AZJA 2010 - NOWA WLOCZEGA
Nowy film braci Coen świętuje triumfy. Krytyka wypowiada się w samych superlatywach, a nominacje do najbardziej prestizowej filmowej nagrody amerykanskiej spadły na ten obraz w imponujacej liczbie 8. Wczoraj odwiedziłem kino. Po wyjściu z seansu wiedzialem ze mialem do czynienia z filmem nietuzinkowym. W 2 godziny pozniej wiedziałem że jest to coś wybitnego a dziś wiem że mamy do czynienia z wybitnym filmem, kto wie czy nie najlepszym filmem 2007 roku. Taki wlasnie jest film Coenów - rosnie w widzu i przybiera coraz to wyrazniejsze ksztalty z każdą minutą. Podobnie dzieje sie w samym filmie - z kazda minuta dostajemy coraz to bardziej zdemoralizowany obraz swiata, wypelniony samymi ikonami i metaforami - mamy tu cale zlo wspolczesnego swiata w postaci Antona (rewelacyjna rola Javiera Bardema), mamy tutaj pesymistyczny obraz straconych nadziei i milczacej tęsknoty za dawnymi czasami stworzony przez kreację Tommy Lee Jonesa. Narracja filmu jest spokojna, jak cale Poludnie, scenariusz genialny, nie ma niepotrzebnych scen, dialogi powsciagliwe i niepozbawione czarnego"coenowskiego" humoru, przemoc narastajaca i fotografowana z niezwykla precyzja i realizmem. Zdjęcia niesamowicie wiraziste, dominują tu barwy typowe dla poludniowej scenerii - pomarancz, bez ktorego nie istnialby krajobraz Teksasu a tym bardziej pogranicza, rewelacyjnie sfotografowane wieczory, pelne różu, wspomnianej juz pomaranczy i ciepłego granatu - az czuc tamtejszy upał. Równie imponujaco wygladaja zdjecia we wnętrzach. Jestem pewien że minie jeszcze kilka dobrych dni zanim ten film calkowicie we mnie urośnie a wszystkimi smaczki zaserwowanymi mi przez braci Coen będę mógł się w pełni delektować. Kto nie widział, marsz do kina!!!
Zgadzam się z Jurandem. "No Country for Old Men" to rewelacyjne kino. Bracia Coen po kilku słabszych filmach powracają w wielkim stylu. Javier Bardem w roli mordercy psychopaty - wspaniały i niezwykle wiarygodny, chyba rola jego życia, sportretowanie zła absolutnego, bezkompromisowego, Josh Brolin w roli kowboja z walizą forsy tropionego przez Bardema - także wspaniały, no i wreszcie Tommy Lee Jones jako glina starszej daty, który nie potrafi lub nie chcę pojąć otaczającej go rzeczywistości. Cudowne ujęcia Rogera Deakinsa, sporo krwi i przemocy, szczypta humoru (konwersacja Bardema z dwoma dzieciakami) oraz niekonwencjonalny finał. Kto nie widział, marsz do kina!!!
No jam widział i nie wypada mi sie z moimi przedmówcami nie zgodzić, gdyż "No Country For Old Men" to absolutnie fantastyczne kino, posiadające niespieszne tempo, z pozoru wydawałoby się banalną fabułę (ile to juz razy przerabialismy schemat "znalazca sporej sumy forsy i ścigający go ludzie"?), którą Coenowie przekłuli w prawdziwy filmowy majstersztyk. Aktorstwo rewelacyjne każdego bez wyjątku (mi szczególnie do gustu przypadła wspaniała rola Tommy Lee Jonesa jako zawiedzionego życiem gliny), brak muzyki potęgujący znakomitą atmosferę uzyskaną dzięki świetnym zdjęciom wspomnianego przez Embalmera Rogera Deakinsa a całość pozbawiona absolutnie jakichkolwiek wad. Historia choć z pozoru wydawałoby się dosyć prosta wciąga niesamowicie i nie pozwala oderwać oczu od ekranu. Jak wspomniał Jurand film po seansie w widzu rośnie i dojrzewa i jeszcze długo po zakończeniu myśli się o nim i analizuje każdy fakt - a jest co analizować gdyż Coenowie pod płaszczykiem bezkompromisowego i pełnego przemocy thrillera przemycili potężny ładunek naprawdę ciekawych spostrzeżeń na temat współczesnego świata i zamieszkujących go ludzi. Każdy aspekt tej produkcji należałoby analizować i opisywac z osobna mi jednak w pamięci najdłużej pozostała twarz Tommy Lee Jonesa z końcowej sceny filmu... Naprawdę absolutnie wyjątkowe dzieło, o którym będzie się jeszcze mówiło przez wiele lat. Absolutny must see!
Mi tez sie baaardzo podobal. Genialna rola Jones'a, jakze inna od tej z np. Sciganego. Tam nieustepliwy gliniarz, u Coenów bezradny, zmeczony czlowiek. Przemoc go przerasta, poddaje sie. No Country for Old Man. Majstersztyk. Bardem niszczy postacia Sugara. Od lat nie widzialem takiego psychola. Brolin rowniez wymiata. Cala ekipa spisala sie cholernie dobrze.
Plusem jest brak muzyki. Jedyny moment w ktorym muza pojawia sie w filmie to meksykanscy grajkowie. Poteguje to niezwykly klimat, a w kulminacyjnych scenach niezwykle mocno trzyma w napieciu. Scena Bardem-Woody. Moc, i jeszcze dzwiek telefonu w tle.
