ďťż

AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA

Czyli co tam szanowne i szacowne grono lubi popijać czasem lub często w mniejszych bądź większych ilościach.

U mnie:
- absynt - cholerstwo drogie, ale jak się pije prosto z butelki bez żadnego gotowania, cukrzenia, itd. to efekty mogą wystapić jak u Dzikiego Maga
- wino proste (komandos, leśny dzban, chevalier, kilka cudactw z regionalnej wytwórni Omega) - najlepsze pite z kumplami w czasie zwiedzania jakiś przemysłowych ruin
- piwo - po ciężkim dniu na uczelni
- miód pitny - na specjalne okazje (np. popijawa w ukraińskiej knajpie w krakowie, gdzie jest drogo jak diabli)
- wino wytrwane czerwone - pite z odpowiednich kieliszków w środku lasu lub ruin jakiejś fabryki - klimat niezapomniany
- spirytus salicylowy z soczkiem tymbark obalony za apteką - zmienia permanentnie charakter na chaotyczny neutralny

No, z mojej strony tyle


Na wstępie, za samo założenie tematu stawiam piwo, wyznacznik uznania na naszym skromnym forum.

Cóż, kiedy byłem kilka lat młodszym kindermetalem pijałem właściwie wszystko co miało odpowiednią ilość procentów i nie nadwyrężało pustawej i dziurawej uczniowskiej kieszeni gimnazjalisty. Tanie piwa, tanie wina i tanie nalewki... Jednak te czasy bezpowrotnie minęły.

Następnie, jako członek grupy rekonstrukcji historycznej mając okazję dosyć często do spożywania trunków bez konieczności płacenia za owe zacząłem gustować w domowej roboty nalewkach, bimbrach, miodach pitnych, likierach itd. Do tego korzystałem z darmowych trunków przemysłowych takich jak piwo średniej jakości i tańsze wódki.

Jednak teraz, jako zasrany burżuj, byle gówna już nie pijam... Fakt, czas zmienia człowieka, tak samo jak i ilość środków na jego koncie. Nie żebym należał do klasy wyżej, co to to nie, ale zachodnie podejście do studenta czy ucznia jest na tyle przyjemne dla owego, że dostaje on szereg ciekawych dotacji, wcale nie wynoszących trzy złamane grosze. No i praca dorywcza wcale nie krzywdzi. Teraz więc jestem koneserem whiskey, przede wszystkim amerykańskiej (często mylnie nazywanej burbonem) i irlandzkiej, aczkolwiek szkocką czy kandyjską nie pogardzę. Komandosa, Aramisa i Gorzką Żołądkową zamieniłem więc na Jack'a Daniel'sa i Jamesona. No i do tego wszystkiego piwa, najlepiej belgijskie zakonne, jednak te to wydatek zbyt duży, więc i rzadkość w moim alkoholowym menu. Więc zwykle wspieram miejscowe marki, Heineken i Grolsch, choć w miarę możności wspieram też czeski biznes. Oraz oczywiście ukochany Guinness.

Na wstępie, za samo założenie tematu stawiam piwo

Hoho, dzięki.


A na zgniłym zachodzie w przeliczeniu na złocisze to ile Guinness kosztuje? W sklepie właściwie niedostępny (nigdy się nie spotkałem z tym by Guinnessa sprzedawano na przykład w supermarkecie). W irlandzkiej knajpie (poza nimi także nie znalazłem miejsca, gdzie można ten irlandzki browar zamówić, ale na szczęście znam dwa miłe puby prowadzone przez rzeczywistego Irlandczyka i zatrudniające tylko i wyłącznie irlandzką obsługę (między innymi dlatego mnie nie przyjęli do jednej z nich)) za pół litrowy kufel od 4,50 do 5,00€. Czyli właściwie tyle co standardowo, może nieco drożej (za "trzydziestkę trójkę" Heinekena bądź Grolscha trzeba zapłacić od 2,00 do 2,50€). Ogólnie alkohol w knajpach wychodzi drogo (szklaneczka Jack'a Daniel'sa to wydatek rzędu 6,00 - 7,00€ zależnie od lokacji)...


