AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
O tym twórcy słyszał chyba kazdy miłosnik filmów spod znaku Xploitation , reżyser blisko 200 filmów ( choc gdzie niegdzie pojawiały sie wzmianki o 300 ) , eksponujący w swoich filmach głównie gołe tyłki ,
miłosnik jazzu i poezji ( co mozna zaobserwowac w wielu jego filmach ) , twórca łamiący w swoich filmach wiele tabu , szkodliwy dla instytucji koscielnych ( co w latach 70 łaczyło go z Bunuelem ) , przez lata pracujący bez wytchnienia ( w ciągu jednego roku zdarzało mu sie 10 filmów ) , angazujący do swoich filmów nie tylko zawodowych aktorów ale i ludzi z ulicy a także gwiazdy porno i wzelkich innych zwyrodnialców , na ten rok zaplanowane ma już kilka filmów , choc chyba mało kogo interesują jego ostatnie osiągniecia.
Co myslicie o tym twórcy ?
Ten twórca sam się podsumował mówiąc, że nie znosi swoich filmów, a niektórych wręcz nienawidzi Ale doceniam, że złożył samokrytykę Ogólnie to dupa, nie reżyser, wieje nudą. Takie moje zdanie, howgh
Ja tam lubie poczciwego Jessa, chociaz faktycznie wielu jego filmow nie da sie ogladac. Ale zdazaly mu sie tez przeblyski geniuszu jak chociazby "Diabolical Doctor Z". Generalnie na posiadane przez mnie 50 filmow tego pana do ogladania nadaje sie moze z 10
Jak ktos nakrecił tyle towaru to nietrudno wygrzebac jakies perełki , z tych lepszych poleciłbym : Love Letters from Portugese nun , Vampyros Lesbos , Jack The Ripper , Succubus , Red Lips
Fajne jest to ze gosciu ma swój własny styl , nie ma gatunku filmowego po którym by sie nie poruszał , sporo eksperymentuje , widac ze robienie filmów sprawia mu wielką frajde , fakt że nie wymaga zbyt wiele od swoich widzów nie czyni go jeszcze złym filmowcem , byc moze jego filmy jako całosc niewiele znaczą ale chyba w kazdym ( a przynajmniej w tych które ja widziałem ) z nich są momenty które chwytaja za gardło , podobnie jak w przypadku takiego Fulciego Franco jest mistrzem pojedynczych sekwencji ( nie tylko scen zbrodni czy seksu ) , dba skurpulatnie o oprawe dzwiekową swoich filmów ( do kilku z nich sam skomponował muzyke ) , no i czesto cytuje takich twórców jak własnie Bava , Argento czy Cocteau itd
A propos cytowania to rozbawilo mnie nawiazanie do Roberta Bressona w "Miss Muerte". Ale najczesiej Franco cytuje samego siebie i obrabia wielokrotnie jeden temat lub wykorzystuje w kilku filmach blizniacze motywy (np. "Awfull Doctor Orloff", "Miss Muerte" , "She Killed In Ecstasy" "Faceless" - ogladajac te filmy ma sie nieodparte wrazenie deja vu)
Ale najczesiej Franco cytuje samego siebie i obrabia wielokrotnie jeden temat lub wykorzystuje w kilku filmach blizniacze motywy (np. "Awfull Doctor Orloff", "Miss Muerte" , "She Killed In Ecstasy" "Faceless" - ogladajac te filmy ma sie nieodparte wrazenie deja vu)
no boć to kino autorskie! powracające tematy i obsesje reżysera - toć to jeden z wyznaczników bycia 'auteur'
Filmy Jesusa Franco lubię, ale nie wszystkie - faktycznie niektóre z nich nie nadają się do oglądania (vide "The Devil Hunter", "Oasis of the Zombies", "Revenge in the House of Usher", "Lust for Frankenstein" i 99% jego filmów z lat 1988-2006), ale jako fan eksploatacji/sleazu z przyjemnością oglądałem jego filmy WIP ("Barbed Wire Dolls", "Women from Cellblock 9"), horrory soft porno ("Les Demons", "She Killed in Ecstasy", "Vampyros Lesbos"), slashery ("Bloody Moon"). Najlepsze filmy Jess zdecydowanie popełnił w latach 60-tych ("Awful Dr.Orloff", "Miss Muerte" itd.).
Czy nie te, które popełnił był pod wpływem Franju, tego od Les yeux sans le visage? Właśnie te chciałabym mieć...
Tak jest - te o ktorych wspominam obracają się wokól tematu z arcydzieła Franju "Oczy bez twarzy". I myślę że to okresy w twórczości Franco najbardziej godne polecenia.