Genialny film, do wielokrotnego ogladania. Jestemy swiadkami rodzenia sie nowej klasyki
Zgadzam się z Jurandem. "No Country for Old Men" to rewelacyjne kino. Bracia Coen po kilku słabszych filmach powracają w wielkim stylu. Javier Bardem w roli mordercy psychopaty - wspaniały i niezwykle wiarygodny, chyba rola jego życia, sportretowanie zła absolutnego, bezkompromisowego, Josh Brolin w roli kowboja z walizą forsy tropionego przez Bardema - także wspaniały, no i wreszcie Tommy Lee Jones jako glina starszej daty, który nie potrafi lub nie chcę pojąć otaczającej go rzeczywistości. Cudowne ujęcia Rogera Deakinsa, sporo krwi i przemocy, szczypta humoru (konwersacja Bardema z dwoma dzieciakami) oraz niekonwencjonalny finał. Kto nie widział, marsz do kina!!!
Jakich slabszych?
A przepraszam, Ladykillers to niby świetne kino? Nie dość, że remake, i to absolutnie genialnego filmu Mackendricka, skrzącego się czarnym humorem w brytyjskim wydaniu, to na domiar złego wkurzający i infantylny film I tamta "lady" była urocza, natomiast ta u Coenów to wkurzający moher
A Intolerable Cruelty, choć dość przyjemny, też nie był na miarę ich możliwości.
Nie widziałam jeszcze To nie jest kraj..., ale mam nadzieję, że mnie wgniecie w fotel
No co najmniej swietne no i taki sam remake jak i wszystkie inne ich filmy Dzieki bogu ze silili sie na angielski humor. Mnie tam nie wkurzala, bardzo przyjemna babcia, a co wspolnego miala z moherem to nie rozumiem kompletnie. Stylistyczne rozrzut zawsze mieli spory, ale slabego filmu to nie zrobili Oczywiscie Czlowieka ktorego nie bylo na polce z Big lebowskim nie posadzisz bo to co innego natomiast wszystkie ich filmy kupuje w ciemno. Tego najnowszego rowniez nie widzialem i w sumie to obawiam sie wlasnie tego spuszczania sie nad nim. O ile wczesniejsze zawsze wzbudzaly jakis rozdzwiek to tu jest jednostronny niemalze aplauz...
Co miała wspólnego z moherem? Dawała kasę na klechów
Świetne - no cóż, gust mamy inny Ale żeby oddać sprawiedliwość, to należy powiedzieć, że mało obsuw na koncie mają. W sumie to tylko ten film mnie się nie widział, choć Okrucieństwo też nie należy do szczytowych osiągnięć.
"No Country..." uważam za arcydzieło, a przy okazji za najmroczniejszą rzecz w dorobku Coenów obok debiutanckiego "Blood Simple". Tamten film można jeszcze było potraktować jako zabawę w stylizację na kino noir, natomiast NCFOM jest opowieścią absolutnie serio.
Mam wrażenie, że opowiada o moralnym upadku USA, a może całego świata. Ale tutaj każdy ma prawo do wyciągnięcia własnych wniosków.
Co sądzicie o antybohaterze Bardema?
Oczywiście poza tym, że jest koszmarnym psychopatą, mrożącym krew w żyłach swoją absolutną obojętnością wobec ludzkiego życia! Zabijanie nie sprawia mu nawet przyjemności, po prostu wykonuje skrupulatnie swoją pracę.
Jeśli przyjąć interpretację religijną, jest Szatanem, który zstąpił na amerykańską ziemię, by ukarać całą ludzkość za odejście od boskich praw.
Całkiem prawdopodobne, że niedługo doczekamy się tego typu interpretacji ze strony filmoznawców-katolików. Myślę jednak, że to ślepa uliczka. Bardem nie jest wszechwiedzący i można go zranić (czy zabić, to już kwestia otwarta), Diabłem więc nie jest. Boga zaś w filmie nie ma - milczy bądź nie istnieje. Więc raczej mamy do czynienia z dramatem egzystencjalnym.
Może po prostu Bardem symbolizuje całe zło, które zawładnęło Ameryką?
Lub też nie symbolizuje niczego, po prostu jest enigmatyczną postacią, rewelacyjnie napisaną i zagraną?
Mam wrażenie, że opowiada o moralnym upadku USA, a może całego świata. Ale tutaj każdy ma prawo do wyciągnięcia własnych wniosków.
A ja myślę, że to głos poparcia Coenów dla zamknięcia granicy USA z Meksykiem.
Blood simple to nie wiem czy akurat taki mroczny jest jezeli chodzi o ich filmy. Duzo jednak bylo duzo bardziej zlowieszych rzeczy w ich karierze. John Dahl dokladnie w te same nuty uderzal a jednak bardziej mroczne sa szczegolnie jego wczesne twory...
Wreszcie obejrzałam ten film. I... szczerze? Nie padłam na kolana. Nie zachwycił tak, jak mógł. Po prostu - dobry film, świetnie zrealizowany. Tylko, albo aż tyle. Nie wzbudził we mnie większych emocji. Podobnie było z Brokeback Mountain - ogólna ekstaza mediów, krytyków. Widać albo jestem odporna, albo nie wiem już, co Coenów zawsze będę wyżej ceniła za ich wcześniejszy dorobek. Ten film nie powalił mnie, nie wgniótł w kanapę, nie zaparł mi tchu w piersiach. Bardem doskonały, ale on po prostu JEST doskonały. Warto obejrzeć. Może kto inny wyjdzie ze szczęką na kolanach, ale nie ja.