- Piwo: szczerze powiedziawszy z rok temu poznałem jego smak i radość płynącą ze spożywania. Zwykle Lech albo Żubr, ten drugi przez pewien czas był lurą bez smaku, ostatnio chyba wrócił do porządku. Miło wypić 2-3-4 ale jak znajomi siadający na wieluńskich ogródkach i tankujący 9 - nie potrafię. Pęcherz i żołądek nie wytrzymują.
- Wino: "Twój jedyny old-school to gimnazjum", cóż, gimnazjum i kółka polonistyczne zawsze będą mi się kojarzyć z wyciąganiem tych charakterystycznych plastikowych korków z pryty. Zdarzyło się wypić i w liceum. Zwykle "Mocarz" bo z tego co kojarzę miał większą zawartość alkoholu.
- Wódka: chyba najlepszy możliwy alkohol. Absolwent, Czerwona Kartka czy Żołądkowa - jest dobrze. Najdzikszy okres libacji alkoholowych przydarzył mi się na przełomie 2-3 klasy liceum, kiedy to wraz z trójką kolegów zajmowaliśmy się szkolnym radiem. Mieliśmy przyjemną klitkę naprzeciwko kancelarii dyrektora w której obalaliśmy nieludzkie ilości wódki. Dzięki temu poznałem smak nietrzeźwych wizyt na lekcjach angielskiego (z wychowawczynią, odpytany dostałem 3! ) czy WF'ie. Pijany czyni cuda.

Zdarzyło mi się też wypić... najdroższą wódkę na świecie. Historia zabawna. Dziewczyna zaprosiła mnie na wesele. Zgodziłem się, bo nigdy wcześniej na weselu nie byłem. Okazało się, że pan młody jest uznanym w Stanach specjalistą od destylacji, który miał kluczową rolę w projekcie destylacji alkoholu za pomocą diamentów - co przyczyniło się do powstania najdroższej na świecie wódki DIAKRA, po 100 dolarów za buteleczkę. Stała sobie grzecznie na ślubnych stołach, zamiast Weselnej.
- Dykta: wyrażenie może wzbudzić niesmak, ponieważ zwykle kojarzone jest z przesączonym przez chlebek denaturatem ale to nic z tych rzeczy. Lokalny specjał pochodzący ze wsi Skomlin, kosztujący po 5zł za pół litra (cena detaliczna, nie hurtowa!). Świetne w smaku, bardzo mocne... chyba za mocne, ponieważ bardzo mocno uderza w głowę. Niezależnie od tego jak się rozcieńczy. Chyba wiecie, że wina uderzają w łeb inaczej niż wódka, chociaż wolniej przez wzgląd na niewielki procent alkoholu. No to Dykta uderzała jak jabol, z szybkością i mocą spirytusu - zwykle pita w przedziałach 60-80%. Mieliśmy z nią spory ubaw, ale gdy widzieliśmy tych kilka lat od nas starszych ludzi, którzy na "wiejskich zabawach" rzucają się siekierami (autentyk), gryzą się (autentyk) i ogólnie stają się wyrzutkami społecznymi z dziurami w głowie - odstawiliśmy.
- Cytrynówka: chyba każdy zna wynalazek z Krakowa czy z Zakopanego. Całkiem niezła sprawa, chociaż zapomnieliśmy wstrząsnąć i spijanie tych fusów (gąbeczki nasączone czystym spirytusem) bywa fajne. Chociaż to nic w porównaniu z ludźmi zagryzającymi spirytus śniegiem (autentyk).

Możnaby zmienić nazwę tematu tak, by objęła wszelkie używki. Bo chyba nieważne czy chodzi o spożywanie alkoholu, wypalenie szluga czy wciągnięcie czegoś w nos - to nadal są wszystko deski ratunku od przerażającego i brudnego świata.

W sklepie właściwie niedostępny (nigdy się nie spotkałem z tym by Guinnessa sprzedawano na przykład w supermarkecie).

Łoo, a ja w Krakowie w Carrefourze w Galerii znalazłem

A ceny które podałeś faktycznie jeszcze ujdą.

To i ja się wypowiem

Wino - jakoś nie przepadam. Za młodu chlało się oczywiście jabole (któż tego nie czynił? ) ale to raczej zamknięta karta. Jakiś czas temu chlusnąłem kilka Byków w połączeniu z sam juz nie pamiętam czym. Było klimatycznie, nostalgicznie, później wesoło a na końcu bardzo niewesoło. Nigdy więcej
Choć dobre wspomnienia z ostatnich czasów z ciut (ale naprawdę ciut ) lepszymi winiaczami też są, więc...
Generalnie winko też siądzie

Piwko, zwane też brzuchostwarzaczem uwielbiam. I mogę wlać w siebie sporo, co czasem czynię. Ale prawdziwy czar tego napoju ujawnia się gdy człowiek po prostu siądzie pod gruszą podczas upału i wypije 2-3 na chill outcie. Albo po pracy dla relaksu. Mniam.

