AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Nie płakałem po Joshu Hartnecie. Tymi słowami najlepiej mogę podsumować moje odczucia względem adaptacji świetnego komiksu Steve’a Nilesa. OK – mamy wampiry zezwierzęcone (troszeczkę upozowane na wilczą watahę), szczerzące co chwila zęby i wykrzywiające oblicza, a jeśli już wypowiadające jakiekolwiek kwestie, to w dziwacznym języku. Dobre lokacje i zimową scenerię, przez co chwilami miałem silne reminiscencje The Thing Johna Carpentera. I w zasadzie, poza kilkoma udanymi efektami specjalnymi, tyle pozytywów. Wspomniany Hartnett jako szeryf jest po prostu zbyt szczylowaty, pasuje dobrze do Pearl Harbour, jednak w roli człowieka z autorytetem, wiedzą i wrodzoną przebiegłością, nie przekonuje. Ponadto, silne zamerykanizowanie dzieła sprawiło, że adaptacja 30 dni nocy wygląda jak Szklana pułapka 5: W okowach lodu, z wampirami zamiast Rusków/Niemców/Al Quaidy i małą domieszką Stephena Kinga (zwłaszcza Sztorm stulecia się kłania). Sporo akcji, wspomnianych efektów, spektakularne walki i starcia, dramatyczne śmierci – jednak zero wyczucia klimatu Nilesa i wydobycia jego niuansów.
PS: Czy ja dobrze wyczytałem, że polska premiera kinowa (oficjalna) ma dopiero nastąpić? Jeśli tak, to poślizg maksymalny…
no niby premiera polska dopiero 30.04 w multikinach..
Żeby nie cudować i nie szukac daleko w pamięci, moja mini recka ze "Świeżo obejrzane filmy wszelakie..."
30 Days of Night - czyli wampiryczny odpowiednik kultowego antarctic horrorku Carpentera "Cuś", nakręcony na podstawie kolorowej historyjki z obrazkami, zapewne dla dzieci, bo od Dark Horse z tego co wyczytałem z napisow we filmiku. Poczatek zapowiada film absolutnie na 10 - otóż mamy świetne i epickie widoczni różnego rodzaju - miasteczko Barrow z perspektywy mocno ptasiej, stateczek, epicką wędrówke nieznajomego zakończoną spoglądaniem na nie mniej epicki widoczek wspomnianego miasta - rewelka jednym słowem. Poznajemy też głównych ludzi filmu - Dżosza szeryfa i innych, tak, zeby później ich nam było żal jak bedą ich wampiry jadły. Scenki początkowe fajnie wprowadzają w klimat miasta położonego tam, gdzie psy dupami szczekają (a raczej misie polarne i inne, bo się na Alasce znajduje ono), mamy fajną wyżynanke psia nawiązujacą do wspomnianego na początku kultowego "Cusia" i jest fajnie. Oczywiście raz do roku we miasteczku nie ma przez 30 dni słoneczka i jest ciemno, dlatego wampiry atakują. Jak juz zatakują, mamy jedną mega scenke mordów zbiorowych widzianych ponownie z perspektywy ptasiej, tym razem jednak ptak leci niżej. Ludzie ci co przezyli ukrywają się, wampiry atakują i gryza, jedne nawet wygłasza za każdym razem banały różne - to ich szef. Akcyjka siada, napiecia jednak troche jest ale zaczyna sie wkradac sztampa i momentami nuda. Później jednak akcyjka znowu rusza z tzw. kopyta i dochodzimy do finału filmu, który niestety mocno zawodzi. Przywodzi na myśl styl Kitamury czy innego azjatyckiego czarodzieja kina, przez co mamy pojedynek niemalże karate z wampirem szefem. To nie jedyny zły wtret we film - jest ich jeszcze kilka, nie zdradze ich jednak bo mi sie nie chce. Ogólnie - poczatek rewelacja, srodek może być, koniec bardzo zły. Film na całe szczęscie nie jest hollywoodzko fajny, wali ponurościa w ryj i nie ma w nim miejsca na uśmieszki czy kawały pod publikę. Klimat jest bardzo fajny, efekty moga byc (choć od czasu do czasu wali po oczach CGI obrobka i płonące miniatury). Podsumowujac zatem krótko powyższe bzdury - film dobry, ale niestety tylko dobry. Daje 7 (chciałem dac 8 za brak "fajności" ale końcówka odebrała mnie tę chęc) za klimat Alaski dniem jak i nocą, fajny gor, kilka kultowych ujęć i inne.
A polska premiera 29 kwietnia - http://www.filmweb.pl/War...2,News,id=50856
dziekuje bardzo za recke. juz wiem, ze na kino szkoda kasy, a szkoda, bo lubie komiksy efektowne wizualnie(a ten zdaje sie calkiem dziela ashleya wooda przypominal)