Tak jest - te o ktorych wspominam obracają się wokól tematu z arcydzieła Franju "Oczy bez twarzy".
Franco cenił przede wszystkim inne arcydzeło twórcy Eyes without a face : Głową o mur - http://www.imdb.com/title/tt0052328/ notabene jeden z najlepszych filmów Francuskich , swego czasu wychwalany przez takie tuzy kina jak Truffaut i Godard
Fajne jest to ze gosciu ma swój własny styl , nie ma gatunku filmowego po którym by sie nie poruszał , sporo eksperymentuje , widac ze robienie filmów sprawia mu wielką frajde , fakt że nie wymaga zbyt wiele od swoich widzów nie czyni go jeszcze złym filmowcem , byc moze jego filmy jako całosc niewiele znaczą ale chyba w kazdym ( a przynajmniej w tych które ja widziałem ) z nich są momenty które chwytaja za gardło , podobnie jak w przypadku takiego Fulciego Franco jest mistrzem pojedynczych sekwencji ( nie tylko scen zbrodni czy seksu ) , dba skurpulatnie o oprawe dzwiekową swoich filmów ( do kilku z nich sam skomponował muzyke ) , no i czesto cytuje takich twórców jak własnie Bava , Argento czy Cocteau itd
Ekhm, Chorus, to, co piszesz, chyba niezupełnie odpowiada rzeczywistości. Widać, że go lubisz, ale też przeceniasz. Facet robił po prostu rzeczy "na fali" - chciano ogladać seks, makabrę, a z czegoś musiał czerpać, bo własnych pomysłów nie za bardzo starczało. Dlatego też to, co czerpał od innych, było jeszcze strawne, a reszta - niestety. Owszem, w dzisiejszych czasach, kiedy lubi się pewne rzeczy z przeszłości, ma wielu fanów, ale trzeba napisać, że był po prostu wyrobnikiem, rzemieślnikiem, który kręcił to, co publiczność chciała oglądać. Jego cecha charakterystyczna to nuda. Doskonale sobie z tego zdawał sprawę, stąd ta słuszna samokrytyka. Wpadanie w przesadę z pochwałami jest, moim zdaniem, bezzasadne, jakkolwiek jego "dzieła" mogą być dziś zabawne, czy z pewnych, głównie panom znanych przyczyn, "ciekawe" .
Zgadzam się z Embalmerem i goregirl. W pierwszym okresie swojej twórczości Franco dowiódł swojego talentu (wzorcowym przykładem jest "Diabolical Dr. Z", film naprawdę znakomity), nim w latach 70-tych rozmielił go na drobne kręcąc dziesiątki bezwartościowych tasiemców.
Poza tym liczę na to, że uda mu się wreszcie zrealizować zapowiadany od lat i nieustannie przekładany remake "Awful Dr. Orlof". Zobaczycie, ten film będzie perełką ! Jess Franco jeszcze nie umarł
Ekhm, Chorus, to, co piszesz, chyba niezupełnie odpowiada rzeczywistości. Widać, że go lubisz, ale też przeceniasz. Facet robił po prostu rzeczy "na fali" - chciano ogladać seks, makabrę, a z czegoś musiał czerpać, bo własnych pomysłów nie za bardzo starczało. Dlatego też to, co czerpał od innych, było jeszcze strawne, a reszta - niestety. Owszem, w dzisiejszych czasach, kiedy lubi się pewne rzeczy z przeszłości, ma wielu fanów, ale trzeba napisać, że był po prostu wyrobnikiem, rzemieślnikiem, który kręcił to, co publiczność chciała oglądać. Jego cecha charakterystyczna to nuda. Doskonale sobie z tego zdawał sprawę, stąd ta słuszna samokrytyka. Wpadanie w przesadę z pochwałami jest, moim zdaniem, bezzasadne, jakkolwiek jego "dzieła" mogą być dziś zabawne, czy z pewnych, głównie panom znanych przyczyn, "ciekawe" .
Podobnie jak Embalmer lubie niektóre jego filmy , z jednych wyłaniał sie artysta z drugich czysty rzemieslnik ( tych drugich było chyba więcej ) , co z tego ze czerpie od innych artystów ? próbował sił w niemal kazdym gatunku filmowym , a mimo to zawsze wyczuwało sie w tych filmach " jego ręke ".