Wódka też jest świetna. Kilka bliskich osób, flaszka i rozmowy przez pół nocy, piekna sprawa

Innych wynalazków rzadko zdarza mi się próbować

A temat bym zostawił tak jak jest - ucieczka czy umilacz, można by podyskutować, to raz A dwa każda z tych uzywek inaczej działa, zapewnia inne doznania, inaczej jest postrzegana - osobne tematy lepsze, imo.
Ja obecnie przeżywam dramat, bo chociaż od zakończenia matur wypaliłem może z 2 papierosy - boję się, że na studiach mnie na taki ekskluziw stać nie będzie. W liceum wypalałem niecałą paczkę Sobieskich albo Malboro 100 dziennie (część kolegom zawsze przypadała), jakoś te pieniądze się znajdowały. A teraz gdy już chłopczyk żyje z własnej kieszeni - nie wiem czy będę musiał na dworcach bezdomnym ściągać, by mi dali zajarać ;]

Przygoda z DIAKRĄ była rok temu? Hmm, yup. Nie widziałem w niej nic wyjątkowego, przyjemnie się ją piło chociaż to mógł być efekt placebo po tym jak Monika szepnęła mi do ucha cenę. Nie piłem dużo chociaż spiłem biednej dziewczynie wujka (ale się nie liczy - bo w sumie to sam się spił. Jeździł na ciężarówce i po 7 kieliszku było mu wesoło).
Wiele nie próbowałem. Na razie toleruję tylko Redsa jabłkowego.

Wiele nie próbowałem. Na razie toleruję tylko Redsa jabłkowego.

moj organizm znowu takich wynalazkow nie toleruje 'rispekt'
To teraz ja:

1) Gorzałki i inne takie: Czysta z redbullem to czysta przyjemność. Może być najtańsza ale niech będzie schłodzona. Perfumy wywołują u mnie odruch wymiotny - nie trawię żadnych Dżony Łejlkerów Balantajsów czy Szkockich Łiski. Z kolei samogony to tradycyjnie cytrynówka-farfoclówka i tzw. Ajsówa czyli spirytus z popularnymi cukierkami Ice

2) Winiacze to przede wszystkim Turbocola aka Karamuczo aka Kalamuczo czyli tanie wino marki Leśny Dzban + Coca-kola z biedronki. Tańszych i droższych nie pijam bo szkoda wątroby

3) Piwo czyli mój ulubiony trunek. Pijam zazwyczaj tylko z zielone butli czyli Lech, Carlsberg i Heineken. Wyjątek to Żywiec i czeski Pilsnerek. Mniam!
Cóż, jeżeli chodzi o czystą, to takowej pić nie mogę, ponieważ przez dwa dni choruję. Mówię oczywiście o tych droższych typu absolut, wyborowa etc. Natomiast wiślanka (wódka z mety w Warszawie!) wchodzi niesamowicie i prócz efektów ubocznych, które mogą nastąpić, oraz porażającym twarz smaku, jest boska. I warta swojej ceny (14 zł litr za tak dobry trunek!).
Cóż, win nie pijam (odruch wymiotny wiążący się ze wspomnieniami z gim. i LO), a jeżeli chodzi o piwa to wiadamo, patriotycznie jako Warszawiak - królewskie, a prócz tego zdarzają się też strongi (złote), leszki i tyskie. A, no i tradycyjne kasztelany oczywiście. Ostatnio też natknąłem się na piwo, bodajże.. Lubelskie? Nie wiem, ale miało tak dobry smak.. Naturalna receptura, pięknie ładnie i tańsze od króli nieco.
Zbijając z tropu innych: tak jak topic mówi, nie rozmawiamy o samym alkoholu, jakie więc papierosy palicie?(o ile w ogóle)
Ja pozostaję wierny marlboro setkom czerwonym i na spotkaniach z paniami L&My miętowe i westy ice'y.
Marlboro setki czerwone klasyk, miałem obok mojej budy kiosk wyładowany nimi - do tego były przecenione na 20gr taniej niż te zwykłe Marlboro.
Od drugiej klasy liceum paliłem tylko w szkole coś pod paczkę dziennie (coś schodziło kumplom) zwykle Golderny Americany albo Sobieskie. Miło też wspominam Camele. LM'y i West Ice'y nie są fajkami ze znakiem jakości Kozy ale są gusta i guściki.

Cóż, jeżeli chodzi o czystą, to takowej pić nie mogę, ponieważ przez dwa dni choruję. Z podobnych powodów także czystej unikam, aczkolwiek u mnie cierpienie trwa ledwie jeden dzień i mam wrażenie, że wszystkie moje organy wewnętrzne postanowiły poganiać się po okolicy, przemieszczając się w dowolnym kierunku z zawrotną prędkością.
Jacy wybredni, wódki nie, wina nie

Wódka - jak najbardziej. Ostatnio może nie piję dużo, wręcz przeciwnie, ale nigdy nie miałem z nią problemu. Ulubiona - żołądkowa gorzka miętowa. Wchodzi jak lekarstwo, można pić z gwinta bez popity, a jak rozgrzewa, hohoho Kaca po wódce mam małego, zupełnie innego jak po piwach. Po piwach boli głowa, chce się pić i człowiek jakiś taki niefajny, a po wódce, jak wypiję przed snem dzbanek soku, to rano jestem jak nowo narodzony

Kolorowych nie lubię, przynajmniej na czysto. Whisky z lodem, to coś co trzepie mną jak tylko to wącham, z colą jeszcze ujdzie. Lubię tylko rum (har har har <grozi hakiem>). Rum, to jest coś pięknego - dobry rum, znaczy się. A na zimne dni nie ma nic lepszego niż rum z herbatą. Ach ten jego smak i zapach, mmmm.

