czyli rzecz o ostatnim okresie życia Jamesa Whale'a, legendy kina, reżysera m.in. Frankensteina oraz Narzeczonej Frankensteina. Dość przygnębiający, ale fan horroru powinien obejrzeć przynajmniej ze względu na fikcyjne retrospekcje z kręcenia Narzeczonej oraz różne odniesienia do legendarnego potwora stworzonego przez Mary Wollstonecraft Shelley.
- Ko to tamo peva Slobodana Sijana z 1980 r. - jugosłowiańska komedia z gatunku kończących się gorzko, opowiadająca metaforyczną historię pasażerów pewnego autobusu, którzy wiosną 1941 usiłują dostać się do Belgradu. Mamy więc przekrój społeczeństwa, różne zabawne i zaskakujące przygody, wszystko to okraszone przaśnym humorem, czyli rzecz w stylu, który charakteryzuje późniejsze dokonania Kusturicy - musiał wiele się od Sijana nauczyć. Para Cyganów, którzy pdsumowują tą samą piosenką ze zmieniającymi się słowami pierwszej zwrotki to, co właśnie się wydarzyło, nieodparcie kojarzy się z komentującym chórem z greckich tragedii. Oczywiście w finale śmiech zamiera nam gdzieś w gardle, ustępując miejsca refleksji. Świetny film.
Powyżej pisałam o filmie Ko to tamo peva, a dziś widziałam kolejny wspaniały obraz tego samego reżysera - Maratonci trce pocasni krug z 1982 r. Dzieło to, zawarte w formie bardzo czarnej komedii, opowiada rozgrywającą się w połowie lat 30. XX w. historię wielopokoleniowej rodziny (od naprawdę absurdalnie starego prapradziadka) grabarzy Topalovićów (ich żony i matki dziwnie szybko ginęły w tej samczej rodzince) oraz prowadzącej z nimi interesy innej rodziny, Pitonów - miejscowych rzezimieszków. Odrobinę opóźniony w rozwoju i zahukany Mirko, najmłodszy przedstawiciel pogrzebowej familii, kocha bez wzajemności Kristinę, córkę Bili'ego Pitona. Bardzo chce się z nią ożenić, czemu przeciwny jest jego ojciec, wredny Laki. Z kolei Bili chętnie wydałby ją za Mirko, ale ma w tym swój interes - chciałby wejść w spółkę z Topalovićami przy budowie krematorium. W zasadzie dokładne streszczanie fabuły nie ma sensu, jest ona absurdalna, przesycona zwariowanym humorem w głębokim odcieniu czerni, czasem dość rubasznym, ale końcówkę można odczytywać jak ponure proroctwo dla Jugosławii, spełnione już w przyszłej dekadzie. Świetny film, gorąco polecam tego reżysera.
Dopiszę się pod sobą, bo nikt się nie kwapi
Widziałam dziś film Christophera Nolana z 1998 r. pt. Following. To jeden z pierwszych filmów tego reżysera (bodajże drugi w kolejności), kręcony w UK, ale naprawdę rasowy! Nolan pobawił się tutaj formułą noiru, z zachowaniem czarno-białej taśmy (mocne nasycenie czerni), zastosował znaną z póxniejszego Memento zakłóconą chronologię zdarzeń, nieźle namieszał w głowie widza, pozostawiając go z zagadkami Ale mam pewne domysły, co do całości, na co naprowadziła mnie twarz Marilyn Monroe i pani w filmie... nie bez powodu są podobne
Aha, uważam, że Nolan to jeden z najlepszych tworzących obecnie reżyserów, obdarzony ogromnym talentem na miarę Hitchcocka i podobnie, jak on, łączący najwyższą jakość fachu z inteligentną rozrywką. No, nie podobała mi się Insomnia, ale to dlatego, że jest remakiem lepszego oryginału, a Batmana nie widziałam, gdyż jakoś nie czuję specjalnego pociągu do Człowieka-Nietoperza, ale Following, Memento oraz Prestiż sprawiają, że nie tracę wiary w przyszłość kina