Co z tego że nudny ? Wielu widzom filmy Bavy czy Argento też mogą wydac sie nudne , podobnie jak tamci dwaj twórcy Franco lubi długo celebrowac detale , skupia sie na pozornie mało istotnych szczegółach , aktorzy w jego filmach raczej są aniżeli grają , preferuje dystans aniżeli emocjonalne zaangażowanie - czasami ma sie wrazenie że bardziej interesuje go proces twórczy , realizowanie filmu aniżeli koncowy wynik , że widz tak naprawde jest mu obojętny
Co z tego że nudny ? Wielu widzom filmy Bavy czy Argento też mogą wydac sie nudne , podobnie jak tamci dwaj twórcy Franco lubi długo celebrowac detale , skupia sie na pozornie mało istotnych szczegółach , aktorzy w jego filmach raczej są aniżeli grają , preferuje dystans aniżeli emocjonalne zaangażowanie - czasami ma sie wrazenie że bardziej interesuje go proces twórczy , realizowanie filmu aniżeli koncowy wynik , że widz tak naprawde jest mu obojętny
Żeby nie było - rozumiem, że niektórzy z tych, czy innych względów lubią filmy Franco, do czego mają pełne prawo. Ale porównywanie z Bavą i Argento to lekka przesada, Chorus.
podobnie jak tamci dwaj twórcy Franco lubi długo celebrowac detale
Tiam, na przykład w "Les Avaleuses" Lina ociera się o nogi łóżka przez 10 min. (z zegarkiem w ręku!)
Ja niedawno obejrzałem DVD z filmem "Virgin Among The Living Dead". Przeznam, że miło mi się oglądało toto cudo. Wprawdzie okładka sugeruje zombiakowate uczty, gnijące trupy, ale film absolutnie o nich nie opowiada. Tu temat Żywej Żmierci został potraktowany nieco inaczej, ale imho nie mniej interesująco. Do tego muzyka Bruno Nicolai, rodem z najlepszych gialli, ciekawa atmosfera, Jesus Franco w roli niemowy Basilio wydającego zabawne jęki i kwiki (bosze, jaki ten koleś był brzydki, ta cała Lina Romay to chyba oczy w dupie miała, jak za niego wychodziła).
I choć 90% tfurczości pana Franco to niemiłosierne kupy, to "Virgin..." warto obejrzeć żyj nam Jesus 150 lat i nakręć jeszcze drugie tyle!!!
Niedawno zapoznałem się z dziełem Jessa Franco o intrygującym tytule "Macumba Sexual". Przyznam się bez bicia, że nie do końca wiem o co w nim chodziło gdyż oglądałem go w wersji bez angielskich napisów (złośliwi komentowali że jeżeli chodzi o dzieła Jessa to i tak nic by nie pomogło ). Ciężko mi jednoznacznie ocenić ten filmik. Z jednej strony wiadomo - Jess z lat 80 tych - mały budżet, minimalna obsada, spasiona już nielicho Lina Romay. Z grugiej strony cóż, film ma pewien ciekawy klimacik. Chodzi o kontekst kulturowy- bardzo piękne pustynne krajobrazy Afryki ( a w każdym razie wyglądające na Afrykę, bo po pierwsze z takim budżetem to różnie mogło być, po drugie zaś, no cóż, wszystkie źródła upierają się że Macumba jako system wierzeń narodziła się w Brazylii, ale cóż....), hipnotyczna muzyka z zawodzącymi głosami w tle, dziwaczne rytuały itp. Podobny klimat miał dla mnie Egipt w "Manhattan Baby" Fulciego. Dlatego też mimo iż pojęcia nie mam co knowała złowroga czarna piekność uwodząca parę bohaterów (może to i lepiej) film obejrzałem bez wielkiego zawodu, bo spodziewałem sie większego gniota.
Jestem masochistą i ciągle oglądam kolejne filmy tego "wspaniałego" reżysera. Chyba błędem jest to, że nie zapuszczam się w lata 60-te, bo z tego co czytam, to był dla niego najlepszy okres. Do tej pory obejrzałem "Justine", "Eugenie", "Eugenie de Sade", "Love Letters of a Portuguese Nun", "Bloody Moon", "The Man Hunter", "White Cannibal Queen", "Vampyros Lesbos", "Female Vampire", "The Devil Came from Akasava" i "Jack the Ripper". I tylko ten ostatni mi się jako tako podobał.
Moglibyście mi coś polecić z lat 70-80-tych?
Ostatnio oglądałem Necronomicon/Succubus z '68 i jestem pod wrażeniem. Na prawdę dobry 'senny' klimat; podobało mi się także to iście dekadenckie przyjęcie czy sama historia. Ogólnie bardzo dobry film.