Wino - bardzo lubię, ale nie jabole - oczywiście miałem okres, gdy pijałem i siarkofruty, ale to już dawno za mną i nie planuję powrotu, ot młodzieńcza ciekawość to była i wrodzona oszczędność Teraz pijam głównie wina czerwone, pół-słodkie, ewentualnie wytrawne do mięsa. Nie żebym sobie przypie*dalał butelkę czerwonego wina do obiadu, tylko jakaś lampka, albo dwie

Piwo - hmm, rozpycha człowieka Lubię, dla towarzystwa, 1-3, nie więcej (chyba, że jest okazja ), bo później wpadam w cug i rano jest zły kac, no i portfel cierpi, bo potrafię trochę tego w siebie wlać. Z ulubionych to Lech, Tyskie, czasem napiję się też Żywca, a jak z kasą ciężko, to Żuberka, albo V.I.P-a z Gawem na Woodstocku Za to jak z kasą dobrze, to bardzo chętnie się skuszę na heinekena

Papierosów nie palę i nie zamierzam. Śmierdzi, szkodzi, nic nie daje, a w dodatku jest drogie, fuj.

Whisky z lodem, to coś co trzepie mną jak tylko to wącham, z colą jeszcze ujdzie. Barbarzyńca!
Nie moja wina, że to świństwo jest takie niedobre, że trzeba czymś zabijać jego smak
Swoją drogą cytat z samolotu:

"Poproszę whisky on the rocks. Może być bez lodu."

Swoją drogą spróbowałem ostatnio desperadosa, którego dotychczas nie piłem i uważałem że to świństwo i pewnie coś podobnego do reddsa - nie mogłem się bardziej mylić. Jeżeli chcesz się szybko upić - to będzie najszybszy sposób(pomijając wszelkie piwa maści 1.20zł z vatem etc., to wchodzi najlepiej). No i dość drogi, ale w sumie raz na jakiś czas można się skusić - tak dla samego smaczka.
Zauważyłem, że wśród moich znajomych w Polsce właśnie Desperados stał się ostatnio dosyć popularny. Osobiście tego cholerstwa w ustach jeszcze nie miałem i wątpię bym miał okazję przetestować tego sznapsa.

woją drogą spróbowałem ostatnio desperadosa, którego dotychczas nie piłem i uważałem że to świństwo

E, no wiesz? Smakuje dużo lepiej od konkurentów z tą samą ilością trotylu - nie jest w ogóle gorzki. No i wiesz, człowiek czuje się nieco bardziej zajebisty z Desperem w ręku
Dokładnie - praktycznie pijesz oranżadę z procentami. Ale za drogie Poza tym tej goryczki też czasem potrzebuję, szczególnie na kacu ;p Ale rzeczywiście - piwo na prawdę w porównaniu do innych smakowych dużo lepsze. No i nie ma już w 0.3 butelkach, tylko 0.5 ;p
Co to za piwo, które nie jest gorzkie? No i ja z Desperadosem w ręku wcale się zajebiście nie czuję

Vinci za to co napisales o desperadosie masz duzego plusa, albo co mi tam piwo nawet postawie

piwo powinno smakowac jak piwo, a nie jak soczek. przyznaje desperados jest smaczny jako napoj, ale tak czy inaczej stawiam go w tyle za warka, zywcem czy strongiem (zlota warke).

Vinci, jednego nie rozumiem. piszesz: "Jest smaczne, to fakt, ale czy to o to w piwie chodzi?". wyjasnij o co w takim razie w piwie chodzi? ja pije browara, zeby ugasic pragnienie, ochlodzic sie i poczuc ten specyficzny smak.
Ja tam wolę pić to, co mi smakuje, a nie obojętnie jakie gówno, żeby się tylko uchlać. Jak mówicie, że ten Desperados jest taki smaczny, to chyba spróbuję.

Vinci, jednego nie rozumiem. piszesz: "Jest smaczne, to fakt, ale czy to o to w piwie chodzi?". wyjasnij o co w takim razie w piwie chodzi? ja pije browara, zeby ugasic pragnienie, ochlodzic sie i poczuc ten specyficzny smak.

Ano mniej więcej to, co napisałeś Ty:


piwo powinno smakowac jak piwo, a nie jak soczek. przyznaje desperados jest smaczny jako napoj, ale tak czy inaczej stawiam go w tyle za warka, zywcem czy strongiem (zlota warke).

Tyle, że ja akurat wolę Lecha i Tyskie Po prostu muszę poczuć ten smak goryczy, a gdyby mi ktoś Desperadosa do butelki po oranżadzie przelał, to bym się pewnie nie skapnął, a niech ktoś przeleje normalne piwko - od razu banan na mordzie by się pojawił
Łoj tam, pierdolita imho . Smakuje Wam, a tylko dla tego, żeście prawdziwe "chopy" to gadacie, że to nie piwo
Racja Seraphe. Desperados jest dość babski, stąd to gadanie. "Wiśnia w Piwie" już nie będzie tak obsmarowywana, bo jest dość chopska. Chociaż ciężko wypić więcej niż jedną sztukę "Wisienki", gdyż słodkie to jak cholera. Desperadosa stosuje głównie w przerwie pomiędzy innymi browcami. Czerwona Wareczka, Dębowe Mocne, to jest to.

"Jest smaczne, to fakt, ale czy to o to w piwie chodzi?"
Vincziemu chodziło o to, że piwem trzeba się naj***ć, tylko póxniej jest zły kac, wicie (Wicie, hehe), rozumicie
Karmi i reeds też jest babskie i jak mówię, że to nie jest tró piwo, to znaczy, że mówię tak dlatego, bo udaję prawdziwego chopa? Tak jak mówię, Desperados jest smaczny, ale nie myślę o nim w kategorii piwa

Ja tam wolę pić to, co mi smakuje, a nie obojętnie jakie gówno, żeby się tylko uchlać

jak chce sie uchlac to stosuje do tego celu wodke, wychodzi taniej piwo i napoje niskoprocentowe pije sie TYLKO dla smaku. takie jest przynajmniej moje zdanie.

Dębowe dobre jest Na woodstocku też trochę tego łoiłem, z Gawem zresztą

jakbysmy pozowali na prawdziwych 'chopow' to napewno bysmy nie napisali, ze nam ten napoj smakuje Wy to możecie na chłopów jedynie pozować... Kożdy przeca wie, że istne richtig chopy to som jeno na Ślunsku i jako hajery dupiom hardo na gruba kożdego dnia a potem skuli gibkiej chopskiej potrzeby śłepajom we szynku bir ze krugli przi gut żimloku.

Wy to możecie na chłopów jedynie pozować... Kożdy przeca wie, że istne richtig chopy to som jeno na Ślunsku i jako hajery dupiom hardo na gruba kożdego dnia a potem skuli gibkiej chopskiej potrzeby śłepajom we szynku bir ze krugli przi gut żimloku.

co prawda na kopalni nie pracuje, ale na Gornym Slasku sie urodzilem, wychowalem i mieszkam tam do teraz, wiec chyba blizej mi do richtig chopa niz innym ;P

richtig chop to by raczy przi krupnioku zicol, abo przi roladzie z modrom kapustom

ps: pare slaskich wyrazow napisalbym inaczej, ale brakuje w polskim alfabecie odpowiednich liter

Co wy opowiadacie, Żywiec zacnym jest browarem i daleko mu to spirytusu .
Też uważam, że dębowe się spsuło. Niegdyś było podstawą mojej studenckiej diety - dziś zajmuje niskie miejsce w mojej piwnej hierarchii
Ech, ten Desperado smakuje jak normalne piwo. Jabłkowy Redds jest lepszy.

Edit: Za to Bacardi Breezer jest pyszny. Pomarańczowy smakuje jak oranżada.
Szkoda tylko, że 6 zł za 275 ml.
1. Sobieski - znana marka
2. Żołądkowa - czasem coś innego
3. Vermut - wolałbym zioło w płynie a to jest taki mały substytut...
4. Warka (coraz gorsza się robi) - coś trzeba pić na wykładach
5. Zdarzało się pić jak tanie wino im słodsze tym lepsze
6. Spirytus jest dobry, najlepszy techniczny, tylko potem brakuje jak jest potrzebny...
7. Terpentyna raz spróbowałem czystą prosto z flaszki i nie polecam nikomu, co innego jakby dolać ją do herbaty to już zupełnie inne wrażenia
Meta: bananowa, kawowa, cytrynowa, ice'ówka...
piwo jest ohydne nie wiem po co w ogole to pijecie ;P no ale wiem ze niektorzy lubia miec wode z mozgu;P

piwo jest ohydne nie wiem po co w ogole to pijecie ;P
Też tak kiedyś mówiłem. Poczekaj aż dorośniesz
Niestety, niektóre kobiety, a nawet niektórzy faceci nigdy nie dorastają do smaku piwa
(I np. wolą pić gejowskie, kolorowe wódki w Holandii xD )
ale suchar tej, jak ktos jest dojrzaly to sie umie chamowac przed takich dupostwem wiec jest na odwrot niz mowicie. no chyba ze ktos pije ale sie nie upija jak nie wiem co... to jest ok. mi po prostu piwo nie smakuje. bo kiedys jak byłam mała i byla imrpeza urodzinowa i starsi pili piwo i na gorze byla piana a ja mowilam mamie ze chce sprobowac bo na pewno smakuje jak slodka bita smietana a mama mi nie chciala dac, ale w koncu ja namowilam powiedzuala zebym zobaczyla zeniedobre ir zeczywiscie bylo ohydne i od tego czasu pilam jedynie w sylwka pare razy szampana ale i tak mi nie smakował ;P i mowie o prawdziwym szmapanie a nie jakims piccolo czy costakiego ;P
Gawciu, nie przegapisz żadnej okazji by mi dojechać? A propo gejowskich wódek (jak cię będzie na taką kolorową stać, to pogadamy obiboku na garnuszku rodziców ) słyszałem na wakacjach, że krakowskie chłopaki noszą się najbardziej gejowsko w kraju, tak przynajmniej donosi górnośląska młodzież, która wizytowała ex-stolicę.

jak cię będzie na taką kolorową stać, to pogadamy obiboku na garnuszku rodziców

I to mówi gość, który jedzie swoim Xboxem na plazmie rodziców A tak poza tym, to docinek bez finezji, Dzwonku Jak już mamy po sobie jeździć, to róbmy to z klasą
Bez fantazji i nietrafnie w dodatku, napij się jeszcze łiskacza (przed tą plazmą najlepiej xD ) zakupionego z unijnych funduszy, może wymyślisz lepszą ripostę
I nie obrażaj się, żartuję sobie
Tylko mnie tatuś i mamusia na rzeczoną konsolę nie dali, zarobiłem, kupiłem, nie widziałem potrzeby zakupienia dodatkowego telewizora, bo ani nie miałbym go gdzie upchać, a i idiotyzmem jest wywalanie kilkuset euro ekstra, skoro od dłuższego czasu w domu stoi plazma. Jako pracujący dokładam się też do opłat, więc dlaczego miałbym nie korzystać z tv skoro mam swój wkład pieniężny w utrzymanie domu? O ile dobrze pamiętam to większość z was, kochani moi, żeruje na rodzicach w kontekście wynajmu pokoju w akademiku, opłat i bóg wie czego jeszcze, bo rzekomo studia i praca to mission impossible.

I ja się nie obrażam, kolego drogi, także sobie żartuję.
Dzwonek ja też się dokładam do opłat i na swoje zachcianki zarabiam, Witek tym bardziej z tego co mi się wydaje...
Prawda. Ale Dzwonek lubi karmić swojego epenisa takimi wypominkami, choćby były chybione
Nie wiem, może coś się panowie zmieniło przez ostatnich kilka miesięcy, ale pamiętam dyskusję na temat życia studenckiego i wszyscy jak jeden mówiliście, że niemożliwym jest pogodzenie pracy ze studiami i jesteście zmuszeni żyć na rodzicach. W każdym razie, jeżeli chybiłem i uczciwie zapierdalacie panowie towarzysze jak niewolniczy system przykazał, to przepraszam i w ramach zadośćuczynienia stawiam wódkę.
Daj linka do dyskusji to się odniosę, prawda pewnie leży pośrodku
A przepraszam kolego, pomyliło mnie się z Prezesem i paroma innymi bumelantami, ty tam pisałeś, że pracujesz od gimnazjum, a Witek jedzie na rencie. Tak więc wybacz, zwykła gafa.

rzekomo studia i praca to mission impossible.
A to już chyba zależy od kierunku studiów i uczelni, na której się studiuje.

a Witek jedzie na rencie.

Nie tylko. Normalnie pracuję.
A pracując nie tracisz prawa do renty? A może musisz zarabiać poniżej jakiegoś tam poziomu by ciągle zgarniać socjal?
Można też robić na czarno albo nie podawać prawdziwych informacji w papierach
i ciągnąć jakiś dodatek, ew można też żebrać (od tego podatku nie ma ), kiedyś oglądałem jakiś reportaż z babką która się właśnie na żebrach dorobiła, postawiła domek córce, kupiła samochód, mieszkanie... wydaję się że to całkiem dobry interes
Nie oglądaj więcej tych "Rozmów toku", tam zawsze takie głupoty pierdolą, niektóre programy to już wręcz mają rezysera na ekranie widocznego.

Kiedyś oglądałem jak ta zmora z tego tokszołu manipuluje swoimi programikami od siedmiu boleści.

A pracując nie tracisz prawa do renty? A może musisz zarabiać poniżej jakiegoś tam poziomu by ciągle zgarniać socjal?

Tracę Może inaczej - moja renta przeszła na siostrę, a ja sobie normalnie pracuję. Chyba 5% mniej czy coś takiego z racji tego, że tylko na nią, więc groszowe sprawy. Na pewno mniej niż zarabiam
Hmm. Jeśli studiując nie pracuję bo zwyczajnie nie dałbym rady, studia i życie w Łodzi fundują mi rodzice (wypruwając sobie żyły bo studiuje także mój brat) to znaczy że jestem lamusem? Hmm. Zazdroszczę możliwości pracy, gdzieś na drugim roku zamierzam szukać czegoś dorywczo, robić dla szwabów gry na komórki czy coś ale nie widzę roboty na pierwszym roku. Wychodzi na to, że jestem wygodnicką cipką z lapem za 3000zł na kolanach (chociaż na niego wyłożyłem pieniądze z 18nastki), palącą robione szlugi i pijącą mete z akademików
Ja się z Yarpenem zgadzam. 2 ewentualnie 3 rok to czas gdy można o jakiejś pracy dorywczej pomyśleć bo jest już luźniej ale nie oszukujmy się na pierwszym roku jest taki zapieprz na studiach (bo uczelnia dochodzi do wniosku, że jednak za dużo jest studentów i co najmniej połowa pierwszego roku nie jest im potrzebna), że szukanie sobie wtedy pracy to samobójstwo. Oczywiście jest to jeszcze kwestia kierunku studiów ale obawiam się, że poza pedagogiką niewiele jest takich kierunków żeby było tak luźno.
Co do głównego wątku to sam jeszcze wielkiego doświadczenia w alkoholach nie mam xD. Piło się kilka rodzajów piw (nie jestem wielkim fanem ale w dobrym towarzystwie napić się można)... piło się przyzwoitą czystą wódkę, ale i brandy się kilka razy przewinęło. Piłem też raz Campari... Boże... mięta już nigdy nie będzie smakowała tak dobrze jak dawniej .
Hahaha muszę chyba częściej wpadać na to forum bo ciekawe tematy się tu pootwierały .


Kiedyś oglądałem jak ta zmora z tego tokszołu manipuluje swoimi programikami od siedmiu boleści.


Manipuluje to mało powiedziane. Tam jest jedna wielka cenzura przez duże "C". Wszystko co nie idzie z linią programu (odmienne sądy itp.) jest kasowane (chyba to było z rozmów w toku ale palcców sobie nie dam uciąć)
Wiecie, wydaje mi się, że to kwestia tego na jakiej uczelni się uczysz. Jak porównam np. materiał informatyki na uniwersytecie z katorżniczą robotą na polibudzie, to sam nie wiem czy chce mi się śmiać czy rzygać. Politechnika zapewnia mi naprawdę maaasę rozrywki w postaci cotygodniowych laboratoriów, długich godzin ćwiczeń z matematyki i programowania na które musisz przychodzić świeży, żywy, ze zrobionym zestawem zadań no i obecnie mam conajmniej jedno kolokwium co tydzień. Obecnie siedzę i pracuję nad układem elektronicznym w autocadzie. Nie ma lekko, głupi krasnoludzie.
Jak to słyszę Yarpen zaczynam się cieszyć, że nie mam szans na polibudę
Czyli co? Idziesz do seminarium ?
Uniwersytety też mają Informatykę ... guzik się tam nauczę ale studiować będę .
U mnie tak:

- Wódka - od około pół roku nie piję, po zatruciu się tym trunkiem do reszty znienawidziłem smak i zapach.

- Śliwowica - Zupełnie inna rozmowa . Preferuję tą produkcji własnej. Najlepsze są starsze roczniki gdy niezaznajomieni z produkcją alkoholu uzyskaliśmy z tatą stężenie ponad 80% miast 60-70.

- Wina - Pije się , głównie Komandosa. To przesiadywanie z kumplami na działkach i leniwe popijanie owego trunku połączone z podziwianiem zachodów słońca .

- Piwo - Ostatnio Paulanera głównie pijam (ale drogie draństwo). Na moje dotychczasowe numero uno, Dębowe mocne, obraziłem się gdyż od kilku miesięcy w procesie produkcji sporo do gadania ma spirytus .

- Whisky - Szczerze? Smakuje jak liglina moczona w tanim spirycie. Przez to niemiło kojarzy się z dentystą . Raz w życiu piłem naprawdę dobre Whisky, ale byłem wtedy kompletnie pijany i wszystko mi wtedy smakowało .

- Nalewki - Pigwową polecam

Ja się z Yarpenem zgadzam. 2 ewentualnie 3 rok to czas gdy można o jakiejś pracy dorywczej pomyśleć bo jest już luźniej ale nie oszukujmy się na pierwszym roku jest taki zapieprz na studiach (bo uczelnia dochodzi do wniosku, że jednak za dużo jest studentów i co najmniej połowa pierwszego roku nie jest im potrzebna), że szukanie sobie wtedy pracy to samobójstwo. Oczywiście jest to jeszcze kwestia kierunku studiów ale obawiam się, że poza pedagogiką niewiele jest takich kierunków żeby było tak luźno.
Co do głównego wątku to sam jeszcze wielkiego doświadczenia w alkoholach nie mam xD. Piło się kilka rodzajów piw (nie jestem wielkim fanem ale w dobrym towarzystwie napić się można)... piło się przyzwoitą czystą wódkę, ale i brandy się kilka razy przewinęło. Piłem też raz Campari... Boże... mięta już nigdy nie będzie smakowała tak dobrze jak dawniej .
Hahaha muszę chyba częściej wpadać na to forum bo ciekawe tematy się tu pootwierały .


U mnie było wręcz przeciwnie (pierwszy rocznik z obowiązkowym licencjatem): na 1. było ciężko, na 2. gorzej, na 3. masakra. Teraz, na 4. roku, mam dopiero możliwość pracowania. Ale to wszystko zależy od studiów i szczęścia. Znam totalnych lamusów, którzy pozdawali bez problemu, i dobrych studentów, którzy odpadli.
Na razie nie pracuję. Zamierzam zacząć po sesji (zazwyczaj z moich zamierzeń rzadko coś wychodzi. W ostatnie wakacje miałem pracować, ale plany pokrzyżowała mi kampania wrześniowa).
Dobra. Bilans obecnego studiowania:

Piwo - swojego czasu codziennie w przerwach między wykładami. Preferowana marka: Warka Strong. Bo Tyskiego nie było.
Wódka smakowa z AGH - polecam gruszkóweczkę. Cytrynówka też pyszna.
Tanie wino - Komandos i jakiś dziwny specjał wynaleziony w monopolowym przy miasteczku studenckim AGH - wlazło do głowy lepiej niż niejedna wódka.
Śliwowica marki AGH - pycha, za 15 złotych!
Bilans licealny

Piwo - praktycznie w każdej chwili czy to mecz czy coś innego. Marka : Lech , Wojak , Kasztelan.
Johnny Walker - piło się tylko kilka razy i stwierdzam że cholerstwo jest dobre.
Wino - jabole czyli nieodłączna część grubej imprezy. Szczególnie Bałkanskije Igristrojie.
Do wina jakoś nie mogę się kurna przekonać, co bym nie próbował, to i tak zbierało mi się na wymioty, niestety, uraz bo mózgotrzepach z gimnazjum pozostał i choćbym dostał do degustacji wino za kilkaset ojro za butelkę to i tak mi siarkoholem zalatuje.
Bo widzisz trzeba wino odpowiednio przygotowac. Najlepiej wstrząsnąć przed użyciem by ten syf znikł...
Łe, dostałem na jakiejś imprezie lampkę niby porządnego winiacza, gospodarz się chwalił, że to jakieś australijskie cudo, a mi i tak to wino waliło jabcokiem za piątaka... Wstręt.
Specyficzny zapach. Porto gorzej pachnie...
Dzwon masz piwo za nielubienie wina nie potrafie pojac jak mozna to 'cos' pic, o delektowaniu sie tym nie wspomne. podobnie szampan - tez wino tyle ze z bombelkami

zreszta, jako patriota pije tylko piwo i wodke zadnych 'zagramamicznych' wynlazkow typu 'perfumy' (wymieniony juz johnny walker i inne whisky).

a obecnie delektuje sie Warka
Ty masz marsal piwo za nielubienie "zagramnicznych parfium", ale dobre winko imho jest ok. Ale pijam tylko te powyżej 20 złotych, a co!
Katorg taki młody jesteś, a już taki chlejus jesteś?
Kiedy byłem w jego wieku (czyli nie tak wcale dawno temu), piłem znacznie więcej niż obecnie, młodzież musi się wyszumieć, swoje ekscesy zaliczyłem głównie w wieku 16-17 lat, potem mi przeszło, jemu pewnie też przejdzie.
W porównaniu do kolegów to możecie mnie zwać panem abstynentem

Tak serio to pije rzadko , nawalony byłem tylko dwa razy ale porządnie.
Luz, nie krępuj się, możesz śmiało poopowiadać o swoich pijackich przygodach, po tym co usłyszałem od kilku innych tawernowiczów na GG nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Luz spokojnie ja naprawde nieiwle pijam alkocholu :p
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mkulturalnik.xlx.pl
  •